Ukazywał piękno prawdziwej miłości, dzielił się skarbami kultury kresowej, uczył patriotyzmu. Był jak okno, przez które widać Boga. O ks. Aleksandrze Zienkiewiczu opowiada Halina Styś.
– „Pod Czwórkę” zaprowadził mnie mój przyszły mąż, Józef – wspomina mama sześciu synów, babcia, wieloletnia polonistka, dziś wdowa konsekrowana.
– Zaprosił mnie na Ostrów Tumski, stanęliśmy pod wizerunkiem Matki Bożej, a Józiu mówi: „Zaprowadzę cię Halino do takiego kapłana, zapiszemy się u niego na kurs przedmałżeński”. Tak się stało. Kurs nazywał się „Miłość, małżeństwo, rodzina”. Chodziliśmy na niego cały rok. Pamiętam pierwsze spotkanie z ks. „Wujkiem” i jego charakterystyczny gest wyciągniętej dłoni. Przed Mszą św. schodził ze schodów i witał się ze wszystkimi, każdemu podając rękę. Najwięcej uwagi poświęcał tym zagubionym, onieśmielonym.
Niejako równolegle informacje o niezwykłym kapłanie dotarły do pani Haliny z ust pewnej nazaretanki, s. Ryszardy, spotkanej podczas pobytu w szpitalu. Jeszcze więcej mogła o nim usłyszeć, gdy została zaproszona do domu zakonnego nazaretanek. Nić przyjaźni została zawiązana, a siostry co jakiś czas posyłały państwu Stysiom… blachę pachnącego ciasta drożdżowego.
Formacja przyszłych małżonków prowadzona była u ks. „Wujka” na bardzo wysokim poziomie. Na spotkania zapraszał starannie dobranych gości – na przykład Elżbietę Sujak czy Wandę Półtawska. Po zakończeniu kursu przyszli małżonkowie otrzymali wizerunek Świętej Rodziny, ze specjalną dedykacją „Na nową drogę życia”, a po narodzinach pierwszego syna, Michała, ryngraf Matki Bożej Ostrobramskiej. „Wujek” podarował też młodym małżonkom „Przykazania domowe” Marii Rodziewiczówny. Znajdowały się zawsze na honorowym miejscu w domu państwa Stysiów; po latach kopie „Przykazań” otrzymywali kolejni synowie, gdy zakładali swoje rodziny.
Pani Halina opowiada o organizowanych przez ks. Aleksandra Zienkiewicza niedzielach dla rodzin – były to zawsze 3. niedziele miesiąca. – Uczestniczyliśmy w Mszy św., potem w agapie. Wiosną chodziliśmy zawsze do Ogrodu Botanicznego, spacerowaliśmy. Uczył nas świętowania Dnia Pańskiego – mówi. – Bardzo kochał rodziny, zachęcał do otwartości na nowe życie. Zawsze mówił: „Ja chrzczę od trzeciego dziecka”. U nas ochrzcił Bogumiła i Wincentego – czyli trzeciego i szóstego syna. Mogę powiedzieć, że był przyjacielem oraz duchowym ojcem naszej rodziny; dar spotkania z nim żyje w nas, w moich dzieciach, do dziś.
– Uczył nas zasad, jakimi należy kierować się w rodzinie, a także pewnych rytuałów, gestów miłości. Zachęcał, by wspólnie z dziećmi odmawiać choć dziesiątkę Różańca – co robiliśmy zawsze wieczorem; za jego radą wychodzącym z domu synom dawałam „krzyżyk na drogę”, wprowadziliśmy zwyczaj przepraszania się w Wigilię, na święta (także wielkanocne) przywołujemy podczas modlitwy imiona zmarłych – podkreśla. – Pamiętam niektóre teksty biblijne, na które szczególnie chętnie się powoływał (np. Ef 1, 3-14, Pwt 31, 7-8). Jego nauczanie, także do rodzin, było przeniknięte tekstami Pisma św. Pięknie śpiewał – chętnie wykonywał z nami patriotyczne kresowe pieśni. To było inspirujące później także w życiu rodzinnym. Do dziś w naszym domu dużo się śpiewa – kolędować możemy choćby ze dwie godziny.
H. Styś wspomina, jak święty kapłan przestrzegał przed pychą w małżeństwie (powoływał się m.in. na filozoficzne teksty Schelera – o drodze pychy i drodze pokory), uczył, że gdy człowiek się uniża, Bóg odsłania mu swoje oblicze. – Mówił o ofiarności, postawie wybaczania. „Miłości trzeba się uczyć, bo ona nie ma dna” – powtarzał. Uczył ufności w życiu rodzinnym, nie lękania się trudności – choć były to bardzo trudne lata – podkreśla. – Wspierał nas, jak i inne rodziny wielodzietne – serdecznie i dyskretnie.
Trudne chwile nadeszły, gdy mąż zaczął chorować. Ks. Zienkiewicz mówił: „Halinko, nie oddawaj go do żadnego zakładu, dzieci musza się uczyć ofiarności wobec ojca”. Tak było, synowie troskliwie się panem Józefem opiekowali w niemal 20-letniej chorobie. Pani Halina wspomina, jak syn Stanisław dbał o leki, strzygł, golił swojego ojca. Ks. „Wujek” kształtował postawę wielkiego szacunku wobec rodziców. Uczył postawy dzielności.
Kiedy pani Styś zastanawiała się, czy powinna wrócić do pracy po urlopach macierzyńskich, usłyszała od ks. Zienkiewicza: „Halinko, uważam, że sobie dasz radę i w domu i szkole. Pan Bóg ci pobłogosławi. W szkole też młodzież potrzebuje porządnego polonisty”. I pani Halina dawała radę. Wychowała wiele pokoleń młodzieży, także olimpijczyków; dbała o wysoki poziom nauczania. – Opowiadałam młodzieży również o „Wujku”; z jedną z klas pojechałam na Kresy – mówi. – Dbałam o to, by młodzi poznali dzieła Karola Wojtyły – „Przed sklepem jubilera” czy „Brat naszego Boga”, nawet jeśli spotykały mnie z tego powodu różne nieprzyjemności.
Dzieci państwa Stysiów wyniosły z domu wielki szacunek dla ks. A. Zienkiewicza. Jeden z synów, Jan, zaangażował się bardzo w starania o nazwanie imieniem kapłana bulwaru na Ostrowie Tumskim. W specjalnym piśmie skierowanym do ks. kard. Henryka Gulbinowicza podpisał się jako „duchowy wnuk” księdza „Wujka”. Gdy organizowany był plebiscyt na „Wrocławianina naszych czasów”, dzieci na swoich uczelniach propagowały wśród studentów kandydaturę słynnego duszpasterza. Syn Jan pragnął przeżywać swój własny ślub „Pod Czwórką”. Małżeństwo z Agatą zawarł w tym miejscu jego brat Adam. Ślubnej liturgii przewodniczył ks. Andrzej Dziełak.
Pani Halina w swoim domu ma kilka zdjęć „Wujka” – wyeksponowanych na honorowych miejscach – największy wizerunek duszpasterza zdobi domowy ołtarzyk; obok są jego fotografie m.in. z chrztu jednego z małych Stysiów, zdjęcie „Wujka” wykonane podczas wizyty u nich w domu czy zdjęcie zrobione kiedyś modlącemu się „Wujkowi” przez syna Bogumiła.
– Dla mnie, przedstawicielki rodziny Stysiów, jest czymś oczywistym, że ks. Aleksander Zienkiewicz to człowiek święty – mówi wdowa. – Tę świętość dostrzegaliśmy już za jego życia. Pamiętam, jak w 1995 r., roku śmierci ks. „Wujka”, uczestniczyliśmy w Mszy św. dla rodzin. Przewodniczył jej ks. Włodzimierz Wołyniec. Kiedy przyszedł czas na homilię, przywołał moich najmłodszych synów – Jana i Wincentego – i powiedział, wskazując na siedzącego ks. „Wujka”: „przed wami jest święty kapłan”. To była cała homilia.
Pani Styś podkreśla ważny rys osobowości Sługi Bożego – przywiązanie do kresowych tradycji, do historii i bogactwa polskiej kultury, patriotyzm. – To był „kresowy Sarmata” – mówi, odwołując się do książki Joanny Puchalskiej „Kresowi Sarmaci”. – Przeniósł z Kresów Rzeczpospolitej do Wrocławia dziedzictwo tamtejszej kultury. Wzrastał, dojrzewał do kapłaństwa w duchowej przestrzeni wielkich osób: Sługi Bożego ks. bp. Zygmunta Łozińskiego, biskupa pińskiego („Pod Czwórką” znajdowała się wielka fotografia tego kapłana), św. Andrzeja Boboli – w którego kanonizacji uczestniczył w Rzymie tuż po przyjęciu święceń kapłańskich w 1938 r.
Polonistka przytacza modlitewny tekst często przytaczany przez „Wujka”: „Ja wielbię Boga Bogiem, z Niego i w Nim Go sławię, On moim duchem, słowem, hymnem, wszystkim, co potrafię”. Jest to aforyzm Angelusa – Anioła Ślązaka, którego „Wujek” poznał dzięki przekładom Adama Mickiewicza na język polski. – „Wujek” to erudyta, który kochał historię, literaturę. Był zakochany w Mickiewiczu. Kiedy pojawiłam się „Pod Czwórką”, zapytał mnie, pokazując wiszący na ścianie obraz: „dziecko, co to za obraz, z czym ci się kojarzy”? Rozszyfrowałam, że to był wizerunek ukazanej od tyłu fary nowogródzkiej, w której Mickiewicz był chrzczony (ks. „Wujek” pełnił posługę przy tej świątyni) – wspomina pani Halina. Swoją odpowiedzią ujęła kapłana za serce.
Wskazuje kolejne duchowo-literackie pasje „Wujka”. Często przytaczał na przykład tekst z poematu „Beniowski” J. Słowackiego, znajdujący się na nagrobku na wileńskiej Rossie, gdzie spoczęła matka J. Piłsudskiego i jego serce:
„Kto mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem”
– Bardzo często mówił także o Słudze Bożym ks. Władysławie Bukowińskim, pełniącym ofiarną posługę na Kresach – wspomina pani Halina, która trzykrotnie pielgrzymowała z „Wujkiem” na Wileńszczyznę. – Bywał w Słonimiu (Słonim), u sióstr niepokalanek. Wspominał często o Orlętach Lwowskich, o dramatycznych wydarzeniach w Ponarach. Przekazywał nam ducha miłości do Ojczyzny.
Pani Styś pokazuje książkę, jaką podarował jej ks. A. Zienkiewicz – „Pułapki na drodze do świętości” ks. Franciszka Blachnickiego – i zapisane w niej słowa o tym, kim jest człowiek święty: jakby oknem, przez które prześwieca piękno boskiego świata. „(…) tylko ktoś pokorny jest człowiekiem świętym, czyli takim, który usunął ze swej duszy wszelkie zapory i przeszkody. Człowiek ten jest napełniony Bogiem (…)”. – Te słowa dokładnie oddają to, kim był ks. „Wujek” – mówi pani Halina, przywołując obraz okien w domu kapłana – wychodzących w jednym pokoju na katedrę, w drugim – na kościół św. Krzyża. – Był jak okno, przez które widać Boga. On naprawdę napełnił go Sobą.
Obraz "Wujka" zajmuje honorowe miejsce w domowym ołtarzyku państwa Stysiów, przy którym przez lata rodzina gromadziła się na modlitwie Agata Combik /Foto Gość
Zdjęcie rozmodlonego ks. A. Zienkiewicza, wykonane przez jednego z synów państwa Stysiów, zdobi salon rodzinny Agata Combik /Foto Gość