Czuwanie w sobotnią noc i Msza Posłania w niedzielę to kulminacja Światowych Dni Młodzieży. Jak te przełomowe chwile na Campusie Misericordiae przeżywali nasi archidiecezjanie?
Przez całą sobotę z Krakowa i okolic do Brzegów ściągała młodzież z całego świata. Wędrówka na wielki plac Miłosierdzia była zwieńczeniem ich kilkudniowej pielgrzymki. Ok. godz. 19 rozpoczęło się tradycyjnie czuwanie z Ojcem Świętym.
Ogromny teren wypełniony młodymi ludźmi zapadł w skupienie przed Najświętszym Sakramentem przy urokliwym zachodzie słońca.
- Zachwycał mnie ten ogrom ludzi, aż poza horyzont. Wiem, że tam byli, choć wszystkich przecież nie widziałem (śmiech) - mówi dk Teodor Sawielewicz, który przyjechał do Krakowa z grupą urszulińską.
- Świetna atmosfera podczas wieczornej modlitwy, bardzo obrazowe i trafne słowa papieża Franciszka. I ta niezwykle żywiołowa reakcja młodzieży na stwierdzenie, żeby nie mylić szczęścia z kanapą, bo Jezus nie jest panem komfortu. Papież zaprasza nas do tego, żeby wyjść ze swojej wygody i przeżyć przygodę z Chrystusem - opisuje diakon z wrocławskiego seminarium.
Po wspólnej wieczornej modlitwie Campus Misericordiae coraz bardziej pogrążał się w śnie, ale diakon Teodor nie chciał spać.
- Wędrowałem wśród ludzi i rozmawiałem z nimi. Np. z Brazylijczykami o fawelach, czyli dzielnicach nędzy w ich kraju. Zasnąłem o godzinie 6 i wstałem o 7:30, a mimo to czułem się dobrze - opowiada.
To, co najbardziej go uderzało, to tłumy ludzi gdziekolwiek by się nie poszło. Oprócz tego wszechobecna radość ze spotkania wielu narodowości, wśród których energią wyróżniali się Włosi i Hiszpanie.
- Z ŚDM-ów w pamięci utkwiła mi specyficzna forma modlitwy. Na rynku krakowskim stała wielka scena koncertowa, a 50 m. dalej trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Nawet tutaj, w tak tłocznym miejscu się udało - wspomina diakon.
Choć podkreśla, że jeśli ktoś szuka wyciszenia i skupienia, to nie na tym wydarzeniu. Specyfika ŚDM-ów jest inna. Modlitwa tańcem, śpiewem, ciałem, spontanicznością, czyli tym, co się dzieje wokoło. Młodzi tutaj 24 godziny na dobę dawali świadectwo
Grupa tancerzy lednickich pod opieką ks. Jakuba Bartczaka na Brzegi ze swojego miejsca noclegu doszła pieszo czyli ponad 16 kilometrów. Mimo zmęczenia spowodowanego wędrówką w upale i niesieniem bagażu młodzi znaleźli w sobie siłę, by czynnie uczestniczyć w czuwaniu, modlić się i uchwycić parę chwilę skupienia przed snem pod gwiazdami.
- Noc była przyjemna, bo nie było zimno. Rankiem ciężko się wstawało, ale pobudka w takim miejscu robi wrażenie. Energia wszystkich ludzi pomaga, się przebudzić. Człowiek automatycznie się do wszystkich uśmiecha. Nie czuje zmęczenia - mówi Oliwia Musiał z Wilczkowic k. Sobótki.
Zaznacza, że naprawdę można się wspaniale pomodlić wśród tłumów na Światowych Dniach Młodzieży. - Nie trzeba takiej idealnej ciszy, bo akurat tutaj chodzi o coś innego: jedność w Chrystusie, braterstwo - tłumaczy.
Karolinie Matusewicz najbardziej podobał mi się moment, w którym już było ciemno, czyli po zachodzie słońca. Pielgrzymi zapalili wtedy świece i zaczęły się uwielbieniowe koncerty. Zapanowała atmosfera pokoju, takiego uspokojenia po całym dniu.
- Spaliśmy pod gołym niebem, noc była zimna, więc poczuliśmy trochę pielgrzymiego trudu. Z rana zaśpiewaliśmy godzinki i wtedy poczułam się trochę jak na pieszej pielgrzymce. Ojciec Święty Franciszek mówił do nas, że szczęście nie równa się wygoda. I tutaj trochę tego trudu przeżyliśmy, by ze sobą się spotkać i pomodlić, my wszyscy zgromadzeni w Chrystusie - ocenia 20-latka.
Niedzielną pobudkę wśród katolików z całego świata będzie długo wspominać. Podobnie jak Msze Posłania. Mimo wysokiej temperatury, a później ulewnych deszczy i burzy młodzi pielgrzymi wrócili do swoich domów naładowani najważniejszą energią - miłosierdziem.