Jarmark Bożonarodzeniowy to pomyłka już w samej nazwie.
Może lepiej go nazwać „jarmark świąteczny”, bo w końcu chodzi o jakieś święta? Albo „Wroclavia na powietrzu”, czyli wielka galeria handlowa, ale nie pod dachem? Proponuję jeszcze „świąteczny lunapark”. Skąd te pomysły?
Jak przeszedłem jarmark wzdłuż i wszerz, nie znalazłem tam oczywistego symbolu lub produktu, nawiązującego do Bożego Narodzenia (np. szopka, Święta Rodzina, Jezus w żłóbku, ktokolwiek lub cokolwiek ze stajenki itd). Liczę się z tym, że może mi coś umknęło, bo nie sprawdzałem każdego zakamarka, ale jednak poszedłem tam z myślą by poszukać Bożego Narodzenia.
I co znalazłem? Amerykańskie „Merry Christmas” czyli „Wesołych świąt”. Tylko... w nazwie przecież nie ma „Jarmark wesołych świąt” ale „Jarmark Bożonarodzeniowy”. Nie rozumiem też, dlaczego na co drugiej ściance, bramie, słupie tego jarmarku umieszczono sanie z reniferami i Mikołajem (nie nazwę go świętym z powodu stroju). To symbolizuje Boże Narodzenie? Może Pan Jezus na ziemię przyleciał na tych saniach. Może w tym worku mikołajowym. Litości.
Co do galerii handlowej na zewnątrz - w drewnianych domkach znajdziemy prawie wszystko, co sobie można wyobrazić do kupienia na prezent dla najbliższych. Od kapci, pierścionków przez podkowę z własnym imieniem po afrykańskie figurki. W jednym z domków na pl. Solnym można wykonać woskowy odlew własnej dłoni, w innym dostaniemy ręcznie malowaną bombkę z życzeniami lub dedykacją. Spacerując między stoiskami jakby zwiedzamy świat. Kuchnia międzynarodowa, pamiątki z różnych zakątków globu. Szał. Ale właśnie, czego szał? Konsumpcji. Kup, kup, kup. Na pierwszy rzut oka nic w tym złego. Mam jednak wrażenie, że Boże Narodzenie współcześnie równa się dziś udanym zakupom prezentów pod choinkę.
Druga kwestia to obecność atrakcji rodem z wesołego miasteczka jak np. karuzela, kolejka elektryczna czy ogromna strzelnica, w której do wygrania mamy pluszaki itd. To lunapark czy jarmark? Te kiczowate siermiężne elementy ze specyficznym rażącym oświetleniem pasują do klimatu świąt Bożego Narodzenia jak pięść do nosa.
Nie widzę w tym innego powodu, jak proste zarabianie pieniędzy na mieszkańcach i turystach. No bo jak dziecko zobaczy, jak już tu jesteśmy, jak taka piękna atmosfera, to może niech sobie pojeździ... A my na winko i na zakupki. Wobec tego w tym momencie chyba łatwiej zmienić nazwę jarmarku niż koncepcję. Z Bożym Narodzeniem ma on niewiele wspólnego.
A że urokliwy i z niepowtarzalnym klimatem - nie wątpię. Tylko święta nie polegają na "klimaciku". Wzięły swoją nazwę od konkretnego wydarzenia. Zupełnie nieprzypadkowo i nie dla picu. Tutaj Jezus, o którego narodzenie się rozchodzi, jest jakby, mówiąc delikatnie, niewidoczny. Przypadek?
Karuzela bożonarodzeniowa czy reniferowo-mikołajowa? Maciej Rajfur /Foto Gość