Wyzbyć się swojego subiektywizmu i podporządkować się woli Jezusa. O seminarium, kandydatach i wpływie świata, który goni za czymś zupełnie innym opowiada ks. dr Adam Łuźniak, rektor Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu.
Czym jest seminarium? Wielu przechodzi obok czerwonych murów budynku na Ostrowie Tumskim przy pl. Katedralnym 14 i jest to dla nich wielka tajemnica.
Jest tym, czym było zawsze: miejscem, domem i środowiskiem, którego rola oraz charyzmat to wspieranie rozeznawania powołania kandydatów do kapłaństwa i formowanie ich na księży w kontekście dzisiejszych wyzwań. W seminarium kandydaci lepiej poznają, czego oczekuje Chrystus i Kościół od kapłanów, ale też tego, czego oczekują od nich dzisiaj ludzie. Tych oczekiwań musimy uczyć się ciągle na nowo – wiadomo, że 40 czy 80 lat temu były one nieco inne niż dzisiaj. Każde seminarium jest zanurzone w uwarunkowaniach swojego czasu – kontekstu społecznego i kulturowego. Nie ma dwóch takich samych seminariów, bo każde odpowiada na zapotrzebowania diecezji i żyje jej klimatem, jej kontekstem historycznym.
Czym powinien odznaczać się kandydat do seminarium, człowiek, który podejmuje wyzwanie formacji do kapłaństwa?
Musi mieć szczerą chęć służenia Bogu i ludziom. Wiem, że to bardzo ogólne sformułowanie, ale ujmuje dobrze istotę. Szczerość, czyli wolność od dwulicowości, od chęci "ustawienia się w życiu" przez przyjęcie święceń kapłańskich. Chodzi także o postawę służby, o gotowość do poświęcenia swego życia, zainwestowania go w służbę Chrystusowi. Całe 6 lat zmierza do tego, żeby weryfikować, czy pragnienie jest rzeczywiście autentyczne. Formacja zmierza w szczegółach przede wszystkim do tego, aby wzmacniać to, co jest dobre i wymaga wzmocnienia, aby rozwijać to, co jeszcze może niedojrzałe, co na początku znajdowało się w zalążku. Niekiedy trzeba rezygnować z tych cech, które są szkodliwe, czyli zmagać się z wadami. Warto podkreślić, że jeśli już na starcie życia seminaryjnego w sercu kandydata dominuje szczerość, jest on w stanie bardzo wiele rzeczy wypracować i osiągnąć, nawet takie cechy, których może na początku drogi mu brakowało.
Czy współczesny coraz nowocześniejszy pod względem technologicznym świat utrudnia formację seminaryjną? Wszechobecny internet, telefony komórkowe, w których mamy właściwie wszystko, otaczająca nas elektronika sprawiają, że ludzie się zmieniają. Czy to wpływa na naukę w seminarium?
Postęp technologiczny rzeczywiście może utrudniać pewne aspekty formacji. Jestem jednak optymistą – jako całość formacja jest nadal możliwa, nie jest ona zagrożona. Oczywiście kandydat przychodząc już z pewnym doświadczeniem życiowym nie może być krytykowany tylko dlatego, że korzysta z technicznych nowinek. Pierwszy krok w wysiłku formacyjnym w odniesieniu do najnowszych odkryć technologii cyfrowej zmierzać powinien do uświadomienia, że technika jest tylko narzędziem. Nie może być nigdy celem sama w sobie. Technika ułatwia czy umożliwia realizację rozbudzonych przez marketing pragnień i spełnianie potrzeb. Możliwości techniczne tworzą nowy wymiar rzeczywistości, ale pamiętać trzeba, że wszystko to, co obraca się w kategoriach doczesnych, nie jest celem samym w sobie. Innym zadaniem stojącym przed formacją do kapłaństwa jest ukształtowanie w kandydacie do święceń myślenia ewangelicznego, którego aspektem jest przekonanie, że nasze horyzonty są szersze niż tylko zorganizowanie życia na tej ziemi. Dom, rodzina, praca i pasje, to nie wszystko. Technika może bardzo mocno zwężać nasze myślenie do doczesności – nabieranie dystansu do tego, co nowoczesne, pozwala rozszerzać horyzonty myślenia.
I alumni przyjmują to bez oporu?
Jeśli potencjalny kleryk przychodzi ze świata, który żyje techniką, wówczas nie na tym polega rzecz, żeby zmusić go do zerwania z nią definitywnie, lecz pokazać, że jest tylko narzędziem, które przecież może zdziałać wiele dobra. Nie chodzi o to, by obrażać się na świat, ale o to, aby to, co nowoczesne, włączyć w zadania, jakie stoją przed Kościołem. Przykładem może być św. Paweł Apostoł znany ze swego dystansu do grecko-rzymskiej cywilizacji. Ten dystans nie przeszkadzał mu jednak w korzystaniu ze słynnych dróg rzymskich – struktury analogicznej do dzisiejszego internetu. Korzystając z tego, co niosła kultura, nie dał się przez tę kulturę zawłaszczyć. Dziś zapewne podróżowałby samolotem a w plecaku nosiłby tablet i telefon komórkowy podporządkowując technikę zadaniu głoszenia Ewangelii.
Kandydaci przychodzą z różnych stron, z różnych środowisk, czy da się zauważyć w nich odbicie jakichś społecznych problemów? Są przecież pewnym wycinkiem społeczeństwa.
Dziś trudności dotyczą przede wszystkim sytuacji polskich rodzin, z których przecież wszyscy pochodzimy. To, czym żyją polskie rodziny i trudności, z jakimi się zmagają ma wpływ na osobiste doświadczenie kleryków, na ich nawyki, mechanizmy funkcjonowania we wspólnocie, czasem niesie ze sobą trudności w seminaryjnym życiu. Jakość rodzinnych relacji wpływa na postawę kandydata do kapłaństwa, bo to z domu wynosimy najważniejsze wartości.
Czyli możemy powiedzieć, że słabnąca instytucja rodziny szkodzi powołaniom?
Świat żyje określonym życiem, określonymi schematami, zmiennymi, często nieewangelicznymi. Próbujemy mieć wpływ na całe grupy ludzi, na całe społeczeństwo, osiągamy na tym polu pewne sukcesy, udaje się wprowadzić określone korekty, zmienić prawo, zaproponować lepsze zasady. Ale doświadczenie uczy, że świat zawsze szedł swoim rytmem, dlatego nie ma pełnej tożsamości między Królestwem Bożym, a światem. Możemy zasiać ziarna Królestwa Bożego w świecie i to zadanie Kościoła każdego wieku. Bóg, powołując określonych ludzi w tym świecie, czyni to dlatego, że pochodzący z określonego środowiska znają jego realia i język. Pan Bóg powołuje niekiedy kandydatów z bardzo trudnych środowisk, bo tacy kandydaci – ze wszystkimi zagrożeniami, jakie ich osobista historia życia niesie dla formacji – lepiej rozumieją świat, z którego wyszli i skuteczniej będą mu w stanie zaproponować Ewangelię. Często tak jest, że Pan Bóg powołując człowieka trudnego kontekstu, daje szanse tym, do których zostanie posłany później. Dlatego nie ma środowisk przegranych, przekreślonych w kontekście powołaniowym.
To w pewien sposób fenomen, że ludzie zostawiają w pewnym sensie swoje życie i wkraczają w mury seminarium, by iść za Chrystusem. Da się to jakoś wyjaśnić?
Kandydaci odczuwają niepokój zasiany przez Bożą łaskę i dręczące pytanie: Czy jestem powołany do kapłaństwa? Jest to takie pozytywnie niepokojące wezwanie. Trochę tak, jak człowiek, który wchodzi na pagórek nieopodal swojego domu, patrzy w dal i zadaje sobie pytanie: co jest poza horyzontem? Albo ktoś, kto staje nad brzegiem morza i linię horyzontu odczuwa jako prowokację do podjęcia wyprawy. Dlaczego – mając na brzegu wszystko, co do życia potrzebne: dom, jedzenie, pracę, życiowe zabezpieczenie, bezpieczeństwo i relacje międzyludzkie – decyduje się na podjęcie ryzyka, powierza życie kruchej łodzi i płynie przekonać się, co rzeczywiście jest w oddali. Po ludzku jest to odkrywcze pragnienie człowieka, w wymiarze wieczności – realizacja wezwania od Pana Boga: „Zostaw wszystko, co masz i pójdź za mną”.
Czy możemy powiedzieć o wzroście czy spadku liczby kandydatów do seminarium?
Patrząc z pewnej perspektywy na Dolnym Śląsku sytuacja powołaniowa utrzymuje się na stabilnym poziomie jednego kandydata na 18-19 tys. maturzystów. Oczywiście im mniej osób zdających maturę w danym pokoleniu, tym mniej potencjalnych kandydatów do seminarium. Wiemy, że Polska przechodzi kryzys demograficzny, który także odczuwamy w kolejnych rocznikach w seminarium. Grupy liczą mniej więcej 15-18 osób na roku.
Seminarium edukuje, kształci, ale przede wszystkim formuje do służby. Czego powinien wyzbyć się kandydat?
Wyzbyć się swojego, często mocno rozbudowanego subiektywizmu. Tu, w seminarium – a później w życiu kapłańskim – nie układa się wszystkiego zaczynając od siebie, tylko stara się podporządkować swoje pragnienia woli Jezusa. Nie może stawiać własnego poglądu czy zdania ponad obiektywny głos Chrystusa wyrażony przez Kościół. Kleryk jest jak nowo odkryty diament. Po wydobyciu z pokładu kopalni diament (wejście w życie seminaryjne) jest niewątpliwie cenny, ale dopiero po dokładnym i kompetentnym oszlifowaniu zdobywa swoją właściwą cenę, przekraczającą wielokrotnie wartość początkową. Tak samo jest w formacji – jest ona jak szlifowanie diamentu. Gdy to się osiągnie, można się cieszyć, gdyż w życiu księdza święta posługa kapłańska, podobnie jak blask szlachetnego kamienia, rozlewa się na otoczenie odbijając światło samego Chrystusa.