Ponad 200 mężczyzn przeszło przez centrum Wrocławia za krzyżem. To VII Marsz Mężczyzn pod hasłem: "W jedności zwycięstwo".
Coroczna inicjatywa rozpoczęła się Mszą św. w bazylice garnizonowej, którą odprawił o. Krzysztof Piskorz. Karmelita wygłosił także homilię do zgromadzonych.
- Dzisiaj św. Paweł nam chce powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna-chrześcijanin powinien w dobrych zawodach wystąpić, bieg ukończyć i wiary ustrzec. Zawody są związane z walką. Bieg ukończyć, czyli nie uciec z tego pola walki. I nie tylko chodzi o to, by ustrzec wiary u siebie, ale o wasze powołania, czyli wiary ustrzec w małżeństwie, w rodzinie i w narodzie. To zadanie typowo męskie - mówił karmelita.
Podkreślił, że najsilniejszy mężczyzna, gdy popatrzymy po chrześcijańsku, to nie jest kreowany przez świat macho, ten najsilniejszy fizycznie. - Prawdziwy mężczyzna to ten, który ma najwięcej wiary i pokory. Spójrzmy na siebie. Czy jestem celnikiem czy faryzeuszem, który cieszy się ze swoich osiągnięć, co jest typowe dla nas, mężczyzn? Według świata Bożego, prawdziwy mężczyzna jest celnikiem z ostatniej ławki, bije się w pierś i mówi: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika" - tłumaczył o. Krzysztof.
Dodał, że dzisiaj mężczyźni zmagają się z dumą, która bierze się z niepewności, kiedy nie wiedzą, kim tak naprawdę są. Nie rozumieją, że mają być mężczyznami o sercu wojownika, bo to jest Boże powołanie, dane im z góry. Używają pychy, chcą zapełnić pustkę. Jeżeli nie odkryją jedności w Bogu, wtedy zaczynają dowartościowywać siebie i włącza się mechanizm dumy. - Wpadamy w pułapkę faryzejską, kiedy nie potrafimy zmierzyć się ze swoją słabością, kiedy brakuje jedności z Bogiem, nie zdajemy sobie spawy z powołania do świętości - nauczał kaznodzieja.
Kolejny raz wskazał na postać celnika, który nie polega na swoich osiągnięciach, zdobyczach czy wygranych, tylko przychodzi ze skruszonym sercem do Boga i zwraca się do niego: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika". - To nie jest postawa słabeusza. Jeżeli chcemy odnieść zwycięstwo, musimy być w jedności z Bogiem - podkreślał o. Krzysztof.
Świat kreuje mężczyzn jako zwycięzców, siłaczy, liderów. Tak trudno być tymi ostatnimi, a Jezus mówi: "Kto się wywyższa, będzie poniżony. Kto się poniża, będzie wywyższony". - Zapominamy, że tak naprawdę zwyciężać to znaczy przyznawać się do błędu, uderzyć się w pierś. Jeżeli będziemy polegać na sobie i wytykać błędy innych ludzi, wówczas usłyszymy od Pana Jezusa: "Człowieku, czego chcesz ode mnie?". A Bóg mówi dzisiaj do ciebie: "Synu mój, zwyciężasz, bo przyznajesz się do swoich błędów" - tłumaczył karmelita.
Poruszył także problem małżeński, w którym mąż maluje niekompletny obraz siebie, nie potrafiąc przyznać się do błędu, a budując swoją pozycję jedynie na sukcesach. Potem się dziwi, że się nie układa, a przecież nie jest wtedy sobą.
- Nie wchodź w to, co ci mówi dzisiejszy świat, żebyś był macho, żebyś był twardzielem, nie miał słabości. To nie jest wizja chrześcijanina. Bóg stworzył nas jako mężczyzn i dał nam serce wojownika, które ma staczać bitwę z pychą oraz dumą. Aby wygrywać walkę duchową, trzeba koniecznie być w jedności z Bogiem, z Kościołem, ze sobą samym - stwierdził kaznodzieja.
Cała homilia do odsłuchania tutaj:
Po Mszy św. wszyscy zebrani uformowali kolumnę, na której czele szedł mężczyzna, niosąc wielki drewniany krucyfiks. Za nim inni nieśli baner Marszu Mężczyzn z hasłem: "W jedności zwycięstwo". W pochodzie szli święci i błogosławieni, czyli relikwie: św. Franciszka z Asyżu, świętych zakonu kapucyńskiego, św. Zelii i Ludwika Martin (rodzice św. Teresy z Lisieux), bł. Honorata Koźmińskiego, bł. Czesława.
Po drodze mężczyźni zatrzymywali się na modlitwie, słuchaniu słowa Bożego i krótkiej konferencji. Wznoszono także hasła, m.in.: "Wiara, siła, męstwo to nasze zwycięstwo!".