– Gdy 1 sierpnia 1944 roku oznajmiłem mamie jako 16-latek, że wychodzę, nie było lamentu, zatrzymywania za wszelką cenę… – opowiada Zbigniew Krejckant ps. „Cyngiel”.
tekst i zdjęcia Maciej Rajfur maciej.rajfur@gosc.pl Lekki uśmiech, ożywienie, charakterystyczny błysk w oku i pozytywny, przyjazny ton – w takim klimacie po 73 latach swoje losy wspomina jeden z ostatnich powstańców we Wrocławiu. Została ich garstka, a z tej garstki już niewielu potrafi wrócić myślami do legendarnych 63 warszawskich dni. – Nie do końca da się opisać uczucia i emocje towarzyszące naszej walce. To było zdecydowanie coś więcej niż wojna. To była walka o godność, honor i namiastkę wolności. Dziś mogę powiedzieć: udało się – oświadcza 89-letni Zbigniew Krejckant. Strzelec walczył w plutonie 1680 na Pradze, a potem w oddziale o kryptonimie „Jeleń” na Mokotowie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.