Abp Józef Kupny poświęcił i rozdał w siedzibie wrocławskiej Caritas szkolne wyprawki. W sumie w ramach akcji "Wyprawka dla żaczka" rozdysponowanych zostało ok. 2 tys. wypełnionych tornistrów.
W siedzibie Caritas Archidiecezji Wrocławskiej z abp. Józefem Kupnym spotkali się rodzice z dziećmi. Po krótkiej modlitwie i poświęceniu plecaków szkolnych metropolita wrocławski wręczał osobiście dary pochodzące ze zbiórek przeprowadzonych w sklepach oraz przekazanych przez ludzi dobrej woli. Część wyposażonych tornistrów została zakupiona ze środków Caritas. - To, co tu państwo widzieli to tylko mały fragment naszej pomocy. Także koła parafialne wrocławskiej Caritas takiej pomocy udzielają - mówił do dziennikarzy abp Kupny.
Hierarcha przyznał, że ludzie bardzo chętnie włączają się w pomaganie, a najlepszym podziękowaniem dla wszystkich dobroczyńców jest uśmiech dzieci i ich rodziców. - Mimo programu 500 + są rodziny, które w dalszym ciągu potrzebują pomocy - zaznaczył. Podkreślił, ze beneficjentami stały się też dzieci ukraińskie uczące się w polskich szkołach, których rodzice osiedli i pracują we Wrocławiu.
- Życzę uczniom samych szóstek i myślę, że dobre wykształcenie to fundament wszelkich sukcesów życiowych, który pozwala się odbić, by w życiu coś osiągnąć - puentuje arcybiskup.
Ks. Dariusz Amrogowicz, dyrektor wrocławskiej Caritas, zaznacza, że każdego roku rozdysponowywana jest podobna liczba plecaków. Zauważa jednak pewne zmiany: - Dzięki programowi 500+ część z rodzin nie nadwyręża już miłosierdzia Caritas, ale są w pełni samodzielne. Znakiem czasu jest jednak to, że przybywają do nas ludzie ze wschodu i podejmują tu, we Wrocławiu pracę i oni też potrzebują naszej pomocy, a my oczywiście ich wspieramy.
Przyznaje, że gdyby nie nowi potrzebujący, głównie z Ukrainy, to zapewne rozdano by mniej plecaków. - Rzeczywistość sama pisze scenariusz. W miejsce jednych potrzebujących pojawili się kolejni - zaznacza. Wschodni akcent "Wyprawki dla żaczka" był w tym roku znacznie szerszy, bowiem część darów - 500 tornistrów - trafiło na Białoruś. - Oczywiście najpierw zajmujemy się potrzebami na miejscu, ale w momencie, gdy one się zmniejszyły, mogliśmy sobie pozwolić na przeniesienie tego wsparcia w inne miejsce. Chcielibyśmy, aby w przyszłym roku było ich znacznie więcej - dodaje ks. Amrogowicz.