Dziś Wrocław pożegnał kolejnego z tych ostatnich. Wiecznie uśmiechnięty, żywiołowy, chętnie dzielący się wspomnieniami z konspiracji.
Z powodu ciężkiej choroby zmarł por. Andrzej Uchwat, jeden z ostatnich żołnierzy Kedywu i ZWK-AK. Członek Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej został pochowany 13 kwietnia na cmentarzu grabiszyńskim.
Andrzej Uchwat ps. „Wichura” urodził się 10 sierpnia 1925 r. w Biadolinach na ziemi brzeskiej (Małopolska). Syn Stanisława, legionisty i Stefanii z domu Kubicz. Od lutego 1943 był żołnierzem w obwodzie Tarnów ZWZ-AK, działał w konspiracji, główne pola aktywności to kolportaż i mały sabotaż. Od sierpnia 1943 r. walczył z okupantem w Kedywie na terenie Inspektoratu AK Przemyśl.
Żołnierz Armii Krajowej był człowiekiem niezwykle radosnym, pozytywnie nastawionym do życia i konkretnym. Wychowany w bardzo ciężkich czasach wojny, okupacji, a potem Polski Ludowej nie unikał trudnych tematów. Zawsze potrafił człowieka podnieść na duchu, a czasem zawstydzić swoim krewkim podejściem do życia.
Na zaproszenie "Gościa Wrocławskiego" oraz Zakładu Karnego w Wołowie zgodził się spotkać osadzonymi i poopowiadać im o swojej działalności w konspiracji. Było to wielkie wydarzenie dla wołowskiego więzienia i samych uczestników.
Kombatant złapał dobry kontakt z więźniami, odpowiadał im chętnie na pytania, a oni nie ukrywali, że czują się zaszczyceni wizytą. To jedno z tych spotkań, które dały więcej niż kilka przeczytanych książek historycznych. Więcej o wizycie żołnierza AK za kratami znajdziecie TUTAJ.
„Wichura” chętnie opowiadał w różnych miejscach i przy różnych okazjach swoje wojenne losy. Miał świetną pamięć i dobrą kondycję przy podeszłym wieku. Nie odmawiał wizyt w szkołach czy prelekcji przy okazji różnych rocznic patriotycznych.
- Oddział Kedywu funkcjonował przy każdym obwodzie powiatowym Armii Krajowej. Określano nas komandosami. I tak to trzeba chyba nazwać. Dobierano nas tworząc ścisłe grono. Znaliśmy bardzo dobrze język niemiecki, bo uczyliśmy się go w szkole od dzieciństwa. Byliśmy dobrze przeszkoleni pod względem strzelania z broni, dlatego wykonywaliśmy tzw. „mokrą robotę” - mówił w 2015 roku w Klubie Muzyki i Literatury.
Wybrańcy. Tak mówiono o żołnierzach Kedywu. Umieli dobrze strzelać. Znali dużo rodzajów broni. Byli odważni i dlatego kierowano ich tam, gdzie było najgorzej.
- Nie organizowano żadnych testów psychologicznych. Po prostu typowano żołnierza, który miał predyspozycje. Niektórzy chłopcy chorowali po 2-3 tygodniach po akcjach. Takie ciężkie momenty to była czasem codzienność. Nie istniała żadna rekrutacja. Dowódcy wcześniej sprawdzali człowieka na podstawie tajnych akcji, na których trzeba było się po prostu wykazać i wykonać dobrze swoje zadanie. Później mieliśmy carte blanche - wspominał por. Uchwat.
Wielu jeszcze długo zapamięta ten szelmowski, zawadiacki uśmiech pana porucznika.
Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie!