3. edycja Biegu Niezłomnych - pamięci Żołnierzy Wyklętych w Sobótce zebrała na starcie prawie 1000 osób. To jednak nie była tylko impreza sportowa. Silny akcent patriotyczno-historyczny nie zamknął się jedynie w nazwie.
Wydarzenie gromadzi całe rodziny, młodzież i starszych. Oprócz walorów turystycznych (urzekające tereny Masywu Ślęży) i sportowych (bardzo dobra organizacja biegu głównego i startów dla dzieci) biegacze oraz ich osoby towarzyszące mieli możliwość spotkania z bohaterami, którym ta inicjatywa oddała hołd. Kilka chwil przed początkowym wystrzałem, z ust uczestników zabrzmiało tubalne: "Cześć i chwała bohaterom".
Zarówno przy linii startu jak i mety wszystkim uczestnikom kibicowali kombatanci Armii Krajowej i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” mieszkający we Wrocławiu i okolicach, ale przyjechali także żołnierze-weterani polscy z Białorusi czyli Kresów Wschodnich. Swoją obecnością zaszczycili także powstańcy warszawscy oraz potomkowie najdzielniejszych z dzielnych żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Bohaterowie byli dostępni na chwilę rozmowy w trakcie całej imprezy. Z tej niezwykłej okazji korzystała szczególnie młodzież.
Trasa głównego biegu wynosiła 10 kilometrów i, jak zapowiadał sędzia główny, nie należała do najłatwiejszych ze względu na wyboistość terenu. Nie biegła bowiem asfaltowymi ulicami, ale nieregularnym lasem masywu.
- Jakakolwiek forma upamiętniania Żołnierzy Niezłomnych jest czymś pięknym. Bardzo się cieszę, że spotykaliśmy się w Sobótce po raz kolejny i wierzę, że w następnych latach zobaczymy się tutaj jeszcze wiele razy. Nasi bohaterowie, których zabito przed laty, ci, których usiłowano nam wydrzeć, powracają, a my w różny sposób pokazujemy, że o nich pamiętamy - mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytut Pamięci Narodowej, który na mecie razem z kombatantami wieszał pamiątkowe medale na szyjach biegaczy.
- Cieszymy się, z tego, że ta inicjatywa, realizowana po raz pierwszy w 2014 r., ma swoją kontynuację. Nie wyobrażaliśmy sobie, żeby nie było dalszych edycji. Jak powiedział prof. Szwagrzyk: każda forma przywracania pamięci o bohaterach drugiej konspiracji, oczywiście w granicach prawa i zgodna z zasadami moralnymi, jest formą dobrą, a wręcz pożądaną - stwierdza Wiesław Drozdowski, dyrektor i pomysłodawca Biegu Niezłomnych.
Dyrektor Ślężańskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Sobótce podkreśla, że miasto ma doświadczenia w organizacji dużych imprez sportowych i rekreacyjnych. Bo, jak zaznacza, to wydarzenie nie jest tylko biegiem dla dorosłych.
- Równie ważną rolę przywiązujemy do biegów dzieci i młodzieży, do imprez towarzyszących, rekonstrukcji historycznych, do tego, co się dzieje w namiotach, czyli spotkań z kombatantami, potomkami Żołnierzy Niezłomnych. Przygotowujemy społeczeństwu lekcja historii i chyba najlepsza, najpiękniejsza - tłumaczy W. Drozdowski.
Istotną ciekawostką jest fakt, że tak naprawdę impreza wybiegła zasięgiem poza granice naszego kraju. 20 sierpnia o godz. 11.00 czasu polskiego, w ramach „3. Biegu Niezłomnych - Pamięci Żołnierzy Wyklętych" 10 km przebiegło 535 żołnierzy z Polskich Kontyngentów Wojskowych w Afganistanie, Kosowie oraz Bośni i Hercegowinie. Wystartowali także żołnierze wojsk brytyjskich stacjonujący w wyżej wymienionych ośrodkach wojskowych.
- Niestety, trzeba też dolać do wszystkiego łyżkę dziegciu - intryguje pomysłodawca Wiesław Drozdowski. - Impreza, w której biegnie prawie 1000 uczestników w biegu głównym, około 200 w rywalizacji dzieci i 535 polskich żołnierzy w polskich kontyngentach wojskowych na całym świecie, przy patronacie Prezydenta RP Andrzej Dudy niestety została pozbawiona wsparcia „ludzi z ul. Wiejskiej”. Politycy twierdzą bowiem, że to wciąż wydarzenie lokalne i takie pozostanie - nie ukrywa żalu organizator.
Nikt z sejmowych ław nie pojawił na wydarzeniu. A, jak podkreśla Drozdowski, to pokazuje podejście choćby do środowiska AK-owskiego, do kombatantów, do bohaterów.
- Jest mi przykro i mam żal, że nie otrzymaliśmy należnego wsparcia, choćby w postaci obecności - kwituje.
Mimo to sami uczestnicy zapewniają, że bawili się doskonale i oceniają bardzo wysoko organizację.
- Było trochę zbyt upalnie. Trasa dla mnie nie okazała się wymagająca. 2 tygodnie temu biegłem bowiem 53 kilometry w Beskidach, więc tutaj miałem lajcik. Nie ścigałem się z nikim, nie biegłem dla rywalizacji, ale zupełnie dla przyjemności. Wystąpiliśmy w mundurach, żeby się pokazać. Może aby odczarować obraz, że jako służba celna nie tylko łupimy, ale także potrafimy się bawić z ludźmi (śmiech) - powiedział „Gościowi Wrocławskiemu” od razu po biegu Bognad Michajluk.
57-letni funkcjonariusz służby celnej może się pochwalić ukończeniem biegów po 80 i 110 kilometrów.