Pierwsza Msza św. podczas tegorocznej Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej była Eucharystią prymicyjną.
Dla każdego, kto jest z Panem Jezusem bliżej związany, jest oczywiste, że bez Niego, obecnego w sakramentach, już by się dawno nie żyło. Po prostu: obecność Jezusa daje życie, gdy ono wydaje się wypalać. Ileż razy widziałem zdarzenia na granicy wskrzeszenia! Gdy już życie gasło, nagle wybuchało od dotyku Jezusa - mówił na początku ks. Stanisław 'Orzech" Orzechowski, główny przewodnik PPW.
Podkreślił, że geneza ludzkiego rodu zaczyna się w miłości Boga. - Bóg jest miłością - to prawda podstawowa. Przypomniał, że by doświadczać szczęścia, radości i pokoju serca, człowiek sam musi kochać.
"Orzech" zauważył, że zdolność do miłowania może wygasać. - Współczesny świat czyni nas niezdolnymi do miłości. Każdy za miłością tęskni, ale kochać się czasem boi. W ten sposób mamy ogromną nadwyżkę biorców nad dawcami miłości - zauważył. Ratunek jest w Jezusie. On zna i pokaże pewną drogę do miłości. On sam jest tą drogą.
Kaznodzieja przekonywał, że dziś wyruszamy na Jasną Górę jako żebracy. Każdy ma sto Intencji i każda zaczyna się "daj". Życzył, byśmy wrócili do domów jako dawcy miłości.
Nawiązał też do Dzienniczka św. s. Faustyny Kowalskiej tłumacząc, że ona Go znała i wiele razy rozmawiali, a jako człowieka spotkała Go rok przed śmiercią. - Uważajcie pilnie, bo tak mi się zdawało, że widzę w pielgrzymce kogoś podobnego do Niego. Poznacie Go po sandałach. Bardzo zniszczone... - zakończył.
Zobacz zdjęcia z etapu: