Wigilię dla 500 osób potrzebujących, starszych i ubogich zorganizowała już po raz kolejny Fundacja Antoni. Było wspólne śpiewanie kolęd, posiłek i łamanie się opłatkiem. - To dobro wraca - mówi br. Rafał Gorzołka.
Od 12 do 16 w największej sali domu katechetycznego parafii pw. św. Antoniego już można było poczuć w pełni klimat świąt Bożego Narodzenia. Wspólna modlitwa, życzenia, łamanie się opłatkiem, gorący posiłek, a potem rozdawanie prezentów. Coroczna wigilia organizowana przez Fundację Antoni gromadzi tradycyjnie około 500 osób.
W organizacji spotkania pomogli liczni wolontariusze: kilkadziesiąt osób z Zespołu Szkół Gastronomicznych, uczniowie X Liceum Ogólnokształcącego, harcerze i inni.
- Staramy się wcześniej zdobywać środki, czy pomoc ze strony miasta, zaprzyjaźnionych parafii oraz sponsorów-dobrodziejów. Robimy to dla tych ludzi, bo chcemy się dzielić dobrem, które sami pozyskujemy. A dobro zawsze powraca w różnej postaci. Nie musi być zmaterializowane, ale może przybrać postać miłego słowa, życzliwości - mówi brat Rafał Gorzołka, franciszkanin.
Warto wspomnieć, że Fundacja Antoni na co dzień prowadzi kuchnię charytatywną przy ul. Kasprowicza, z której najczęściej korzystają ludzie starsi, bezdomni, ubodzy, osoby uzależnione oraz rodziny wielodzietne. Dziennie w tym miejscu wydaje się ok. 450 posiłków, gotuje się 300 litrów zupy, rozdaje się pieczywo, owoce.
- Wielu ludzi nas spotyka, widzi habit i mówi: franciszkanie, ci, którzy pomagają biednym. To nasza najlepsza zapłata za pracę. Dobrze, że z tym się kojarzymy ludziom, bo taki jest nasz duch franciszkański. Św. Franciszek wychodził do osób trędowatych, potrzebujących. My dzisiaj chcemy dać ludziom porzuconym, zepchniętym na margines społeczeństwa miłość i poczucie, że są równie ważni jak wszyscy. Mają takie samo prawo do korzystania z życia, jak każdy z nas. Tylko muszą sobie dać szansę - tłumaczy br. Rafał.
Podkreśla, że najtrudniejsze staje się zbudowanie motywacji do zmiany w tych osobach, pokazanie, że warto zawalczyć o siebie, aby czerpać z życia pełnymi garściami.
- Większość uczestników wigilii to osoby, które każdego dnia przychodzą na posiłek do naszej kuchni charytatywnej: samotne, starsze, bezdomne, rodziny wielodzietne. Oni potrzebują tego wsparcia. Najbardziej cieszy ich drugi człowiek przy stole, z którym mogą zamienić parę ciepłych słów. Widzimy, że dużo osób w ostatnich latach stanęło społecznie na nogi. To sukces współpracy miasta, organizacji pozarządowych i Kościoła. Ta statystyka idzie w górę - wyjaśnia franciszkanin.