Usłyszysz tu o wędrówce przez życie rodzinne, zakonne, o "małej drodze" i św. Feliksie, o koniach i camino. Pielgrzymka to czas szukania własnych szlaków.
Anna Maria idzie ze swoimi córkami. – Kiedy byłam w wieku młodzieżowym, pielgrzymowałam częściej. Potem, gdy dzieci były małe, trudno było wyruszyć w drogę. Teraz one zaczęły chodzić samodzielnie, było mi więc głupio zostawać w domu. Nie miałam już wymówki – opowiada z uśmiechem. Dzieci „wyciągnęły” swoją mamę na jasnogórski szlak, a kiedyś ona „wyciągnęła” narzeczonego. – Postawiłam mu ultimatum: Jeśli chce się ze mną ożenić, musi iść na pielgrzymkę.
Poszedł. Małżeństwo zostało zawarte. Córki też „porywały” na jasnogórską wędrówkę jedna drugą. Najstarsza, która niedługo będzie kończyć medycynę, zabrała ze sobą 3 lata temu 7-letnią Tosię. Mała miała przejść z nią tylko jeden etap. Dotarła jednak do Oleśnicy, a tu… rozpętała się gwałtowna burza, która spowodowała podtopienie wielu namiotów. – Przywiozłam wtedy dla wszystkich suche rzeczy. I okazało się, że Tosia chce iść do końca. Doszła – mówi Anna Maria, pielgrzymująca w grupie 3. – Idę, bo chcę dać przykład dzieciom, chcę, żebyśmy byli razem, bo tu „ładuję akumulatory”. Rok bez pielgrzymki jest dla mnie stracony. Tym razem czeka mnie jeszcze dalsza droga – we wrześniu pielgrzymuję do Fatimy. W przyszłości chciałabym też wyruszyć do Santiago de Compostela oraz… na pielgrzymkę konną – do Lichenia, a najpierw może na jesienne spotkanie w Łozinie. Mamy dwa konie, dzieci jeżdżą konno. Damy radę.
Siostra Jakuba, felicjanka z parafii św. Elżbiety we Wrocławiu, idzie do Matki Bożej bodajże 4. raz, z grupą 3. Podkreśla, że każda pielgrzymka, nawet w tej samej grupie, jest inna. Patron jej zgromadzenia, św. Feliks z Cantalice, był wielkim czcicielem Maryi. Chętnie dzieli się na szlaku opowieściami o charyzmacie zgromadzenia. – Założyła je w Warszawie Polka, Zofia Truszkowska (bł. Maria Angela), przy współpracy z bł. Honoratem Koźmińskim – wyjaśnia. – Często prowadziła swoich podopiecznych, dzieci, przed ołtarz św. Feliksa w kościele kapucynów, dlatego ludzie nazwali siostry feliksiankami, a potem felicjankami. Nasz patron był kapucynem żyjącym we Włoszech w XVI w., prostym bratem, który nie umiał czytać i pisać, ale miał złote serce. Przez 40 lat karmił biedotę Rzymu wyżebranym chlebem. Bardzo kochał dzieci. Układał piękne piosenki. Miał wielu wspaniałych przyjaciół – jak św. Filip Neri, z którym… robili sobie różne dowcipy. Sam papież bardzo go szanował.
Wśród pielgrzymów w habitach można było spotkać także karmelitanki Dzieciątka Jezus, wędrujące oczywiście w grupie 18 – karmelitańskiej. – Patronują nam Edyta Stein i św. Tereska od Dzieciątka Jezus – mówią s. Tadea i s. Agnella o swojej grupie, nad którą łopoczą sztandary ze świętą z Lisieux i z „Małą Arabką”. Można tu usłyszeć piosenkę „Miłość doda nam skrzydeł”, opartą na słowach św. Teresy, a także m.in. „Flos Carmeli”. – Odmawiane są u nas Jutrznia i Nieszpory, Różaniec, szczególną uwagę przywiązujemy do Godziny Miłosierdzia Bożego, w której rozważamy Mękę Pana Jezusa, słuchamy konferencji o Fatimie. – Większość osób z naszej grupy zna już duchowość karmelitańską, nosi szkaplerz – mówią.
Wielu pielgrzymów podchodzi jednak do nich, by porozmawiać o Karmelu, o charyzmacie ich zgromadzenia. – Kiedy myślę nad moim wyborem drogi, nasuwają mi się słowa Jezusa: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem…” To On nas pociąga tam, gdzie chce – mówi s. Tadea. – Chociaż pochodzę spod Sosnowca, gdzie pełni posługę wiele naszych sióstr, nigdy żadnej nie spotkałam w swoich okolicach. Poznałam nasze zgromadzenie dopiero, gdy pojechałam do Czernej. Karmel znaczy „ogród”. Są w nim różne gatunki kwiatów, różne „grządki”…
– A mnie przywiodła tu „mała droga” św. Teresy od Dzieciątka Jezus, naszej patronki – wyjaśnia s. Agnella. – Czytając jej „Dzieje duszy” , zrozumiałam, że to właśnie moja droga.