Niezwykłe porządki przy polskiej historii

Niektórzy pojechali tam po raz pierwszy, zachęceni opowiadaniami znajomych. Inni wyruszyli po raz kolejny, mając wspomnienia z poprzednich lat. Wszyscy w jednym celu.

W sobotę 2 lipca po godz. 20 ponad 1000 wolontariuszy wyruszyło na Kresy Wschodnie w ramach 8. edycji akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”.  Jej uczestnicy uporządkują i zinwentaryzują 110 zapomnianych polskich nekropolii, które niszczeją na Ukrainie. Tym razem dołączyli również Polacy z Wileńszczyzny, Białorusi, a nawet ze Szkocji.

Z roku na rok inicjatywa zyskuje coraz więcej zwolenników i chętnych, by przez 10 dni pracować, porządkować groby, odnawiać napisy, spisywać epitafia (szczegółowa inwentaryzacja, dzięki której będzie można odnaleźć groby bliskich), a na końcu zapalić symboliczne znicze.

- Zaczęło się w 1999 roku od uratowania cmentarza w Kołomyi, który był przeznaczony do zaorania, ponieważ miało tam powstać osiedle. Polacy, czyli lokalna społeczność, nie byli w stanie temu zapobiec, więc ekipa Studia Wschód pomogła im. Po 10 latach od tego wydarzenia akcja zaczęła mieć charakter masowy. Włączyli się Dolnośląskie Kuratorium Oświaty i samorządowcy - mówi Łukasz Wolski koordynator.

W ramach pierwszej edycji w 2010 roku wyjechało 50 osób, dzisiaj jest ich 20 razy więcej.

- Przedsięwzięcie, oprócz tego, że ratuje polskie dziedzictwo na Kresach, ma także wielki walor edukacyjny, zwłaszcza dla dużej grupy uczniów gimnazjalnych czy licealnych. Poznają oni polską historię związaną z Kresami. Odwiedzają tak ważne miejsca, jak cmentarz Orląt Lwowskich czy Kamieniec Podolski - dodaje Ł. Wolski, który już po raz 7. wspiera inicjatywę.

Uczestnicy wręcz dotykają ważnej polskiej historii. Poprzez udział ich patriotyzm staje się nie tylko modnym słowem, ale wprowadzeniem go w czyn. Oprócz uczniów dolnośląskich szkół, zgłosiło się wielu członków stowarzyszeń kresowych. Najstarszy wolontariusz ma 85 lat. To sztafeta pokoleń, która świetnie się dogaduje, współpracując przy pracach renowacyjno-porządkowych.

- W chwili, gdy wchodzi się na cmentarz i widzi się polskie napisy na nagrobkach, czuje się, że tam była Polska i ta polskość nadal tam jest. Nekropolie to jedne z ostatnich naszych śladów na tamtych ziemiach - wyjaśnia Ł. Wolski.

Podkreśla, że przy pracach pomaga także ukraińska młodzież. A ludzie, którzy przechodzą obok, pozdrawiają. Czasem zdarza się konflikt polsko-ukraiński, jednak zachodzi on na poziomie politycznym, nigdy oddolnym.

- W Tłumaczu (woj. stanisławowskie) nawet mer miasta pomaga. Tam dają nam dostęp do wody, podstawiają przyczepę na wywóz śmieci. Panuje przyjazna atmosfera. Ale nie wszędzie z tych 110 miejscowości tak jest - potwierdza koordynator.

Akcja „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” to nie tylko porządki na cmentarzach i prace przy odnawianiu polskich miejsc pamięci. Uczestnicy mają niezwykłą okazję do spotkania i rozmowy ze swoimi rodakami, którzy zostali na Wschodzie po II wojnie.

- Bierzemy ze sobą różne dary - jedzenie, jakieś słodycze dla dzieci. Odwiedzamy też starsze osoby, m.in. 102-letnią mieszkankę Kaczanówki Petronelę Mydło czy 95-letnią Anastazję Jankowską z Wolicy, która jest już niewidoma, a przez całe życie opiekowała się grobami Polaków zamordowanych przez banderowców - opowiada Ł. Wolski.

Jak reagują rodacy ze Wschodu? - Najczęściej są to łzy wzruszenia po dwóch stronach - rodaków, jak i wolontariuszy, którzy pierwszy raz mają styczność z Polakami z Kresów. Nasza młodzież czuje wtedy, co naprawdę oznacza oddanie dla ojczyzny, gdy widzi te starsze osoby, które mimo tylu lat poza granicami Polski, kultywują nasze tradycje, propagują naszą kulturę i doskonale mówią po polsku - odpowiada 26-latek.

Dominika Sieroń po raz 7. bierze udział w inicjatywie. Jak mówi, czuje misję w ratowaniu polskich cmentarzy na Ukrainie i to jej forma wyrażania patriotyzmu. - Pamiętam swój pierwszy raz w 2010 roku. Przeżyłam szok. Nie wiedziałam do końca, dokąd wyruszam i po co. Nie miałam świadomości, co tam zastanę. Teraz jadę trochę jak... do siebie. Tam czekają na nas rodacy. A jak wspominam kolejne wyjazdy? Dobrze. Inaczej by mnie tutaj nie było w tym roku - mówi.

Tłumaczy, że to świetna lekcja historii oraz sprawdzian dla samego siebie poprzez ciężką pracę, czy słońce, czy deszcz. Najbardziej wzruszające momenty, jej zdaniem, to oczywiście spotkania z Polakami żyjącymi na Kresach. - Opowiadają nam różne historie. Widać, że wyczekują nas cały rok - zaznacza.

Jak wygląda przykładowa praca? Po wejściu na cmentarz każdy sobie wybiera miejsce, które chce porządkować. - Trzeba najpierw ściąć krzaki, wyrzucić je na przyczepę, pograbić teren. Czasem kosimy chwasty, ale nie zawsze, bo rosną drzewa. Wtedy siekierą wyrąbujemy zarośla. Dalej, podnosimy przewrócone nagrobki, malujemy literki. Polskie imiona i nazwiska wzbudzają szybsze bicie serca i ciepło - opisuje Dominika.

Wtedy uzmysławia sobie, że stoi ziemi, na której mieszkali i ginęli jej przodkowie. - To są emocje, które ciężko opisać. Gdy patrzę na siebie sprzed 7 lat, wiem, że te wyjazdy wlewają w człowieka wielką dojrzałość. Pozwalają dotknąć polskiej historii, namacalnie jej doświadczyć - podsumowuje uczestniczka.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..