Cóż za chichot historii, ale jakże pozytywny! To był przecież pogrzeb. A jak wielu ucieszył, podnosił na duchu i napawał dumą.
Taka jest właśnie historia Żołnierzy Wyklętych. Można się przepychać na epitety: jedyna w swoim rodzaju, niezwykła, osobliwa, zadziwiająca… Ja bym to określił trochę dłużej, ale dobitniej: Jak bardzo zostali niegdyś wyklęci, tak mocno wracają dzisiaj do świadomości Polaków.
Przypomina mi się znane powiedzenie, dotyczące właśnie antykomunistycznych partyzantów, coraz częściej spotykane w internecie: „Chcieli nas zakopać. Nie wiedzieli, że jesteśmy ziarnem”. I jednym z takich ziaren, które tej wiosny pięknie rozkwitło i już na zawsze zakorzeniło się w polskiej ziemi, był ppłk Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka”.
Fakt, że proces rozkwitania legendarnego dowódcy Armii Krajowej trwał dość długo, bo aż 65 lat, ale w końcu przyszła piękna, patriotyczna wiosna 2016 roku.
Czy wówczas major Wojska Polskiego spodziewał się, że - oprócz swojego 2. szwadronu w 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich i potem słynnej 5. Wileńskiej Brygady AK - poprowadzi kilkadziesiąt lat później pod swoim dowództwem kilkunastotysięczny tłum Polaków, morze sztandarów, grupy rekonstrukcyjne, duchownych, harcerzy, kompanie wojskowe na czele z prezydentem RP, ministrem obrony narodowej i wieloma zasłużonymi kombatantami?
Uroczystości pogrzebowe „Łupaszki” pokazały, że Polska potrafi być jednością, mimo tych ciągłych politycznych podziałów. Może właśnie na tym polega fenomen historii żołnierzy niezłomnych II konspiracji? W kondukcie żałobnym szedł przekrój społeczeństwa. Rodziny z małymi dziećmi, nastolatki, studenci, osoby w podeszłym wieku. Pełnosprawni i niepełnosprawni. Bogaci i biedni. Do Warszawy, pożegnać podpułkownika, przyjechali znad Bałtyku i spod Tatr, z Lubelszczyzny i całego Śląska.
Kibice odpalili te "straszne" race, gdy trumna przejeżdżała obok nich, i gdy przechodził prezydent z całą świtą. Nikt nie uciekał ze strachu. Nikt nie został za to zatrzymany. Nie było żadnych prowokacji, burd (ulubione słowo liberalno-lewicowych mediów), konfliktowych sytuacji, pretensji. Można? Można.
Wszyscy szli, modląc się w skupieniu i radości. Bo śmierć podpułkownika, jego zamordowanie w mokotowskim więzieniu przez UB, jest tragedią, ale na pewno nie poszła na marne. Przeciwnie - wydała obfity plon. I myślę, że on, oraz jego kompani broni, przed laty wyklęci, nie powiedzieli ostatniego słowa.
Dowództwo „Łupaszki” nie minęło. A nawet powiem więcej, miał pod swoją komendą w dzień pogrzebu praktycznie całą Polskę. A bezczelne wyjątki (jeden z nich poniżej), których nie warto komentować, tylko potwierdzają regułę.
Co najważniejsze, to już nie jest moda, jakiś trend, czy fala patriotyzmu. Bo trendy i fale przemijają. Oczywiście, jeszcze wielu bezimiennych bohaterów do odszukania i wiele mamy do zrobienia w tym zakresie wokół siebie. Nie tylko historycy, dziennikarze, czy politycy. Każdy z nas może zasiać ziarno w swoim otoczeniu, które zbrodnicza komunistyczna władza PRL chciała jak najgłębiej zakopać.
I może, nawet dosłownie, zakopała bohaterów. W nieznanych nikomu mogiłach, twarzą do ziemi. Jednak siła prawdy, niczym siła natury, przebiła ciemną ziemię i żołnierze-kwiaty ujrzeli światło dziennie. Wróciły godność i honor. A nam radość. Na niej nie możemy zakończyć. Teraz mamy szansę podlewać te ważne dla narodu rośliny i pielęgnować je dla przyszłych pokoleń.
Czytaj także: