Swoimi wrażeniami z Europejskiego Spotkania Młodych w Rydze dzieli się Jagoda Dąbrowska z FDA "Porcjunkula".
W tym roku pięcioro z nas wybrało się na Europejskie Spotkanie Młodych organizowane przez ekumeniczną wspólnotę z Taizé. W ten sposób 27 grudnia znaleźliśmy się w autobusie do Rygi. Gdy po całonocnej podróży dotarliśmy na miejsce zasmucił nas brak śniegu.
Wszyscy razem zamieszkaliśmy w domu u przesympatycznych Beate i Harijsa, którzy codziennie rano wozili nas do swojej luterańskiej parafii w oddalonej o kilkanaście kilometrów od Rygi miejscowości Baltezers (co po łotewsku znaczy Białe jezioro). Nie można nie wspomnieć o niezwykłej gościnności i pogodzie ducha wśród mieszkańców tej małej parafii.
Po porannych modlitwach spotykaliśmy się w międzynarodowych grupkach na dyskusje związane z propozycjami przygotowanymi na ten rok przez przeora wspólnoty, brata Aloisa. Dotyczyły one głównie naszego, młodych chrześcijan z różnych państw, wpływu na zwiększenie tolerancji oraz możliwości pomocy potrzebującym w naszych parafiach, ale także tym, którzy przybywają do nas z krajów ogarniętych wojną. Mogliśmy bliżej poznać prawdziwe oblicze wojny z ust Syryjczyka, który przyjechał razem z francuską pielgrzymką. Swoją opowieścią uraczył nas też miejscowy pastor Ivars, opowiadający o ciężkich losach budynku kościoła w czasach, gdy Łotwa wchodziła w skład Związku Radzieckiego.
Po spotkaniu w parafii nadchodził czas na zwiedzanie Rygi. Jakie mam wrażenia? Jest to miasto o niezwykłym klimacie - piękne kamienice, 3 katedry (luterańska, katolicka i prawosławna), najwięcej parków wśród europejskich stolic, piękne budynki dawnych gildii handlowych, największy targ w Europie, Muzeum Sztuki Łotewskiej i wiele innych miejsc, o których pewnie byśmy nawet nie wiedzieli, gdyby nie nasza Beate, która oprowadziła nas po swoim mieście. Spacer zakończyliśmy wizytą w jej ulubionej kawiarni położonej na 11. piętrze, z tarasem widokowym na Stare Miasto.
Punktem kulminacyjnym każdego dnia była dla nas wieczorna modlitwa z kilkoma tysiącami innych pielgrzymów na Arenie Riga. Skupiała się ona wokół krzyża oraz ikony Matki Bożej. Wzbogacona pięknymi śpiewami, charakterystycznymi dla Taizé modlitwa, pozwalała na chwilę zadumy i pochylenia się nad tym, co łączy wszystkich chrześcijan. Po całym dniu wracaliśmy do domu naszych gospodarzy, by odpocząć przed następnymi wrażeniami.
Sylwester zaczęliśmy od porannej wycieczki do pobliskiego kurortu - Jurmala, żeby zobaczyć Bałtyk. Dla nas było za zimno na kąpiele, aczkolwiek znaleźli się śmiałkowie (oczywiście z Polski), którzy postanowili popływać. Stary rok zakończyliśmy w naszej parafii biorąc udział w modlitwie o pokój na świecie. O północy (która była godzinę wcześniej niż w Polsce) cieszyliśmy się na dworze tańcząc i śpiewając z naszymi nowymi znajomymi z całej Europy. Potem zaczął się Festiwal Narodów!
Każda z obecnych grup narodowych zaprezentowała swoje tradycyjne pieśni, tańce, zabawy. Francuzi śpiewali “Aux Champs Elysees”, Ukrainki tradycyjną kolędę, Rosjanki pokazały zabawę do muzyki “Kalinka”, Białorusinki kazały nam owijać się papierem toaletowym, Litwini wymyślili nawet przedstawienie, Chorwaci śpiewali i tańczyli, było nawet dwóch śpiewających Wietnamczyków (w prawdzie mieszkających we Francji), no i największa grupa, czyli Polacy.
Pokazaliśmy poloneza na ponad 20 par, następnie zaangażowaliśmy wszystkich do tańczenia “Skrzypka”, a na koniec zaśpiewaliśmy jeszcze “Hej sokoły”. Wśród nas była też grupa osób głuchoniemych. Ich zabawa w “głuchy telefon” w wersji językiem migowym cieszyła się dużym zainteresowaniem i okazała się trudniejsza niż ta, od dawna nam znana. Niestety nie udało nam się poprawnie przekazać hasła “Riga”. Zostaliśmy pożegnani przez Łotyszy ubranych w tradycyjne stroje piękną kołysanką.
1 stycznia mogliśmy dłużej pospać, bo Msza św. w kościele w Baltezers była dopiero o 11.00. Po niej zjedliśmy tradycyjny łotewski obiad razem z rodziną Beate. Zaskoczyła nas obecność bigosu, mogliśmy też spróbować czarnego grochu okraszonego cebulką i wędzoną szynką. Przy okazji posłuchaliśmy opowieści babci Beate, która zdradziła nam, że ma polskie korzenie. W podzięce za gościnę podarowaliśmy nasz gospodarzom pamiątki z Wrocławia, babcia zaś była wzruszona sprezentowanym przez nas obrazkiem św. Faustyny, której “Dzienniczek”, jak się nam potem przyznała, bardzo lubi czytać. Żal było się z nimi żegnać, ale nic nie trwa wiecznie.
Wracając zahaczyliśmy o Wilno. Niestety był już późny wieczór i zdążyliśmy zobaczyć tylko “Ostrą Bramę” oraz piękną, monumentalną katedrę. Następnego dnia rano Wrocław przywitał nas chłodem i śniegiem, którego tak brakowało w Rydze.