Podczas pokazu specjalnego filmu "Chata" ks. prof. Marek Lis analizował popularną produkcję z perspektywy religijnej i teologicznej. Nie wypada ona pod tym względem dobrze.
Kolejny pokaz specjalny "Gościa Wrocławskiego" dotyczył filmu nakręconego na podstawie bestsellerowej powieści. Uczestniczyło w nim ponad 350 osób. Gościem wieczoru był ks. prof. Marek Lis, teolog, filmoznawca, wykładowca Uniwersytetu Opolskiego.
- Według mnie wprowadzanie tego filmu w obieg katechezy byłoby dużym błędem. Być może w obieg innych przedmiotów jak najbardziej. Tam, gdzie jest mowa o pojednaniu, rodzinie, żałobie. Byłbym ogromnie ciekaw opinii jakiegoś terapeuty, bo produkcja bez wątpienia ma potencjał terapeutyczny - stwierdził prelegent.
Analizował on obsadę i całą ekipę filmową.
- Próżno szukać w doświadczeniu reżysera i autora scenariusza jakiegokolwiek odniesienia do tekstów religijnych. Co to oznacza? Że materię książkową potraktowali tylko w kategoriach komercyjnych. Przenieśli świetny tekst, który kupiło 20 milionów ludzi na świecie, na ekrany. Dobre myślenie? Pod względem komercyjnym pewnie, czy pod względem religijnym - nie sądzę - skwitował wykładowca.
Jak zauważył, w przypadku "Chaty" mamy do czynienia z kinem, które przyciąga ludzi, daje rozrywkę, wywołuje emocje i wzrusza. Z czysto ludzkiego punktu widzenia to film przyjemny, który dobrze się ogląda. Jednak z perspektywy religijnej pojawia się kilka zjawisk problematycznych.
- Jeżeli film próbuje opowiadać o Bogu w Trójcy Świętej, czyniąc z Niego głównego bohatera, to mam prawo zadać sobie pytanie: jakiego Boga ten film pokazuje? - mówił przed kinową widownią kapłan.
Sięgał także do swojej pamięci filmoznawczej kina religijnego i zastanawiał się, czy komuś udało się w niebanalny i poważny sposób pokazać Boga. Mówił także o ikonie i jej próbie pokazania Boga.
- Co dzieje się w "Chacie"? Bóg nam się objawia w osobach. Bóg, którego jesteśmy w stanie pojąć, nie może być Bogiem, bo jeżeli Go zrozumieliśmy, to znaczy, że jest mniejszy od nas. I tu Bóg tak pokazany w filmie, przestał być Bogiem - analizował ks. prof. Lis.
Trójca, jego zdaniem, w "Chacie" stała się… "czwórcą", ponieważ na ekranie pojawia się jeszcze jedna postać: Mądrość, która ma prerogatywy właściwie takie same, albo nawet odrobinę wyższe niż Bóg.
- Produkcja porusza także temat apokatastazy, czyli pustego piekła. Czy naprawdę wszyscy zostaną zbawieni? Tego nie wiem. Ewangelia pozostawia jednak co do tej tezy poważne wątpliwości. Zaskoczeniem dla mnie okazało się przywołanie jednej z bardzo dawnych chrześcijańskich herezji, czyli patrypasjanizmu. Nie Syn Boży, tylko Bóg Ojciec zostaje ukrzyżowany. A umieszczenie na krzyżu Boga Ojca jest niechrześcijańskie. Co w takim razie z Wielkim Piątkiem? - zastanawiał się kapłan.
Zaznaczył, że w filmie spotkamy się z potężnym szantażem emocjonalnym, którego adresatami są sami widzowie. "Chata" także patrzy na grzech w kategoriach kary.
- Chciałbym, myśląc w ten sposób, nagrzeszyć. Np. komuś ukraść auto ładniejsze od tego, które mam. Sam się ukarzę grzechem. To ryzykowne twierdzenia w filmie. Grzech nie jest jeszcze karą. Karą są konsekwencje grzechu. Ten film neguje więc wolność człowieka. Cokolwiek zrobimy, to i tak się nie będzie liczyło, nie będzie miało znaczenia dla naszego życia wiecznego. Pojawia się relatywizm. Nie ma konsekwencji grzechu - mówił ks. prof. M. Lis.
Jak podkreślił, film próbuje nieść pociechę, ale robi to w sposób bajkowy, ukazując niechrześcijańskiego Boga. Reżyser sprowadził akcję do wymiaru snu i wizji.
- Wolałbym, by taki film nie próbował naginać do świata bajki tych postaci, które dla chrześcijan są niesamowicie ważne. Choć oczywiście postulat, jaki stawia: więzi z Bogiem, rozmowy z Bogiem, jest bez wątpienia piękny. Obok rzeczy pięknych, porywających powrzucano zatem całą masę chwastów - uczulał gość specjalny kinowego pokazu.