W Jutrzynie k. Wiązowa, w diecezjalnym sanktuarium św. Franciszka z Asyżu, odbyła się odpustowa uroczystość z udziałem braci franciszkanów.
Mszy św. przewodniczył o. Alana Brzyski, stojący na czele Prowincji św. Jadwigi Zakonu Braci Mniejszych. Na początku pobłogosławił tablicę informującą o istnieniu sanktuarium oraz poddany renowacji XVII-wieczny obraz przedstawiający ukrzyżowanego Chrystusa. Pod koniec Eucharystii ofiarował proboszczowi, ks. Andrzejowi Jackiewiczowi, figurkę św. Jadwigi. – Łączy nas nie tylko św. Franciszek, ale i św. Jadwiga. Jest ona patronką naszej prowincji. To ona ufundowała wasz kościół i to jej życzeniem było, by był on pod wezwaniem św. Franciszka – tłumaczył. Stwierdził, że dane mu jest w Jutrzynie być świadkiem trwającego Bożego cudu. Podobnie jak w życiu św. Franciszka dokonuje się tu odnowa kościoła (a zarazem Kościoła przez duże „K”).
Ks. A. Jackiewicz, kustosz sanktuarium, podkreśla że to zasługa parafian. Dzięki wysiłkowi i przychylności wielu osób udaje się odnawiać kolejne elementy wyposażenia świątyni. – To miejsce tętni pięknem; widzialnym i niewidzialnym – mówi. Dodaje ostatnio parafia ostatnio otrzymała relikwie I stopnia św. Franciszka z samego Asyżu.
O. Alan nawiązał w homilii do ewangelicznych prostaczków, którym Bóg objawia tajemnice Królestwa. – Św. Franciszek pokazuje nam ewangeliczną drogę bycia małym, bycia „mniejszym” – mówił. Przypomniał, jak święty usłyszał wezwanie Pana: „Idź, odbuduj mój Kościół”. Mozolnie stawiał kamień na kamieniu w kościele św. Damiana, odnawiał kaplicę Matki Bożej Anielskiej, ale zarazem odbudowywał już Kościół – nie tylko zewnętrznie. – Bardziej niż obywatelem ziemi, był obywatelem nieba – podkreślał o. Alan, zauważając, że wszyscy jesteśmy na ziemi „zameldowani na pobyt czasowy”. Świadomość tego faktu to jeden z rysów ludzi „małych”, Bożych prostaczków.
Kolejne to wiara oraz ufność i pokora – czyli uznanie, że jestem tym, kim jestem w oczach Bożych. Franciszkanin przypomniał dramatyczne sytuacje z życia świętego z Asyżu – chwile, gdy członkowie założonego przez niego zakonu jeszcze za jego życia zaczęli porzucać ideały założyciela, m.in. wznosząc okazałe klasztory. Z jednego z nich, w Bolonii, Franciszek zaczął nawet zrywać dachówki. Zjawili się wówczas rajcy miejscy, informując, że to dachówki od nich, i jemu „nic do tego”. Stracił kontrolę nad założonym przez siebie zakonem. Cierpiał, nie przestał jednak ufać Bogu. A zakon, mimo różnych zawirowań, przetrwał i rozwijał się.
O kresie życia ziemskiego Biedaczyny z Asyżu przypomniało w Jutrzynie wieczorne nabożeństwo – „Transitus”, wpisane w odpustowe uroczystości.