Ciasteczka w formie trumienek, świecące kościotrupowe piżamy, żelki w kształcie krwawych gałek ocznych. Dlaczego pociąga nas brzydota i żartobliwa groza Halloween, która w dodatku balansuje na niebezpiecznej granicy?
Choć świętowanie Halloween wciąż nie porywa w Polsce tłumów, a pojawiło się u nas już w latach 90., tylnymi drzwiami coraz przebieglej próbuje wejść w naszą kulturę. Zwyczaj ten najhuczniej obchodzony w Stanach Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii, mimo że nie jest świętem urzędowym, cieszy się po Bożym Narodzeniu największą popularnością.
We Wrocławiu wieczorem 31 października można spotkać grupki dzieci poprzebierane za różne potwory, stukające od drzwi do drzwi z hasłem: „Cukierek albo psikus!”. W niektórych szkołach organizuje się upiorne bale lub różnego typu rekreacje związane z wydrążonymi dyniowymi lampionami, czy motywami duchów, demonów, zombie oraz czarownic. Wielu uważa, że to tylko zabawa, nie zdając sobie sprawy, że zamiast słodyczy może sprawić ona bardzo poważnego psikusa przede wszystkim dzieciom.
Diabeł lubi, jak z niego żartują
W dolnośląskich sklepach szybko można zauważyć zbliżający się listopad. Po pierwsze pojawiają się znicze i stroiki na groby z powodu Wszystkich Świętych oraz Dnia Zadusznego. Ale na półkach rzucają się w oczy coraz częściej symbole związane z Halloween. Szczególnie większe dyskonty czy markety realizują kampanie handlowe polecające różne „straszydełka” w formie przebrań, zabawek, delikatesów, czy przedmiotów codziennego użytku.
I tak np. w Lidlu możemy kupić świecącą w ciemności dziecięcą piżamę-kościotrupa, strój diabła, foremki do pieczenia w kształcie trumien z krzyżem, żelki w formie krwawych gałek ocznych lub wampirzych zębów. Kreatywność w tym biznesie naprawdę imponuje. Halloween, poza oczywistym pomysłem na biznes i formą bezrefleksyjnej rozrywki, to balansowanie na niebezpiecznej granicy. Kościół ostrzega przed tą formą banalizowania śmierci, prześmiewczej formy diabła, bagatelizowania kontaktów z demonami itp.
W sklepach zapanowała moda na Halloween Maciej Rajfur /Foto Gość
- Nie trzeba dziś nie wiadomo jak głębokiej filozofii czy wielkiego trudu, by odkryć pogańskie pochodzenie tego święta, które wywodzi się z celtyckich obchodów ku czci boga śmierci - Samhaina. W tym właśnie dniu druidzi, magowie podczas obrzędów spirytystycznych składali również krwawe ofiary z ludzi - przypomina o. Andrzej Smołka SSCC.
Sercanin biały przez wiele lat pełnił posługę egzorcysty archidiecezji wrocławskiej i wciąż pomaga ludziom na płaszczyźnie walki duchowej. - Takie współczesne niby niewinne zabawy czy celebracje stają się podstawą wielu nowych ruchów okultystycznych, gdzie wzywa się różne duchy, uprawia magię, przywołuje jakieś „zakamuflowane energie”, które maja nam pomoc itp. A to nic innego jak otwarcie się na działanie szatana - apeluje kapłan.
Podkreśla, że przez ten medialno-marketingowy szum do ludzi dociera jedynie spłaszczony przekaz, próbujący nieudolnie oswoić i ośmieszyć sferę śmierci, demonów i kontaktów z umarłymi. Wprowadza się tym samym człowieka w pułapkę, którą zastawia nikt inny jak sam diabeł. - Halloween może być pierwszym krokiem do zniewolenia czy opętania. To jak grać w piłkę na ruchliwej ulicy i udawać, że jest bezpiecznie. A ludzie sobie nie zdają z tego sprawy, bo poddają w wątpliwość istnienie diabła i złych sił, które pragną potępienia człowieka - wyjaśnia o. Andrzej Smołka. Zaznacza przy tym, że nie chodzi o zastraszanie wszystkich naokoło, ale regularne uświadamianie, w jak niebezpieczną rzeczywistość wkraczamy.
W Księdze Kapłańskiej Bóg wyraźnie mówi do człowieka: „Nie będziecie uprawiać wróżbiarstwa. Nie będziecie uprawiać czarów. […] Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich. Ja jestem Pan, Bóg wasz!”. Całe zagrożenie ludzi celebrujących Halloween wynika właśnie z lekceważenia sfery duchowej, a na takie podejście diabeł tylko czeka, ponieważ on mistrzowsko posługuje się podstępem, kłamstwem i oszustwem.
- Zły nas zwodzi, podsuwa nam interesujące strony grzechu, nęci nas. Halloween idealnie wpisuje się w jego taktykę. Wydaje nam się, że to taka lekka i przyjazna szczególnie dla dzieci forma zabawy. Przebieranie w diabełki, milutkie potworki, różki na głowach. A od kiedy to diabeł jest przyjacielem ludzi? Stawiamy w ten sposób pierwszy krok, by mu się poddać - podsumowuje sercanin z Wrocławia.
Przepraszam, a co my świętujemy?
Niestety, pierwszą ofiarą przekonania o niewinności Halloween stają się bezbronne dzieci, którym rodzice nie tylko pozwalają wkraczać w zakrzywioną rzeczywistość strachów, potworów, wampirów i magii, ale także sami często staja się prowodyrami.
- Kiedyś zobaczyłam, jak matka w sklepie kupuje dziecku zabawki hallowenowe, jakąś trumienkę czy coś podobnego. Zapytałam grzecznie, czy wie, jaką krzywdę może mu wyrządzić? Zdziwiła się. Rozmawiałyśmy prawie godzinę. W końcu zrezygnowała z zakupu - mówi Elżbieta Jóźwiak. Dyrektor Katolickiego Liceum im. Pośredniczki Łask we Wrocławiu nie unika okazji, by tłumaczyć, dlaczego zwyczaj związany z maskaradą to igranie z ogniem, a raczej z diabłem. - W naszej szkole przeprowadziliśmy lekcję na temat genezy tego święta. Kiedyś druidzi odwiedzali w nocy z 31 października na 1 listopada domostwa i domagali się datków straszliwie przeklinając ludzi. W tym czasie składano także różnym bożkom, strzygom i demonom ofiary z plonów rolnych, zwierząt, a także z ludzi. Co my mamy zatem świętować? Pamiątkę brutalnych zabójstw? - pyta E. Jóźwiak.
Jej zdaniem szkoła ma ogromny wpływ na podejście do Halloween, choćby przez zupełne milczenie, które już daje przyzwolenie. - Przede wszystkim panuje niewielka świadomość, z czym mamy do czynienia. Po drugie, dyrekcje są zalęknione o opinie rodziców, którzy czasem buntują się, że zabiera się ich dzieciom świetną zabawę - konstatuje dyrektor katolickiego liceum. Jej zdaniem, istnieje kilka możliwości, by w szkole dobrze wytłumaczyć nie tylko pochodzenie, ale i niebezpieczeństwo Halloween np. podczas lekcji polskiego, angielskiego, historii, religii, wychowania do życia w rodzinie, czy tzw. godziny wychowawczej.
dalszy ciąg na następnej stronie