W polsko-francuski rejs po Odrze wyruszyli mieszkańcy karmelitańskiej parafii pw. Opieki św. Józefa we Wrocławiu wraz z pielgrzymami z Nancy.
„Błogosławieni miłosierni…” niosło się po rzece, gdy młodzież odbijała od nadbrzeża. W okolicach Politechniki zdumieni spacerowicze usłyszeli: „swoją barkę pozostawiam na brzegu…”, a dalej Francuzi przy gitarach ogłaszali donośnie w swoim języku, że „Zmartwychwstał Pan!”. W pewnej chwili na brzegu rozległy się radosne okrzyki – na widok przepływających rodaków inni francuscy pielgrzymi rozwijali w pośpiechu własną flagę, a Hiszpanie obok też nie chcieli być gorsi.
Co się działo na barce, oprócz śpiewania i grania? Tańczono – m.in. przy… góralskiej muzyce, granej na skrzypkach w polsko-francuskim duecie, jedzono gorące kiełbaski i… toczono dłuuugie rozmowy.
Wesoło robi się wkrótce choćby przy stoliku, przy którym przysiadła pani Anna Kubicka. W pewnym momencie otaczający ją pielgrzymi wyciągają dłonie, robiąc „słoneczka”, i krzyczą ile sił w płucach, z właściwym sobie akcentem: „Kluczborskaaaa!!” O co chodzi? To ulica, przy której zamieszkali na czas pobytu we Wrocławiu. Pani Anna z mężem wyuczyła ich adresu na pamięć, żeby się nie zgubili, a oni przerobili go na specyficzny okrzyk, „z pokazywaniem”.
– Nasi gospodarze nas zadziwili – tłumaczy Julia, która również gościła na Kluczborskiej. – Przyjęli nas aż ośmioro, cztery rodzeństwa po dwie osoby. A niedawno zamówili dla nas specjalny tort, na którym przedstawiono flagę polską oraz flagę francuską. Tort miał ponadto kolorowe warstwy w naszych narodowych barwach. To była niesamowita niespodzianka!
Rodzina pani Anny zawsze była otwarta na innych ludzi, gościnna. Jest zresztą bardzo liczna – swego czasu w jednym mieszkaniu żyli razem przedstawiciele 5 pokoleń: pani Anna z mężem, jej prababcia, babcia, mama i jej synek. – Podczas spotkania Taize we Wrocławiu mieszkało u nas 15 osób – wspomina. – Był wśród nich niewidomy Niemiec, byli Włosi, którzy zrobili nam niespodziankę. Sami przygotowali w naszej kuchni włoskie potrawy, zaprosili na poczęstunek nas i innych Włochów, ucztowaliśmy, tańczyliśmy… Wesoło było – wspomina. Teraz też dom wypełnił się radosną młodzieżą. – Byli bardzo uczynni, koniecznie chcieli zmywać po sobie, pomóc w kuchni…
Na pokładzie barki można było spotkać m.in. kleryka imieniem Alexandre Marie, czciciela św. Teresy z Lisieux, a także Melissę. Urodzona w Gabonie, przyjechała do Francji na studia. – Kiedy znalazłam się z dala od domu, od mamy, która przypominała mi o chodzeniu do kościoła, moja wiara osłabła. 2 lata temu uczestniczyłam jednak w rekolekcjach, podczas których doświadczyłam dotknięcia Ducha Świętego. Spotkałam żywego Boga – dzieli się swoją historią.
Gdy już po zmroku barka zbliża się do „portu” obok Hali Targowej, Ostrów Tumski słyszy donośne „Jesus Christ, You are my life!”. – To był bogaty czas dla wrocławskiego Kościoła. Czas wejścia w moc Ducha Świętego, doświadczenia radości – mówi o. Krzysztof Piskorz OCD.
Wobec rozstania gospodarzom łzy stają w oczach. Jakby żegnali własne dzieci… Do zobaczenia!