O książce o. Maciej Zięby pt. "Papieska ekonomia" oraz o stanie demokracji w Polsce i Europie dyskutowali prelegenci podczas konferencji Obserwatorium Społecznego.
- Sam nie przepadam za głosami radykałów, którzy mówią, że musimy zupełnie odmienić ekonomię, że potrzebujemy nowych struktur. Niejako każdy się z tym zgadza, ale nie każdy potrafi powiedzieć, jak to dobrze zrobić. Chcemy mieć dobrą pensję, świetną edukację, ale jak to zrobić? Oto jest pytanie - mówił na początku o. Maciej Zięba OP.
Autor książki "Papieska ekonomia" oświadczył, że sam doświadcza pojmowania społecznego nauczania Kościoła, jako patetyczno-nierealistycznego.
- Wszystko się samo nie wyreguluje, dlatego kategoria pomocniczności i solidarności zaczęła być ważną kategorią w europejskiej dyspucie i w społecznej nauce Kościoła. Trzecia reguła podstawowa, która wyraźnie wraca do łask, to dobro wspólne - bardzo ważna kategoria w życiu politycznym i w życiu ekonomicznym - stwierdził dominikanin.
Wyjaśniał, że jednym z wymiarów kryzysu europejskiego jest kryzys tożsamości.
- Dorasta pierwsze pokolenie, które nagle ma świadomość, że wcale nie będzie mu lepiej niż rodzicom. Wydarzenia w Stanach Zjednoczonych i we Francji rodzą pytania: gdzie jesteśmy i czego należy bronić? Czy jest coś stałego w społeczeństwie? - pytał o. Maciej Zięba.
Z kolei prof. Bogusław Fiedor stwierdził, że jeżeli częścią nauki społecznej Kościoła są również problemy gospodarcze, to dlaczego nie może zaistnieć termin: „papieska ekonomia”?
- W nauczaniu św. Tomasza z Akwinu, czy św. Augustyna mamy bardzo wiele ciekawych wątków stricte ekonomicznych. Przecież sam Benedykt XVI miał swoich bliskich doradców ekonomicznych, którzy rozwijali prąd ekonomii wspólnotowej, która konkretyzuje ekonomię społeczną - mówił prof. Fiedor.
Jak dodał, dla niego jako ekonomisty, który zajmuje się w ostatnich latach metodologią i filozofią ekonomii, Newton był równie wielkim przyrodnikiem, co filozofem.
- W ekonomii mamy odwieczny wspór pomiędzy pierwiastkiem pozytywnym, a normatywnym. Z jednej strony pozytywny nurt sprowadza ekonomię do nauki czysto wolnej od aksjologii (moralności, etyki, religii). Z drugiej strony nurt normatywny czyli coś odwrotnego, odwołuje się moralnych uwarunkowań ludzkich wyborów - tłumaczył profesor, ekonomista.
Przynajmniej do lat. 70 strona pozytywna ekonomii miała się świetnie. Wszelkie próby ujęć normatywnych znajdowały się poza głównym nurtem. W ostatnich 20-30 latach panuje trend, że te dwie koncepcje, czyli pozytywna i normatywna, są sobie równe.
- Ekonomii nie można sprowadzić do nauki o logice wyboru, czy efektywności gospodarowania. To ją ogranicza - konstatował prof. Bogusław Fiedor.
Na pytanie, czy ekonomia brata się z polityką, odpowiadał senator Jarosław Obremski.
- Bardzo się brata. (śmiech) Książka o. Macieja była dla mnie niejako wyrzutem sumienia. Gdy się cofnąłem do czasów swojej młodości i zobaczyłem, co wtedy myślałem, np. w 91 roku, podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do wolnej Polski, to nie do końca wierzę. Pamiętam, że wtedy postrzegałem Ojca Świętego jako człowieka, który nie odczytuje dobrze naszej radości z powodu wolnej Polski. Ja już byłem wówczas we władzach miejskich - opowiadał senator J. Obremski.
Podkreślił, że co do filozofii ekonomii, oczywiście pojawiły się wtedy myśli sprzeciwu przy hasłach np. „Pierwszy milion trzeba ukraść”. Pod koniec lat 80. rozmawiano, jak wyciągnąć społeczeństwo z zapaści moralnej.
- Polacy okazali się bardzo przedsiębiorczy, zaczęli ciężko pracować. Wtedy encyklika "Centesimus annus" była zupełnie niezrozumiała. Mam takie wrażenie, że zwulgaryzowany Balcerowicz unieważnił "Centissimus annus". Papież mówił: to nie jest towar, tego się nie sprzedaje. A w Polsce panowała bardzo silna ideologia, że wszystko jest towarem - diagnozował Jarosław Obremski.
Polityk stwierdził, że albo papież Jan Paweł II był wielki prorokiem, albo wiedział, jakie powinny być założenia antropologiczne prawidłowo funckjonującej ekonomii.
- W mojej działce, czyli polityce, papież Jan Paweł II mówi o oligarchizacji demokracji. To znaczy, że pewna grupa ludzi będzie się utrzymywała przy władzy z powodu zysku. I niestety, tak się stało. Dzisiejszą demokrację można streścić w słowach: „Ja tobie coś dam, bo wiem, że ty mi oddasz” - mówił senator.
Jego zdaniem, współczesną demokrację kontroluje prawo, nie prawda. A prawo bardziej służy interesowi klasy rządzącej.
- Mam przekonanie pesymistyczne, że nauczanie Jana Pawła II jest w Polsce rzadko podejmowane. Papież Polak nie raz podkreślał, że demokracja jest bardzo dobra, ale grożą jej poważne niebezpieczeństwa - analizował o. Maciej Zięba.
Dominikanin zwrócił uwagę na postępującą oligarchizację, stwierdzając że: "Oświecone elity powiedziały sobie, że wiedzą lepiej i to jest problem."
- Zdrowa demokracja daje prawo większości i na tyle, na ile jest to możliwe, pozwala realizować prawo mniejszości. Nigdy na odwrót. Niestety, w Europie jest właśnie odwrotnie i stąd wynika jej kryzys. Mniejszość narzuca zdanie większości, dlatego musimy stworzyć mechanizmy obronne, żeby mniejszość nie dyktowała warunków większości - postulował senator Obremski.
W jego mniemaniu, mniejszość ma prawo wyrażać swój sprzeciw, ale nie może być tak, że ta mniejszość chce zawładnąć większością, ponieważ wtedy tracimy element równowagi poprzez złe rozumienie tożsamości i kultury.
- Jeżeli się zaczyna z ludźmi rozmawiać, to pojawia się szansa zrozumienia, o co im chodzi. Niestety, nie mamy już dziennikarzy tylko funkcjonariuszy poglądów. W internecie wyświetlają nam się treści sugerowane. A więc przepaść się rozrasta. Przestaliśmy się różnić w poglądach, bo różnimy się już na bazie faktów - skwitował polityk.