Niech nie będzie ociężałe i śpiące! - wzywał o. bp Jacek Kiciński. A może jest zziębnięte, głodne i niespokojne? - mówiła s. Maria Kwiek.
Nad tajemnicą serca na progu Adwentu pochylały się osoby konsekrowane archidiecezji wrocławskiej podczas dnia skupienia. Rozpoczęła go Msza św. pod przewodnictwem o. bp. Jacka, który zachęcał, by „uważać, czuwać i modlić się”. I nie zatracać radości! – Szatan stara się ze wszystkich sił, by siostra zakonna była smutna, przygnębiona. Wtedy nie promieniuje miłością, nie ewangelizuje – mówił. Zauważył, że wspólnoty zakonne bywają zaprzątnięte licznymi troskami wokół różnych dzieł, rozrastającą się „papierologią”, remontami. Na modlitwę nie starcza już często czasu. Może czasem trzeba z czegoś zrezygnować, by poświęcić się temu, co bardziej bezpośrednio służy ewangelizacji? – Nasi założyciele byli „Bożymi szaleńcami”, gotowymi dla Pana podjąć ryzyko, iść w nieznane. A my? – pytał.
„Konsekracja serca” była tematem drugiej części spotkania, którą poprowadziła s. Maria Kwiek ze Zgromadzenia Urszulanek Serca Jezusa Konającego, matematyk i doktor teologii, wieloletnia dyrektor urszulańskiej szkoły w Pniewach, związana z Ruchem Czystych Serc, współpracująca swego czasu z pismem „Miłujcie się”.
Opierając się na książce „Uwolnić serce”, autorstwa sióstr Rei McDonnell i Rachel Callahan, s. Maria ukazała symptomy chorób czy braków ludzkiego serca i sposoby radzenia sobie z nimi. Przypomniała słowa Jezusa o „błogosławionych czystego serca” i Jego zaproszenie, by przyjść do Niego, który jest „cichy i pokornego serca”, i uczyć się. Tylko On może uczynić nasze serca według Serca Swego. – Tyle jest w nich rozmaitych słabości, uzależnień, cichych żali, pretensji, złych przyzwyczajeń, przerostu ambicji, dążenia do samowystarczalności – z dala od wspólnoty – zauważyła s. Maria. – Jezus chce wysłać do naszych serc Ducha Świętego i troskliwie opatrzyć ich rany.
Wymieniła trzy rodzaje takich zranionych serc: serce zamarznięte, głodne i niespokojne. Dlaczego serce czasem zamarza, robi się skostniałe, jakby opryskliwe, nieczułe? Tak się dzieje choćby wtedy, gdy dziecko nie doświadcza przez jakiś czas bliskości i miłości swojej mamy. Staje się jak zamarznięty staw. Jednak, choć przykrywa go warstwa lodu, pod nią tętni życie. Zimną, twardą powłokę roztopić może Bóg ciepłem Ducha Świętego. Trzeba pragnąć i modlić się o uzdrowienie, budować w sobie prawdziwy obraz Boga, prosić, by On pocieszył „smutne dziecko w nas”, otworzyć się na spojrzenie Jezusa, spoglądającego na nas z podziwem, miłością, uwagą.
Serce głodne może stać się takim choćby pod wpływem matki nadopiekuńczej lub przeciwnie, nieprzystępnej. Człowiek bywa wówczas „stłamszony”, ukrywający uczucia, pełen żalu lub gniewu; jest „głodny” miłości, akceptacji, szacunku, uwagi, poczucia przynależności – a jednocześnie nie umie otworzyć się na nie, przyjąć ich; bywa zaborczy lub „klejący się” do innych. Co wówczas zrobić? Wytrwale wpatrywać się w Jezusa, uświadomić sobie przynależność do Niego, Jego akceptację – sprawiającą, że nie muszę nigdzie „zarabiać na uznanie”.
Serce niespokojne można spotkać u osób, które wychowywane były według zapatrywań rodziców, ich oczekiwań, a nie zgodnie ze swymi potrzebami, talentami. Ludzie tacy bywają perfekcjonistami, czasem nękają ich lęki i natrętne fobie, żyją we frustracji. Pan Bóg i takie serce uprościć i obdarzyć pokojem, życiem w prawdzie, doświadczeniem Jego wierności i miłości.
Siostra wyjaśniała, jak osobom poranionym mogą pomóc ludzie żyjący obok Tłumaczyła, że człowiek, jak Mały Książę, musi umieć zmierzyć się ze swymi smutkami – jak „zachodami słońca”, rugować wady – jak ziarna baobabów, przeczyszczać „wulkany”. I umieć uznać swoją samowystarczalność – nasza mała planeta nie jest jedyna w kosmosie.
Na zakończenie dnia skupienia salezjanki zaprezentowały swoje zgromadzenie, a s. Jolanta Ziółkowska, archidiecezjalna referentka ds. życia konsekrowanego, zaprosiła siostry na kolejne spotkania.