Na najbliższej sesji Rady Miasta Wrocławia, czyli 9 lutego, pod głosowanie pójdzie projekt uchwały wprowadzającej program dofinansowania metody in vitro autorstwa Nowoczesnej.
Z tej okazji warto przypomnieć kilka podstawowych faktów o metodzie sztucznego zapładniania, o której nie raz pisaliśmy w „Gościu Wrocławskim”. Katolicki światopogląd jest w tej sprawie jednoznaczny i wynika on z argumentów nie tylko natury czysto religijnej, ale przede wszystkim natury biologicznej i etycznej
Ciekawe spojrzenie we Wrocławiu wyraził w kwietniu 2015 roku Niklas Nikas. Wybitny prawnik i bioetyk stwierdził, że zależy mu na uświadomieniu, jak wiele w ciągu 37 lat realizowania procedury in vitro w USA pojawiło się skutków ubocznych.
Zaznaczył, że nie podejrzewa twórców in vitro o złe zamiary, wręcz przeciwnie. Zwrócił uwagę, że ci, którzy wprowadzali ustawodawstwo w USA, po prostu nie przewidzieli skutków. Amerykanin zastanawiał się, czy zdobycze nauki powinniśmy bezkrytycznie i zawsze wykorzystywać, nie patrząc na dalekosiężne konsekwencje. Podkreślił, że jego przemyślenia nie są związane z żadną religią, a wynikają z prawa naturalnego.
In vitro porównał do góry lodowej na morzu. Jej szczyt symbolizował dobrodziejstwo, jakie niesie sztuczne zapłodnienie - urodzone zdrowe dziecko i szczęśliwych rodziców. To, co znajduje się pod wodą i jest niewidoczne na pierwszy rzut oka, to zagrożenia, z którymi zderzamy się jak Titanic.
Nikas mówił o śmierci wielu ludzkich embrionów w związku z selekcją zarodków, a także o sytuacjach, w których dziecko ma więcej niż dwoje rodziców. Może być ich nawet pięcioro: rodzice prawni, dawczyni komórki jajowej, dawca nasienia i surogatka, w której łonie dziecko ma się rozwinąć, i która ma urodzić dziecko.
Amerykański prawnik podjął również kwestię aborcji, które dokonują się na dzieciach niespełniających oczekiwań rodziców - podczas in vitro zdarzają się również defekty genetyczne, a zwykle rodzice, korzystający z tego "dobrodziejstwa”, chcą mieć dziecko zdrowe.
Niklas Nikas zwrócił uwagę również na kobietę poddającą się zabiegowi. Stymulacja hormonalna, mająca pobudzić wzmożoną owulację, rozstraja bowiem jej organizm.
In vitro jako procedura, jak twierdzi wielu, nie jest tutaj "osobistą sprawą”. To slogan, z którym nie można się zgodzić. W "produkcję" jednego dziecka zaangażowanych jest co najmniej kilkanaście osób - lekarze, genetycy, prawnicy, dawcy nasienia i komórek jajowych, surogatki.
Podczas Ogólnopolskiego Forum Młodych o in vitro wypowiadała się także dr Katarzyna Dunajska. W swoim wystąpieniu mówiła o ogromnej skuteczności naprotechnologii, której jakby nie zauważają zwolennicy sztucznego zapłodnienia.
Przyznała, że za procedurą in vitro stoją ogromne pieniądze, które stają się pokusą dla lekarzy. Zwróciła także uwagę, że naturalnymi metodami da się skutecznie leczyć niepłodność i trwale uzdolnić pacjentów do prokreacji. A in vitro jest swoistą „produkcją”, która nie poprawia stanu zdrowia zgłaszających się do procedury par.
Nie raz na temat in vitro mówił prof. Stanisław Cebrat, który uczulał na zagrożenia genetyczne wynikające ze stosowania in vitro. Lekarze stosujący tę metodę nie biorą pod uwagę konsekwencji w kolejnych pokoleniach.
Sztuczne i „na siłę” zapładnianie komórek jajowych wyłącza naturalne parowanie się plemnika i komórki jajowej, które jest optymalne dla organizmu.
Genetyk ostrzegał również, że dużo większe skutki szerszego stosowania in vitro odczujemy dopiero za kilkadziesiąt lat.
- Potomstwo urodzone w wyniku zapłodnienia in vitro, częściej narażone jest na wady genetyczne, nowotwór dna oka (tzw. siatkówczaka), wady serca i inne choroby, czego dowodzą badania naukowców z instytutu CDC - mówił prof. Stanisław Cebrat.
Popularność metody profesor tłumaczył rokrocznie wzrastającym wiekiem kobiet, rodzących pierwsze dziecko. Statystycznie każdego roku kobiety są o trzy miesiące starsze, kiedy zaczynają starać się o potomstwo. In vitro staje się pomocne, bo im później zachodzi się w ciążę, tym trudniej o zapłodnienie.
Jednak wg prof. Cebrata, zamęt wokół tej metody to efekt działania ludzi, którzy chcą jak najwięcej zarobić. Są to ogromne koszty, bo matkę podczas takiej ciąży trzeba otoczyć zdecydowanie większą opieką, a w dodatku w większości przypadków nie udaje się doprowadzić do ciąży za pierwszym razem.
- In vitro to też biznes. Zarabia się na tym bardzo duże pieniądze - podkreślał profesor.
Bp Józef Wróbel, członek Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych KEP, omawiając stanowisko Kościoła do in vitro, stwierdził, że opiera się ono na prawie naturalnym.
- Chodzi o dobro człowieka, a nie o dobro Kościoła. Co ciekawe, przy in vitro mówi się zawsze o wielkim cierpieniu rodziców, a nigdy nie wspomina się o dziecku. Rodzice nie mają prawa do posiadania dziecka w sensie ścisłym. Nie ma tu mowy o prawie do wychowania. Nikt nie ma prawa do posiadania drugiego człowieka i do decydowania o jego życiu lub śmierci - tłumaczył.
Prof. S. Cebrat podsumowuje, że procedura sztucznego zapłodnienia nie jest prowadzona rzetelnie i prawidłowo raportowana.
- Gdyby tak było, to po urodzeniu 5 mln dzieci wiedzielibyśmy o nim wszystko - stwierdza.
Przez ponad 30 lat masowego „produkowania” ludzi tą właśnie metodą nie są prowadzone odpowiednie obserwacje dotyczące skutków dla zdrowia poczętych w ten sposób osób.
- Jeżeli rodzice mają defekt genetyczny i uniemożliwia im on naturalne poczęcie dziecka, to widocznie w naturze tak jest, że się takich defektów nie przenosi. Natomiast jeżeli robimy in vitro, musimy być przygotowani na to, że defekt przenosimy - mówił profesor.