Co byście pomyśleli, kiedy zapraszając wujka czy ciocię na swój ślub usłyszelibyście pytania: A ile was to wszystko kosztowało? A skąd wzięliście pieniądze? Ile przeznaczyliście na garnitur czy sukienkę, a ile na jedzenie?
Domyślam się, że gdyby wystarczyło wam cierpliwości wytłumaczylibyście (być może zaskoczonym, a na pewno niezwykle ciekawskim) członkom rodziny, że chociaż owszem pieniądze są ważne, to jednak nie one stanowią istotę tej uroczystości. Widziałem to tysiące razy, obserwując jak młodzi zapraszali do kościoła panią, która za odpowiednią opłatą zagrała w czasie Eucharystii "Ave Maria" na skrzypcach. Doskonale ich rozumiałem. Każdy ma w swoim życiu takie chwile, w których najważniejsze naprawdę jest niewidoczne dla oczu i pytanie w takim momencie o stan kasy jest delikatnie mówiąc - nietaktem lub oznacza, że ktoś czegoś nie zrozumiał.
Myśli te zrodziły się we mnie kiedy po raz kolejny ktoś przygotowując materiał na temat zbliżających się Światowych Dni Młodzieży przysłał zestaw dyżurnych pytań: "Czy naprawdę będzie to kosztowało tyle, co napisała ta i ta gazeta?" "Skąd wzięliście tyle pieniędzy?" no i - a jakże: "Co pochłonie najwięcej funduszy?" Pomijam fakt, iż pytający wydaje się być mało oryginalny (to już było), totalnie nieprzygotowany do rozmowy (impreza taka jak ŚDM to rzeczywistość znacznie bogatsza niż pieniądze). Do tego widzę, że bierze się za pisanie o czymś, czego totalnie nie rozumie.
Pamiętam, że przebywając w Rio do Janeiro i relacjonując odbywające się tam wydarzenia związane ze Światowymi Dniami Młodzieży, przeglądałem lokalną prasę. Dziennik „O Globo” powołując się na badania przeprowadzone przez studentów jednego z miejscowych uniwersytetów, napisał, że spotkanie młodych w Brazylii przyniosło dochód – uwaga! – 17 razy większy niż Puchar Konfederacji, odbywający się w tym kraju w czerwcu tego samego roku, co ŚDM. Te same badania wykazały, że spośród pielgrzymów odwiedzających Rio 87 proc. było w tym mieście po raz pierwszy. Biorąc pod uwagę, że w ostatniej Mszy św. z papieżem brało udział 3,2 mln osób, daje to jakieś 2,8 mln odwiedzających Brazylię tylko i wyłącznie ze względu na kościelną imprezę. Nagrodę Nobla takiemu miastu i odpowiedzialnym za promocję, którzy są w stanie ściągnąć taki tłum, by spędził tydzień w danej miejscowości.
A może przyszedł już czas, by napisać, że zobaczymy w Polsce kilka milionów młodych ludzi, robiących raban na ulicy i radośnie wyrażających swoją wiarę w Jezusa Chrystusa? Że te kilka milionów rozjedzie się w czasie tygodnia misyjnego do różnych miast naszego kraju i będą mówić, jak wspaniale jest być członkiem Kościoła katolickiego i że ci ludzie, których dzieli niemal wszystko: kultura, miejsce zamieszkania, a często i status społeczny, podadzą sobie ręce i będą publicznie modlić się i chwalić Boga, wyznawać wiarę i dawać świadectwo, że Jezus daje prawdziwe szczęście. To jest istota Światowych Dni Młodzieży. I dlatego nie mogę się doczekać tego spotkania. Ktoś poza mną też?