8-letni Hubert z Wołowa na Spotkanie Wszystkich Świętych w swojej parafii przebrał się za świętego kapucyna z Pietrelciny. Nie bez powodu. Aby dobrze zrozumieć tę krótką, ale bardzo wyrazistą historię, należy cofnąć się do daty 30 października 2015 roku.
Wtedy bowiem po 11 latach walki z nowotworem zmarł Sławomir Wasylkowski. Mieszkaniec Wołowa osierocił 7-letniego wówczas Huberta.
Nikt wtedy nie mógł wiedzieć, że równo rok po tym smutnym wydarzeniu chłopiec przejdzie w radosnym korowodzie świętych, przebrany za św. o. Pio, z wielką wiarą w obecność swojego taty. 30 października pierwszy raz w Wołowie w parafii pw. św. Wawrzyńca kapłani zorganizowali Spotkanie Wszystkich Świętych.
- Decyzja o przebraniu się za świętego kapucyna była dla nas oczywista. O. Pio to bliska naszej rodzinie postać. Wszyscy modliliśmy się do niego, a mąż wzorował się na nim. Swoje 11-letnie cierpienie traktował na wzór zakonnika jako dar od Boga. Utożsamiał się z nim - opowiada Marta Wasylkowska.
W domu na wyeksponowanym miejscu stoi zdjęcie głowy rodziny, a obok figurka św. o. Pio. Pani Marta w sklepie internetowym kupiła strój zakonnika, sztuczną brodę oraz farbę do włosów. Kiedy syn przebrał się, owinęła bandażem jego dłonie oraz podała mu brewiarz z domowej biblioteczki, prezentem dla męża od znajomego kapłana.
Strój był nie tylko kompletny i wiernie odwzorowywał świętą postać, ale miał w sobie ogromną symbolikę i wagę dla rodziny. Udział Huberta w korowodzie Wszystkich Świętych równo rok po śmierci ojca pokazuję wielką wiarę bliskich w obecność śp. Sławomira w Królestwie Niebieskim.
- Maż dzielnie walczył o każdą chwilę życia, by jak najdłużej przebywać synem, jak najwięcej go nauczyć i przekazać mu, ile zdoła. Hubert był świadomy, że tata zapadł na chorobę śmiertelną. Wiedział, że coraz częściej przebywa w szpitalu. Widział, jak słabnie - opowiada Marta Wasylkowska.
Dodaje, że wiara w Boga i świadomość wstawiennictwa męża prowadzi ją i syna przez życie.
- Mocno wierzymy, że razem Pan Bóg razem z o. Pio wskazują drogę i dają siłę. 30 października byliśmy drugi raz wieczorem na Mszy św., ponieważ była sprawowana w intencji męża. Rano natomiast na pierwszej Eucharystii ksiądz proboszcz wybrał Huberta do pomocy podczas homilii. Czułam, że to wszystko dzieje się nieprzypadkowo - opowiada p. Marta.
Podkreśla przy tym, że mąż byłby dumny z syna i cała rodzina szczerze wierzy, że ojciec patrzy na Huberta z radością z perspektywy nieba.
- Myślę, że w życiu nie ma przypadków. Oddajemy się Bogu, który nam pokazuje, że nad nami czuwa. Mój maż był wierzący i świadomy, a jego choroba bardzo nas zbliżyła do Pana Boga. Ja mu za to bardzo dziękuję. Wcześniej bowiem nie potrafiłam sobie wielu rzeczy wyjaśnić - mówi mieszkanka Wołowa.
Hubert Wasylkowski w przebraniu św. o. Pio Archiwum parafii pw. św. Wawrzyńca