- Albo jesteś w pełni chrześcijaninem i masz odwagę zrobić znak krzyża, gdy wchodzisz na murawę, albo się wstydzisz samego siebie - mówił swoim piłkarzom.
Brat Maciej Jabłoński wiele razy zrzucał swój brązowy, kapucyński habit. Zamieniał go na… klubowy dres WKS-u Śląska Wrocław. Jednak bez względu na strój (czy zakonny, czy sportowy) niesie ludziom pomoc. Na co dzień posługiwał jako kapłan w parafii św. Augustyna we Wrocławiu, a od trzech sezonów piłkarskich w weekendy wspierał juniorskie drużyny WKS-u jako… fizjoterapeuta. Wszystko zaczęło się od szkolnej katechezy.
Brat Maciej Jabłoński OFM Cap uczył religii w Zespole Szkół nr 4 przy ul. Powstańców Śląskich. Okazało się, że są to klasy piłkarskie, pływackie, siatkarskie.
- Chciałem złapać z nimi jakiś lepszy kontakt, a w przypadku sportowców najlepiej wejść w ich codzienność - mówi kapucyn. Poszedł więc na piłkarski mecz sparingowy juniorów. Tam zobaczył, że drużyna nie ma masażysty. - Od razu pomyślałem, że mogę im pomóc, bo znam się na tym. Od 12. roku życia uczyłem się masować przy fizjoterapeutach reprezentacji olimpijskiej, ponieważ mieszkałem w Wałczu, gdzie znajduje się Ośrodek Przygotowań Olimpijskich. Przebywałem z wioślarzami, kajakarzami, kanadyjkarzami, moim placem zabaw było ambulatorium - opowiada br. Maciej.
Jak podkreśla, nie ma żadnych studiów, ale ma fach w rękach. Zna się więc na rzeczy i można powiedzieć sportowym żargonem dziennikarskim, że był cennym nabytkiem WKS-u Śląska.
Młodzi piłkarze byli zachwyceni dołączeniem do drużyny kapucyna-fizjoterapeuty. Jeden z trenerów określił go mianem: „święty medyk”. Brat Maciej szybko zaskarbił sobie sympatię i zdobył zaufanie nastoletnich sportowców. Nigdy nie chodziło mu o nachalną ewangelizację w szatni.
- Po prostu byłem dla nich i z nimi. Nie miałem ambicji, żeby nawracać wszystkich na siłę, ale żeby zobaczyli człowieka, który poświęca im czas, bo chce im pomagać i czyni to jako chrześcijanin - tłumaczy. Nie wszyscy jego podopieczni pochodzą z pobożnych rodzin, ale wszyscy szanowali jego kapłaństwo. Co więcej, wielu zapisało się do parafii ojców kapucynów na przygotowania do bierzmowania.
Część z nich przychodziła na masaż z urazami ciała, a część leczyła u niego także urazy duszy – poprzez spowiedź lub duszpasterską rozmowę o rzeczach ważniejszych i poważniejszych niż piłka nożna. Jako katecheta wykorzystywał wspólną sportową przestrzeń, którą dzielił z uczniami – piłkarzami, by im tłumaczyć prawdy wiary. Odnosił się wtedy do świata sportu, żeby lepiej wszystko zrozumieli. Szukał odwołań do rzeczywistości, która jest im bliska.
- Mówiłem im: albo jesteś w pełni chrześcijaninem i masz odwagę zrobić znak krzyża, jak wchodzisz na boisko, albo się wstydzisz samego siebie - stwierdza zakonnik. Podkreśla, że chrześcijanin nie żyje z Ewangelią jedynie na języku, ale z Ewangelią w postawach.
Zakonnik-fizjoterapeuta to nietypowe połączenie, ale młodzi piłkarze od razu go polubili, rodzice również. - Czasem ludzie z innych drużyn dziwili się, czemu piłkarze do „masera” zwracają się „bracie” - wspomina kapucyn.
Po trzech sezonach nadszedł czas pożegnania z „synkami”, jak zwykł nazywać młodych piłkarzy br. Maciej. Pojawiła się perspektywa wyjazdu na misje.
- Naprawdę się polubiliśmy. Jak przebywasz z ludźmi na dobre i na złe, czyli smakujesz razem z nimi zwycięskie chwile i przełykasz wspólnie gorycz porażki, to nie ma mocnych, musi wytworzyć się silna więź - kwituje kapłan.
Podczas pożegnania z klubem nie brakowało wzruszenia i podziękowań. Od młodych piłkarzy - za wsparcie nie tylko medyczne, ale i mentalne, psychologiczne, duchowe, natomiast od rodziców - za opiekę nad dziećmi.
- Warto dodać, że tę drużynę tworzą także wspaniali trenerzy. Razem z nimi wpajaliśmy chłopakom ważne wartości i cechy, które pozwalają osiągnąć życiowy sukces: szacunek dla innych, konsekwencję w dążeniu do celu, sumienność. "Synki" wiedzą, że nie wszyscy zostaną zawodowymi piłkarzami, ale juniorski sport może ukształtować ich charakter na przyszłość - podsumowuje br. Maciej Jabłoński.
Brat Maciej Jabłoński wiele razy zrzucał swój brązowy, kapucyński habit. Zamieniał go na… klubowy dres WKS-u Śląska Wrocław Archiwum prywatne