Morderca, sprawca przegrał, wydawało mu się, że to, co zrobił pozostanie na wieki. Stało się inaczej - mówił na państwowym pogrzebie Danuty Siedzikówny "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" prof. Krzysztof Szwagrzyk.
Uroczystości pogrzebowe w Gdańsku zgromadziły Polaków ze wszystkich stron kraju. Nie brakowało Dolnoślązaków. na Pomorze przyjechali m.in. kibice WKS-u Śląska Wrocław, młodzież z wrocławskiego stowarzyszenia Odra-Niemen, grupy patriotyczne z Nowej Rudy i Głogowa.
Po uroczystej Mszy św. pod przewodnictwem abp. Leszka Sławoja Głódzia w Bazylice Mariackiej na gdańskiej starówce uformowano uroczysty kondukt pogrzebowy, w którym za trumnami ppor. Danuty Siedzikówny „Inki” i ppłk. Feliksa Selmnowicza „Zagończyka” szedł tłum ludzi. Na czele kroczył Prezydent RP Andrzej Duda, premier Beata Szydło i minister obrony narodowej Antoni Macierewiczem. Razem z nimi przedstawiciele IPN-u, członkowie polskiego rządu, samorządowcy, kapłani i inni.
- Morderca, sprawca przegrał, wydawało mu się, że to, co zrobił pozostanie na wieki. Stało się inaczej. Wiele lat po upadku komunizmu stoimy w miejscu, gdzie we wrześniu w 2014 roku kilkanaście metrów stąd pod chodnikiem i obok chodnika odnaleźliśmy w gruzie na głębokośći 49 cm „Inkę” i „Zagończyka” - przemawiał prof. Krzysztof Szwagrzyk.
Podkreślił, że oprócz członków stałego zespołu przy poszukiwaniach żołnierzy antykomunistycznego podziemia pracowało wielu wolontariuszy, studentów, harcerzy, księży, kibiców, żołnierzy.
- Teraz możemy powiedzieć, że upomnieliśmy się o naszych bohaterów, spełniliśmy swój obowiązek. Szukamy na terenie całego kraju setek miejsc, gdzie komuniści ukryli szczątki tysięcy bohaterów, naszych rodaków. Gdyby nie starczyło nam życia, żeby tego dzieła dokonać, wierzę, że najmłodsze pokolenie Polaków, które pomagało dotychczas, poprowadzi te prace dalej - podsumował na cmentarzu garnizonowym przed grobami prof. Szwagrzyk, który odnalazł Siedzikównę i Selmanowicza.
Danuta Siecielska, siostrzenica „Inki” nie kryła wzruszenia tuż przed pochówkiem. Kobieta nie znała swojej ciotki. urodziła się 5 lat po jej śmierci. Mama, gdy przyszła na świat, zdecydowała, że otrzymam imię po bohaterskiej ciotce.
- Nie jest mi łatwo dzisiaj o tym mówić. Żałuję, że nie ma dzisiaj mojej mamy, która bardzo przeżywała obelgi wylewane przez peerelowskich pismaków w kierunku swojej siostry. Przez wiele lat musiała milczeć, nie mogąc się dzielić tym bólem nawet z dziećmi, bo to było zbyt niebezpieczne. Ale bardzo pragnęła zrehabilitować siostrę - opowiadała Danuta Siecielska.
Jak stwierdziła, wie, że w losach bliskich jej osób ogniskuje się tragedia wielu polskich rodzin okresu stalinizmu.
- Ich wolność znaczyły ciężkie krzyże poświecenia. Chciałam podziękować wszystkim, którzy walczyli o dobre imię mojej ciotki. Dzięki ich wysiłkowi, po 70 latach może się odbyć ten piękny pogrzeb tutaj w Gdańsku. Historia zatoczyła symboliczne koło, przywróciła prawdę i pamięć wbrew wszystkiemu i wbrew usiłowaniu wielu - mówiła D. Siecielska.
Jej zdaniem Żołnierze Wyklęci wrócili do nas po długich latach. Ma nadzieję, że wrócili też na stałe do historii Polski, już nie jako wyklęci, ale niezłomni, walczący o piękną wolną Polskę.
Ciociu spoczywaj w pokoju, bo przecież zachowałaś się jak trzeba - zakończyła siostrzenica bohaterskiej sanitariuszki.