- To nie jest przypadek. Ten temat dojrzewał przez lata i szedł różnymi drogami, a św. Jadwiga Śląska pojawiła się w nim świadomie - mówi Marek Janiak, właściciel winnicy "Jadwiga" w Mienicach.
Winobranie to wciąż w polskich warunkach coś egzotycznego, niespotykanego. Choć ocieplenie klimatu jest zauważalne i sprzyja takim przedsięwzięciom, na razie wciąż krajobrazy po horyzont ciągnących się winnic kojarzone są np. z Francją, Mołdawią czy Włochami.
- Zaczynałem od tego, że sam robiłem wina owocowe. Cieszyły się uznaniem rodziny i to stało się dla mnie zachętą, by dalej iść w tym kierunku - mówi M. Janiak.
Temat wina "krążył w rodzinie". Jedna z jego ciotek pracowała w Instytucie Fermentacji w Warszawie. Za jej inspiracją w latach 50. rodzina miała winnicę, ale z powodu silnych mrozów interes się nie udał.
- Mocnym impulsem, który pamiętam, kiedy już miałem świadomość, że chcę iść w tę stronę, okazały się studia podyplomowe poświęcone zarządzaniu na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. To one pchnęły mnie do tego, by coś jeszcze w życiu na własną rękę zrobić - wspomina mężczyzna.
Winnica M. Janiaka zajmuje obszar jednego hektara. Porównując ekonomicznie, na Morawach, w najbliższym dla nas regionie winiarskim, uważa się, że obszar winnicy pomiędzy 2 a 3 hektarami jest zdolny utrzymać rodzinę. W warunkach produkcji typowo rolniczej, jaka w Polsce w tej chwili dominuje (duże zakłady rolne, firmy produkujące na masową skalę), obszar, jakim M. Janiak dysponuje, jest bardzo mały.
- Gdy szukałem pomysłu na zagospodarowanie tej ziemi, zależało mi na czymś, co sprawdzi się na tak małym terenie, a jednocześnie będzie przynosiło jak największy dochód, da przynajmniej częściowe utrzymanie. Z drugiej strony chcę zaznaczyć, że wybrałem opcję, która będzie dla mnie także przyjemnością i wyzwaniem - tłumaczy pan Marek.
Wyjaśnia, że w "winnym interesie" nie chodzi tylko o pieniądze, ale o satysfakcję. - Chcę pokazać pewną drogę lokalnej społeczności, którą można kroczyć, jeśli się naprawdę czegoś pragnie i włoży w to swoje zaangażowanie - odpowiada właściciel winnicy w Mienicach.
A skąd się wzięła św. Jadwiga w tej historii? - Córka mojego syna, czyli moja wnuczka, otrzymała imię Jadwiga. Rodzice, oczywiście, odwołują tę decyzję do patronki Śląska - św. księżnej Jadwigi. Tym bardziej że mieszkamy w sąsiedztwie Trzebnicy, skąd wypływa współczesny kult świętej - mówi M. Janiak. On sam od kilkunastu lat chodzi na piesze pielgrzymki do Trzebnicy. - Dlatego pomysł na nazwę nie przysporzył mi trudności. Sentyment do wnuczki i kult patronki tej ziemi skłoniły mnie, by nazwać winnicę "Jadwiga". Gdy przyjrzymy się logotypowi, zauważymy, że jest on oparty o mitrę książęcą i to bezpośrednio odnosi się do św. Jadwigi - tłumaczy M. Janiak.
Nie ukrywa, że jako katolik wierzy we wstawiennictwo św. Jadwigi, która roztacza opiekę nad winnicą i dba, by zbiory były udane.
Na zbiorach się jednak temat nie wyczerpuje. - U ludzi pojawiają się często pytania, co ja z tym winogronem będę robił. Czy ktoś to ode mnie kupuje? Widzę ogromne zdziwienie, gdy odpowiadam, że przerabiam owoce na miejscu, czyli prowadzę winiarnię w sąsiedniej wiosce - Ozorowicach - opowiada pan Marek. Jak dodaje, Polacy myślą, że na wsi należy tylko produkować, hodować, natomiast przetwórstwo ma miejsce w dużych zakładach. - To błędne podejście. Wiele produktów może być przetwarzanych na miejscu, co odbywałoby się z korzyścią dla konsumentów i producentów. Trzeba więc do tego dążyć i państwo powinno wspierać rozwój niedużego przetwórstwa, które działa na skalę lokalną - wyjaśnia właściciel winnicy "Jadwiga".
Praca przy winogronach nie ogranicza się tylko do zbiorów. To praktycznie całoroczny cykl, który obejmuje pielęgnację winnicy i sprowadza się do pracy ręcznej. - W przypadku niewielkiego obszaru ta robota okazuje się niezbędna, bo nie zrobią jej za nas maszyny. Jej ilość w stosunku do innych upraw bywa znacznie wyższa. Zaczyna się pod koniec zimy przycinaniem, poprzez pielęgnacyjne zabiegi aż do zbiorów, które kończą się czasem nawet w drugiej połowie października - opisuje M. Janiak.
Rok zamyka się obowiązkami związanymi z przetwórstwem i produkcją. W polskich warunkach jest ona konieczna, jeśli chce się uzyskać przyzwoite dochody i próbować z tego żyć. - Mam świadomość, że będę musiał sprzedawać wino, ale mam ponad 20-letnie doświadczenie w handlu spożywczym i wykształcenie rolnicze. Bo jedno to wyprodukować, ale drugie to sprzedać - podkreśla winiarz.
A św. Jadwiga, chcąc nie chcąc, została w takim razie patronką dobrego wina, bo przecież takie z pewnością wyjdzie spod ręki pana Marka.