Czekają oni na repatriację do ojczyzny z azjatyckiej części byłego Związku Radzieckiego. Jak ich zatrudniać, osiedlać, asymilować?
Podczas Kongresu Młodego Samorządu w Dusznikach-Zdroju poruszono temat repatriantów oraz ich miejsca w gospodarce i społecznościach. Jak repatriantów zatrudniać, osiedlać, asymilować? Panel poprowadził Dariusz Mącarz, wiceprezes wrocławskiej fundacji „Młoda Rzeczpospolita”.
W rozmowie wzięli udział: Ilona Gosiewska, prezes wrocławskiego stowarzyszenie „Odra-Niemen”, Michał Dworczyk, sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, Tomasz Jani, naczelnik Wydziału ds. Repatriacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.
- Poprzednia ustawa o repatriacji działała niedobrze. Najlepszym tego przykładem jest to, że przed jej wejściem w życie w 2001 r. do Polski repatriowało się zaledwie 500 naszych rodaków. Ustawa zamiast usprawnić działanie, utrudniała je - stwierdził Michał Dworczyk.
Pokreślił, że fundamentem obecnych zmian jest moralne zobowiązanie państwa polskiego wobec naszych rodaków na Wschodzie, aby mogli tutaj przyjechać i się osiedlić. Ale nie chodzi o Polaków mieszkających na Kresach I i II Rzeczpospolitej, tylko o tych żyjących w azjatyckiej części byłego Związku Sowieckiego, którzy w konsekwencji represji i zsyłek trafili na tamte odległe tereny.
- Ta obecnie działająca ustawa repatriacyjna zmienia jeden z zasadniczych mankamentów poprzedniej wersji ustawy, mianowicie - zabiera ciężar obowiązku w sprawie repatriantów samorządom. Teraz państwo polskie bierze na siebie część tej odpowiedzialności - tłumaczył sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Nowelizacja przewiduje także dla każdej rodziny osiedlającej się w Polsce specjalnego opiekuna, który zostanie zatrudniony, by pomagać w asymilacji, w procesie wrastania w społeczeństwo.
- Trzeba sobie jasno powiedzieć: repatriacja nie ma nic wspólnego z demografią czy rynkiem pracy. Mniej więcej w ciągu najbliższych 10 lat pojawi się ok. 10 tysięcy naszych rodaków z azjatyckiej części ZSRR. Z punktu widzenia demografii to żadna liczba. Rozpatrujmy to więc w kategoriach realizacji ważnego zobowiązania - mówił M. Dworczyk.
Oświadczył przy tym, że wszystkie formacje polityczne powinny się wstydzić, że tak dużo czasu zajmuje państwu polskiemu rozwiązywanie tego problemu.
- Dla porównania podam przykład Niemców, którzy w latach 90. ściągnęli z terenu Kazachstanu i wschodniej części byłego ZSRR ok. miliona swoich rodaków. Zrobili to w ciągu 5 lat, czyli rocznie sprowadzali średnio 200 tys. osób. My, mając do repatriacji kilkadziesiąt tysięcy naszych rodaków, temat całkowicie zawaliliśmy - skwitował wiceminister obrony narodowej.
Dlaczego tak długo to trwało? Jak stwierdził panelista, nie było na scenie politycznej żadnej poważnej siły, której poza deklaracjami naprawdę zależało, by pomóc Polakom na Wschodzie.
Dodał jeszcze, że największą pracę w tym temacie, która sprowadza się do koniecznej pomocy Polakom za wschodnią granicą, wykonują organizacje pozarządowe, jak np. stowarzyszenie „Odra-Niemen”.
- W ostatnim czasie widać większe zainteresowanie i osiedlanie się w Polsce osób z Białorusi i Ukrainy. My, pomagając Polakom w tych krajach, dostajemy coraz więcej pytań związanych z Kartą Polaka i repatriacją - stwierdziła Ilona Gosiewska.
Prezes stowarzyszenia „Odra-Niemen” zaznaczyła, że jeżeli Polacy chcą przyjechać do naszej ojczyzny, to w zdecydowanej większości nie dzwonią do urzędów, tylko zasięgają języka w organizacjach pozarządowych z trzeciego sektora, które znają z różnych projektów i spotkań.
- My też nie do końca mamy pełen obraz tych wszystkich zmian. Więc głównym problemem staje się bardzo mocna kampania informacja, również w środowisku pozarządowym działającym w Polsce. Zarówno Polacy za wschodnią granicą, jak i środowiska samorządowe pytają nas o proces repatriacji. Zainteresowanie tematem jest naprawdę bardzo duże, zainteresowane strony mają chęci, ale często brakuje wiedzy i dobrych środków komunikacji - podsumowała Ilona Gosiewska.