W ramach Tygodnia Misyjnego we wrocławskim seminarium o swojej pracy wolontariackiej w Zambii opowiadał Mikołaj Konieczny, student Akademii Wychowania Fizycznego.
Spotkanie z młodym misjonarzem który niedawno wrócił z Zambii zorganizowało Kleryckie Koło Misyjne MWSD we Wrocławiu. Mikołaj odwiedził Afrykę po raz pierwszy w wieku 15 lat z rodzicami. Gdy wrócił do Polski, bił się z myślami, czy nie pojechać raz jeszcze. W końcu napisał maila z zapytaniem do salezjanina, którego poznał w Zambii. Gdy dostał twierdzącą odpowiedź, spakował się, kupił bilet na samolot i poleciał.
- Miałem 16 lat, byłem ciekawy świata. W zambijskim ośrodku salezjańskim dla młodych w Chingoli spędziłem wtedy ponad miesiąc. Pomagałem w oratorium organizowałem zabawy i sportowe zajęcia dla dzieci - opowiada Mikołaj Konieczny.
Druga, już bardziej samodzielna przygoda afrykańska dała nastolatkowi do myślenia. Przez okres liceum zastanawiał się, czy spróbować kolejny raz.
- Gdy skończyłem liceum stwierdziłem, że jestem dojrzalszy, mam trochę doświadczenia, więc mogę znowu polecieć do Zambii. Nie ukrywam, że trochę się wahałem, myślałem nad tym sporo. Modliłem się w tej intencji przez pół roku codziennie - wspomina Mikołaj.
W końcu podjął decyzję i po maturze zdecydował się wrócić na zambijską ziemię, by pomagać w salezjańskim ośrodku misyjnym, w którym funkcjonują szkoły: jedna na poziomie gimnazjum i druga zawodowa. Młodzież kształci się w takich dziedzinach jak mechanika, budowlanka, metalurgia, snycerka itp. Całość prowadzi polski salezjanin, ks. Leszek Aksamit.
Tym razem wrocławianin uczył dzieci biologii, matematyki i języka angielskiego. Pomagał w przygotowaniach do końcowego egzaminu (jakby gimnazjalnego). Sam komunikował się w języku angielskim, ale poznał także kilka zwrotów w lokalnym języku bemba. To budziło sympatię u tubylców.
- W Zambii zaskoczyły mnie relacje międzyludzkie. Jestem przyzwyczajony do europejskiego stylu życia, a tam wszystko jest na odwrót. Mają zupełnie inną mentalność. Są bardziej otwarci, życzliwi. Nieważne czy znasz się z kimś 5 lat czy 2 minuty - zawsze wita cię serdecznie, wypytuje, co u ciebie, opowiada o sobie i o rodzinie - mówi M. Konieczny.
Z drugiej strony przyznaje, że miejscową ludność nie przygotowuje się na przybycie wolontariuszy. Biały człowiek od razu na miejscu kojarzy się z pieniędzmi. Trzeba być też ostrożnym, by nie dać się wykorzystać, ale pomagać rozsądnie.
- Zambijczycy nie zamartwiają się tak jak Polacy. Oni nie zwracają uwagi na codzienne problemy. My denerwujemy się, jak stoimy w korku, jak się spóźniamy, bo autobus nie przyjechał. A tam? Albo autobus przyjedzie, albo nie. Jeśli nie ma możliwości dojazdu, człowiek wstaje 2 godziny wcześniej i idzie kilka kilometrów do pracy czy szkoły. Nie ma narzekania. Nie istnieje coś takiego jak depresja - relacjonuje Mikołaj.
Podkreśla, że mieszkańcy Zambii zdają sobie sprawę, że jak się czegoś nie nauczą, to nie zarobią pieniędzy np. na pożywienie. Żyją z dnia na dzień. Zarobki są bardzo niskie, a środki do życia kończą się często już tydzień przed kolejną wypłatą. Wtedy jedzą to, co uzbierali przez poprzednie dni, ale nie podłamują się tym stanem.
- Można powiedzieć, że dzieci, które uczyłem, były z rodzin zamożniejszych, ponieważ tam już wykształcenie potomków jest pewnym rarytasem społecznym. Starsi uczniowie, studenci, w zamian za naukę płacą swoją pracą, np. w ogrodzie, czy przy różnego rodzaju remontach - mówi student wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego.
Przed wylotem zrobił zbiórkę ubrań sportowych na misje. Część zawiózł do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie, część sam zabrał do Zambii. Jak opisuje, oficjalnie 90 proc. tamtejszej ludności to katolicy, jednak wiara jest odbierana nieco inaczej niż w Polsce.
- Panuje w pewnym sensie moda na Jezusa. Na autobusach umieszczane są billboardy z Chrystusem, w sklepach także. Wszędzie spotkamy motyw Boga. W punkcie obsługi, gdzie kupowałem kartę SIM do telefonu, leciał gospel w telewizji. W radiu puszczają piosenki uwielbienia. Nawet graffiti, chociaż rzadko spotykane, są tam z motywem religijnym, mówią o Jezusie - wymienia Mikołaj Konieczny.
Ta wizualna obecność religii w sferze publicznej nie przekłada się jednak na wiedzę i praktykę. Zambijczycy łączą katolicyzm ze swoimi ludowymi tradycjami i wierzeniami. Mają przez to skrzywione pojęcie grzechu, a podejście do wiary jest bardziej spontaniczne, opierające się na odczuciach.
W ramach Tygodnia Misyjnego we wrocławskim seminarium zapraszamy we wtorek na godzinę 16 do auli seminaryjnej (pl. Katedralny 14) na spotkanie z przyjaciółką śp. Heleny Kmieć, Martą Trawińską. Młoda misjonarka świecka opowie o pracy misyjnej, a także o swojej zmarłej przyjaciółce, której śmierć wstrząsnęła całą Polską. Dodatkowymi atrakcjami są: wystawa misyjna, a także prezentacja zdjęć o tematyce misyjnej.