Są dla siebie jak rodzina, a jednocześnie tworzą emocjonalny poligon, który hartuje. O duszpasterstwach akademickich, czyli z czym to się je i dlaczego warto ugryźć choć kawałek, opowiada ks. Mirosław "Malina" Maliński, duszpasterz CODA "Maciejówka".
Maciej Rajfur: Kolejny rok akademicki w duszpasterstwach właśnie się rozpoczął. Kolejne pokolenia przychodzą i odchodzą z DA. Jak Ksiądz ocenia z perspektywy lat - czy zmieniają się formy, metody, sposoby mówienia o Bogu studentom? Co zrobić, by chcieli formować się w duszpasterstwie?
ks. Mirosław Maliński: Nigdy nie myślę o tym w takich kategoriach - używania jakichś metod czy sposobów na ściągnie ludzi. To jest chyba obce chrześcijaństwu. Wspólnie tworzymy coś, czego ludziom bardzo brakuje, czyli namiastkę domu, nawet namiastkę rodziny. Nasze życie ma niesamowity sens, ale czasami w tej bieganinie ten sens tracimy. Ogromną wartość więc ma dla mnie spotkanie człowieka z człowiekiem, bo w tym akcie wszystko się wydarza, więc nie chodzi tu o sposoby czy formy.
Ale wydaje się, że Pana Boga trzeba ubrać dziś tak, by ktoś zwrócił na Niego uwagę w wielkim mieście, pełnym atrakcji, ale i obowiązków.
Właśnie nie. Pana Boga nie trzeba w nic ubierać, trzeba go raczej rozebrać. On został już tak ubrany, że wystarczy. Bóg sam sobie poradzi, tylko żebyśmy nie cudowali. My nie robimy nic nadzwyczajnego. Najważniejsze, żeby dom duszpasterski był otwarty, żeby nie było zamka w drzwiach, żeby ludzie czuli się jak u siebie, żeby mogli zjeść wspólny posiłek, mieli okazję, by spotkać się ze sobą i porozmawiać o sprawach, które są dla nich ważne. To bardzo proste.
Ale muszą do Pana Boga chcieć przyjść. Co więc zrobić, żeby chcieli?
Nic nie możemy zrobić. Jesteśmy kompletnie bezradni. W każdym człowieku znajduje się pragnienie czegoś więcej, czegoś ponad siebie. Każdy młody człowiek dochodzi do wniosku, że to niemożliwe, żeby na nim się wszystko kończyło. Co my możemy? Nie przeszkadzać im w tym odkrywaniu świata. Nie cudować.
We Wrocławiu funkcjonują różne duszpasterstwa, bardziej lub mniej liczne. Niektórzy oceniają poszczególne ośrodki ze względu na liczebność, ale wydaje się, że to do niczego nie prowadzi.
Oczywiście. To tak, jakbyśmy oceniali rodzinę: jedną, w której jest 6 dzieci, i inną, w której są tylko 2. Która jest więcej warta? Tak nie można. Nie ma znaczenia, czy duszpasterstwo jest duże czy małe. Ludzie potrzebują i jednych, i drugich. Wrocław ma tę szeroką ofertę i to cieszy. Jestem zachwycony tym pokoleniem, które właśnie przychodzi do duszpasterstw. To niesamowici ludzie. Lubią ze sobą przebywać. Dobrze się ze sobą czują. To nowe zjawisko po trochę trudniejszych latach. Po drugie, ci ludzie są bardzo obrotni, świetnie się sami organizują, więc łatwo jest z nimi cokolwiek zrobić. Nie zabiera to żadnego czasu i wysiłku.
Jaki jest nadrzędny cel duszpasterza i duszpasterstwa?
Towarzyszyć ludziom, wspierać się nawzajem oraz pomagać w przygotowaniu do założenia własnej rodziny. Bo młodzi ludzi marzą o szczęśliwej rodzinie. To piękne marzenie. Ale trzeba włożyć trochę pracy i nauczyć się czegoś, żeby przekuć je w rzeczywistość. Stwarzamy więc przestrzeń do podjęcia wysiłku w kierunku spełniania marzeń. Dla przykładu, zwykłe spakowanie duszpasterstwa na wyjazd to jak spakować rodzinę do przeprowadzki. Drobna rzecz, a wiele uczy, by myśleć o innych, nie patrzeć na siebie.
Czy student w DA musi spełniać jakieś wymagania?
Jest pewien poziom egoizmu, z którym nie będzie nam po drodze. Gdy będzie ewidentny, jakakolwiek współpraca nam nie wypali. Są ludzie, którzy żyją na takim poziomie egoizmu, że czeka ich samotność albo sprytne wykorzystywanie innych ludzi, a to u nas nie przejdzie. Druga rzecz to brak autentyczności i fałsz. Granie, udawanie na dłuższą metę niszczy i uniemożliwia budowanie relacji. Te podane cechy weryfikują każdą normalną społeczność, np. rodzinę.
Jak w takiej rodzinie, jaką jest duszpasterstwo, zapanować nad wachlarzem charakterów? Każdy ma swoje przyzwyczajenia, pochodzi z różnych domów, itd. To trochę mieszanka wybuchowa.
I bardzo dobrze! Duszpasterstwo to taka instytucja akademicka, w której zrzeszeni są ludzie z różnych kierunków i uczelni, co tworzy wartość dodaną. Każdy potrafi coś innego. Różne temperamenty, osobowości powodują, że jest nam lepiej. Jedni zorganizują idealnie dyskotekę, inni czuwanie. Kapitalne! Mieszanka wybuchowa? Lubię te wybuchy. To jest poligon. Nie tylko szkolenie bojem, ale ostra amunicja. Emocje. Ludzie sobie pomagają, ale i obrażają się na siebie, mogą się ranić. Po prostu dojrzewają. Pamiętajmy, że dobry chleb się wypieka w piecu o wysokiej temperaturze.
A studenci, inteligentni ludzie ciekawi świata, stoją na początku swojej dorosłej drogi, w kluczowym dla siebie momencie. Zatem formacja duchowa i intelektualna wydaje się niezwykle ważna.
Mamy psa w duszpasterstwie rasy border collie. To bardzo inteligentne psy pasterskie, radzące sobie z dużymi stadami bydła. Ale jeśli temu psu nie zabezpieczymy odpowiedniej dawki ruchu i zadań intelektualnych w ciągu dnia, to zdemoluje nam dom. Jeśli ci inteligentni ludzie nie dostaną odpowiedniej dawki zadań intelektualnych, to zdemolują swoje życie. W nas, ludziach, drzemie tak silny dynamizm, paląca potrzeba wykazania się, zmiany świata, że jeśli nie będziemy tego realizować, to zdemolujemy swoje życie. W duszpasterstwie tworzymy pewną przestrzeń, w której ci młodzi ludzie mogą się rozwijać, dojrzewać, uczyć, wykazywać. A ja po prostu tylko jestem.