- Czy jesteś w stanie wysłuchać 1488 razy tego samego opowiadania swojego dziadka i babci? Bo to jest miłość - tak o miłości, wierności i rozeznawaniu powołania mówiła studentom s. Anna Bałchan
Gość ostatniego spotkania cyklu „Żeń-sze”w duszpasterstwie akademickim Most opowiadał o wierności swojemu powołaniu.
- Jakby mi ktoś powiedział dawno temu, że zostanę zakonnicą, postukałabym się po głowie - stwierdziła s. Anna Bałchan.
Tłumaczyła, że jeśli młodzi ludzie wchodzą w związek, to nie dlatego, że są idealni. Powinni sobie zadać pytanie: czy ty chcesz poznacie tę kobietę, tego mężczyznę, czy chodzisz jedynie z jego/jej wyobrażeniem?
- Bo potem pojawia się zdziwienie, że partner nie zachowuje się według twojego scenariusza. Do swojego związku zapraszam Boga, ponieważ wiem, że jestem słaby/słaba i potrzebuję Boga w naszej miłości. Abyśmy potrafili sobie przebaczać, uczyć się siebie, rozmawiać ze sobą, żeby coś w nas nie pękło - mówiła s. Anna.
W swoim wystąpieniu położyła nacisk na wspólną modlitwę w związku, rozwój duchowy i realne zaproszenie Boga do relacji narzeczeńskiej lub małżeńskiej.
- Jeżeli wchodzę w związek to wiem, że on będzie się zmieniał. Licz się z tym, że przyjdzie moment, gdy będziesz miał dość tej drugiej osoby. Już nie będziesz mógł jej słuchać, wyłączysz się, ale pozostaniesz wierny. Bo wierność zawsze jest ta sama. Pytaj Boga, co masz robić. Proś Boga o łaskę, żebyś potrafił rozeznać, co masz robić - opisywała prelegentka.
Tłumaczyła na swoim przykładzie, że zgromadzenie, do którego należy, nie spadło jej z nieba. Musiała to przeanalizować, przemyśleć i współpracować łaską Bożą.
- Jestem ponad 33 lata w tzw. wojskach mundurowych (śmiech) - oświadczyła s. Anna Bałchan.
Zachęcała studentów do rozeznawania swojego powołania, do pytania Boga o Jego plan na nasze życie, słuchania mądrych ludzi.
- Bóg poruszy Twoje serce. Kochaj, ale mądrze. Czy jesteś w stanie wysłuchać 1488 razy tego samego opowiadania swojego dziadka i babci? Bo to jest miłość - uczulała młodych ludzi siostra zakonna.
Zaznaczyła, że Bóg zna historie ludzkiego serca, więc nie wolno nam oceniać. Gospodarze pytali zaproszonego gościa, jak podejść do kryzysu w związku.
- Kryzys jest rzeczą naturalną. Każdy go ma. Jeśli ktoś wam mówi inaczej - kłamie. Nie ma takiego świata. Ludzie mówią: „Proszę siostry, a nie chce mi się modlić”. Odpowiadam: „Mnie też nie”. Gdybym ja czekała, aż mi się coś zachce… Po prostu wybieram Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Chcę przeżyć życie sensownie - podsumowała s. Anna Bałchan.
Jej zdaniem, kryzys zawsze przychodzi. Kiedy szatan kusił Jezusa? Gdy był słaby, głodny, niewyspany. I u nas jest podobnie. W pogoni za pieniędzmi, za pracą, na uczelni szatan przystępuje.
- Zjawia się nagle pani X, piękna, pociągają i mówi: „Twoja żona to cię dopiero nie docenia…". I pojawia się wtedy pokusa. Ja wiem, że nawet kryzys może się okazać darem. Kiedy popatrzę na pary, z którymi pracowałam, uświadamiam sobie, że to kryzys spowodował właśnie rozwój czegoś pięknego potem. Masz kryzys wiary - pytaj, krzycz, kłóć się z Bogiem. Nie odpuszczaj - mobilizowała studentów prezes stowarzyszenie „Po MOC”.
Przekonywała, że słowo Boga ma moc uzdrawiającą, nawet jeśli Go nie rozumiemy.
- Gdyby tak nie było, moje życie nie miałoby sensu - oświadczyła.
Podczas spotkania padło pytanie, jak odbudować utracone zaufanie?
- Najpierw trzeba wiedzieć, czy ma się zaufanie do samej siebie. To nie takie proste. Coś pękło. Rozbity dzbanek, nawet jak posklejasz, będzie nosił ślady pęknięć. A pewnych pęknięć nie da się posklejać. Na to nie ma przepisu. Ale istnieje Bóg, który przychodzi z łaską. Pamiętajmy, że każdy przypadek jest inny - tłumaczyła s. Anna.
Życie, jak skwitowała, nie jest biało-czarne. Sama pracuje z ofiarami przemocy domowej. Kiedyś przyszła do niej kobieta, która przyznała się, że w jej domu panuje przemoc. Kościół jednak mówi, że kobieta ma być wierna mężowi na dobre i na złe. A on przecież pije, bije i zadłuża. Ona jednak nie może go opuścić, bo przysięgała przed ołtarzem.
- Kto jest najbardziej poraniony z tego towarzystwa? Dzieci. Żona zaślepiona mówi „Ja ślubowałam, nie mogę odejść.” Tak naprawdę ona nie chce podjąć walki o tę miłość, nie potrafi powiedzieć: „Stop, nie zgadzam się na przemoc. Kocham cię, modlę się za ciebie, ale muszę odejść, żeby zacząć normalne życie”. Wtedy w głowie nie możesz mieć potępienia, lecz miłosierdzie - wyjaśniała działaczka społeczna ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej.
W swojej pracy nie koncentruje się na samym grzechu, ale patrzy, co się wydarzyło w życiu człowieka. Jak mówi, nie warto kategoryzować grzechu - ten lepszy, ten gorszy. Grzech to coś, co nas niszczy. Jaki był nie był.
- Naszą rolą nie jest ocenianie. Jeśli ktoś przychodzi do mnie ze swoim cierpieniem, to chce mu towarzyszyć, być przy nim - stwierdziła prelegentka.