Na pewno nie tak wyobrażała sobie ósmą edycję Koncertu na Tekach publiczność. Orkan Ksawery namieszał, ale ostatecznie organizatorzy wyszli obronną ręką.
Na tegorocznej scenie koncertu pomiędzy akademikami Politechniki Wrocławskiej miała wystapić Marta Kosakowska, znana szerszej publiczności jako Marika oraz zespół Maleo Raggae Rockers.
Kilka minut przed rozpoczęciem imprezy organizatorzy z duszpasterstwa akademickiego Redemptor zdecydowali o jej odwołaniu z powodu silnego wiatru, który dosłownie przestawiał namioty i trząsł konstrukcja sceny.
Wydawało się, że ósma edycja zakończy się, oczywiście z przyczyn niezależnych, zupełnym fiaskiem, ale jednak studenci nie chcieli odpuścić. Zupełnie spontanicznie wymyślono na miejscu doraźne rozwiązanie zastępcze.
O godzinie 20 w klubie studenckim Bajer, we wnętrzu akademika T-15 na spotkanie z wytrwałą publicznością wyszła Marika. Piosenkarka odpowiadała napytania publiczności. Poruszyła ona temat swojego nawrócenia, które miało ogromy wpływ na ewolucję muzyczną, którą przeszła jako artystka.
- Zmiana w mojej muzyce na bardziej refleksyjną, z wartościowymi treściami, przekazem, który daje do myślenia, nie była łatwa. Część fanów się odwróciła, ale zyskałam inną publikę, może poszukującą czegoś dojrzalszego, ambitniejszego - stwierdziła piosenkarka.
Biorąc pod uwagę swoją obecną sytuację po zmianie gatunku muzycznego i temperamentu tłumaczyła, że dla ludzi, którzy są poza Kościołem i są Jego krytykami, czyjeś nawrócenie staje się po prostu szaleństwem albo głupotą. Bardzo dużo ludzi interpretuje, że jeżeli ktoś chce należeć do Kościoła, to jest po prostu naiwny, albo robi to ze strachu przed piekłem.
- Potrzebowałam tej zmiany. Jestem sobą i wyrażam to w muzyce. A dawna Marika, ta pierwsza dama polskiego dancehallu, ubierała się w zbroję. Nowa natomiast, od ostatniej płyty, a także na kolejnej, która już wkrótce, pozwala sobie na bycie człowiekiem, a nie cyborgiem i ma odwagę pisać, że cierpi, że coś czuje, że zastanawia się nad czymś niebanalnym - opowiadała artystka.
Po Marice na niewielkiej scenie przy kameralnej publiczności kiludziesięciu osób zjawił się zespół Maleo Reggae Rockers. Krótkie świadectwo swojej działalności misyjnej dał lider zespołu Dariusz Malejonek, opowiadając o swoich wyjazdach m.in. do Aleppo oraz twórczości muzycznej z tym związanej.
- Kiedy zobaczyliśmy to piekło, w którym Syryjczycy od 5 lat żyli w nieustannym strachu i zagrożeniu życia, myśleliśmy, że spotkamy tam ludzi zastraszonych, przygnębionych i smutnych. A okazało się, że oni są pełni siły, radości i wiary. Jeden z tamtejszych biskupów powiedział, że ta ziemia jest ochrzczona krwią, skąpana we krwi męczenników. A mimo to oni nie ustają w wierze - dzielił się D. Malejonek.
Jego zdaniem powinniśmy na co dzień bardziej doceniać fakt, że nie musimy w Europie „nastawiać karku” dla wiary. A chrześcijanie na Bliskim Wschodzie ryzykują swoim życiem, gdy przyznają się do Chrystusa.
- Trzeba im pomagać. Ja jestem zwolennikiem wsparcia na miejscu - stwierdził muzyk. Sam niedawno razem z innymi znanymi artystami wydał płytę „Nieśmiertelni”, z której dochód idzie właśnie na na wsparcie dzieci i młodzieży z Syrii, które w wyniku wojny utraciły wszystko.
Do zebranych studentów zwrócił się jeszcze o. Mariusz Simonicz, opiekun DA Redemptor, który wyjaśnił ideę Koncertu na Tekach, opowiedział kilka słów o życiu takiej wspólnoty ja duszpasterstwo akademickie.
- Kiedy zaczynałem pracę we Wrocławiu, studiowało tu ok. 130 tys. młodych ludzi, teraz ta liczba oscyluje wokół 110 tys. I te kilka lat temu bardzo się przejąłem słowami, które usłyszałem, że zaledwie 3% z nich jest objętych działaniem duszpasterstw akademickich. Wtedy zrozumiałem, że nie można siedzieć spokojnie, tylko trzeba coś robić dla studentów, którzy są poza. A na koncert przychodzą często ludzie, którzy nie mają zbyt wiele wspólnego z Kościołem lub są na bakier z wiarą. Chcemy do nich trafić - wyjaśniał redemptorysta.
Ostatnim akcentem niezwykłego wieczoru była niespodzianka - urodzinowy tort dla Maleo Raggae Rockers przygotowany przez studentów z DA Redemptor. Zebrani zaśpiewali zespołowi gromkie „sto lat!” z powodu 20-lecia ich muzycznej działalności, a potem wszyscy razem skosztowali słodkiego prezentu.
Choć orkan Ksawery popsuł plany organizatorom Koncertu na Tekach, w końcu musi minąć, a wspomnienia z nietypowego wieczoru zostaną uczestnikom na długo. Przecież nie na co dzień tacy artyści występują dla kilkudziesięciu osób.