Nie mogliśmy uwierzyć, że to możliwe. Zapukał do naszych drzwi, jak 2000 lat temu, gdy chodził po Ziemi - mówi Edyta Kobalczyk z Wielkiej Lipy. Prezentujemy kolejne przejmujące świadectwo.
W parafii pw. WNMP w Bagnie trwają przygotowania do Misji Świętych (więcej o nich piszemy TUTAJ). Jezus odwiedzał wiejskie domy zawsze po wieczornej Mszy św. przez tydzień na początku września. Zapraszał na misje, które w końcu organizowane są raz na 10 lat.
Jak przeżyli to gospodarze, którzy zdecydowali się na kilka chwil przyjąć Najświętszy Sakrament podczas peregrynacji? Dzisiaj zaglądamy do Wielkiej Lipy, do domu państwa Kobalczyków.
- Bez chwili zastanowienia zapragnęliśmy skorzystać z tej możliwości. Gdy ksiądz proboszcz ogłosił ten pomysł, natychmiast powiedziałam sobie: do nas musi przyjść! - wspomina Edyta Kobalczyk.
Po zgłoszeniu swojej chęci, czyli po zapisach, nadszedł czas oczekiwania. Gdy zaczął się zbliżać termin emocje rosły. Tydzień wcześniej mieszkańcy Wielkiej Lipy poznali datę, gdy Najświętszy Sakrament znajdzie się w ich miejscowości.
- Zaczęłam wtedy snuć plany przygotowań, szczególnie tego zewnętrznego - przecież trzeba wyszykować dom. Ale zaraz potem wpadła mi bardziej Boża myśl do głowy - najważniejsze to przygotować serce. Trzeba się wyciszyć na to niezwykłe spotkanie z Panem i nie myśleć o tym co przyziemne, materialne - tłumaczy Edyta Kobalczyk.
W tym kontekście przypomniała jej się ewangeliczna historia o Marcie i Marii, które także gościły Jezusa. Marta biegała, krzątała się, przygotowywała dom, a Maria po prostu oczekiwała, później usiadła i słuchała, co Mistrz chce jej powiedzieć.
- I powiem szczerze, udało nam się nam dobrze przeżyć to oczekiwanie i przygotowanie. Dochodziły do nas pytania od sąsiadów: a o której dokładnie godzinie itd. Wiedzieliśmy tylko, że przyjdzie między godz. 19 a 21. A jak już przyjdzie to oddamy się tylko Jemu - opowiada mieszkanka Wielkiej Lipy.
Jej zdaniem i tak wielką łaską był fakt, że znali wieczór, w którym Pan Jezus się zjawi.
- To był cudowny czas. W końcu zapukał. Przygotowywałam się, szukałam jakiejś modlitwy, czytałam fragmenty Pisma Świętego. Powiem szczerze, że gdy mieliśmy możliwość osobistej rozmowy, która nie jest łatwa, wtedy popłynęła swobodnie. W kierunku dziękczynienia, uwielbienia i próśb. Nawet nie wiem, co dokładnie powiedziałam, bo tak mnie dotknęła obecność Najświętszego Sakramentu - dzieli się na łamach „Gościa Wrocławskiego” Edyta Kobalczyk.
Czuła wzruszenie i niedowierzanie. Przez kilka dni stół został zastawiony tak, jak podczas peregrynacji.
- Powiem szczerze, ociągaliśmy się ze sprzątaniem pokoju (śmiech). Synek mówił, że tego obrusu nigdy nie możemy się pozbyć, bo na nim stał sam Chrystus - wspomina kobieta.
Podkreśla, że zawsze widzi Jezusa w kościele podczas wystawienia, ale wtedy w domu był bardzo blisko, praktycznie dosłownie na wyciągnięcie ręki.
- Ucieszyłem się, że odwiedził nasz dom. Pierwszy raz tak osobiście mogłem z nim porozmawiać. Jestem ministrantem i zazwyczaj stojąc przy ołtarzu widzę go bliżej niż wszyscy, ale spotkanie we własnym domu to zupełnie co innego. Jeszcze bliżej, jeszcze mocniej. Czułem radość i pozytywną energię w sercu - mówi Maciej Kobalczyk, syn Edyty.