Jak się ma niepodległość do suwerenności? Czym się kierować w polityce niepodległego już państwa? Debata w auli PWT zainicjowała ożywioną dyskusję.
Debata „Wolność-suwerenność-niepodległość” – zorganizowana przez Fundację Obserwatorium Społeczne i Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana we współpracy z Instytutem Nauk Społecznych PWT, otwarta przez Piotra Sutowicza – była wpisana w perspektywę obchodów wydarzeń 1918 r.
– Obchodzimy 100 lat odzyskania przez Polskę niepodległości, a ile było lat jej suwerenności? – pytał prowadzący spotkanie z ramienia „Obserwatorium Społecznego” Wojciech Iwanowski. Prof. Krzysztof Kawalec, dyrektor Instytut Pamięci Narodowej we Wrocławiu, wskazał oczywiście na lata 1918-1939, a następnie za granicę suwerenności uznał 1991 r. – rok pierwszych po wojnie wolnych wyborów do sejmu. – Jednak suwerenność to nie jedynie zewnętrzne ramy, ale użytek jaki z nich robimy – zauważył. Zwrócił uwagę na długoletni proces redukowania nauczania historii w szkole, usunięcie jej z przedmiotów maturalnych – a przygotowanie do matury siłą rzeczy motywowało młodych – nawet jeśli nie jest to najbardziej szczytna pobudka do zgłębiania ojczystej historii. Wspomniał o upadku autorytetu książki, obniżeniu poziomu studiów akademickich. – Obecnie zaistniała perspektywa odwrócenia tych negatywnych trendów w edukacji, zobaczymy jednak jak dalej potoczą się jej losy – dodał.
Pisarz, poeta, dramaturg Stanisław Srokowski zastanawiał się nad bilansem minionych 100 lat. Zwrócił uwagę na zaniedbania dotyczące pamięci o Kresach. – To one budowały naszą identyfikację narodową, to stamtąd wywodzą się budujące tożsamość narodową pierwiastki, także w kwestii kultury, nauki… Sprawa Kresów, ciągłości pamięci o ich dziedzictwie, została zaniedbana. Młode pokolenie nie ma pojęcia o tym, czym one są – stwierdził. Zauważył, że pośród pozytywnych zmian w szkolnictwie, wciąż można mówić o obecnych w nim negatywnych zjawiskach – na przykład jeśli chodzi o przekaz dotyczący tragicznych wydarzeń na Ukrainie w latach 40. XX w. – Mówi się, że istniał konflikt polsko-ukraiński. To nie był konflikt, to było ludobójstwo na polskiej ludności– podkreśla.
– Straciliśmy w kwestii patriotyzmu wiele czasu, zwłaszcza lata 90. zostały zmarnowane – a był to okres, kiedy żyło jeszcze bardzo wielu weteranów. Niektórzy z nich dziś mówią, że czekali wtedy, by ktoś ich włączył w jakieś inicjatywy, działania – mówiła Ilona Gosiewska, prezes Stowarzyszenie Odra - Niemen. – Zmianę widać choćby na przestrzeni ostatnich kilku lat. Udało się zbudować relację między młodymi a np. żołnierzami AK. Szkoda, że tak późno. Jestem jednak niepoprawną optymistką. Pojawia się mnóstwo oddolnych inicjatyw, wiele się dzieje w III sektorze. Jest wielu młodych, którzy jeżdżą na Kresy i odkrywają z zachwytem ich dawną wielkość. Niestety wciąż za mało wykorzystuje się potencjał Polaków żyjących poza granicami Polski.
– Stoję na stanowisku, że ważna jest praca organiczna – żmudna, twarda, wytrwała – mówił ks. Marcin Werczyński, duszpasterz harcerzy, pasjonat historii, podkreślając znaczenie choćby eksponowania symboli narodowych, dbałości o szacunek dla nich w szkole, potrzebę ukazywania młodym takich postaci jak rotmistrz Witold Pilecki czy podpułkownik Łukasz Ciepliński. – Na początku prelekcji, jakie wygłaszam, zadaję młodym pytanie ile osób wie, czym jest patriotyzm. Podnosi rękę ok. 50 proc. zebranych. Kiedy pytam dalej, kto z was jest patriotą, w 80-osobowej grupie unosi się 5-10 rąk… To widać, jak bardzo wśród młodych zdewaluowano pojęcie patriotyzmu.
– Współcześni Polacy stoją w obliczu odpowiedzi na pytanie, czym ma być niepodległa Polska. Sprawy kresowe zostały zapomniane, są zbywane milczeniem, bo w nich kryją się niebezpieczne pytania, poważne wyzwania na dziś – mówił prof. Romuald Szeremietiew – polityk, publicysta i nauczyciel akademicki. – Każdy naród buduje drogę, która ma go prowadzić do wielkości. Polacy kiedyś na nią weszli. Nasz kraj był opisywany jako przedmurze. Zbudowaliśmy pewną rzeczywistość społeczną, wojskową; stworzyliśmy państwo, które na określonym terenie było potęgą. To nie jest tylko wspomnienie, historia, ale to jest pewien kapitał, wyzwanie… Sprawa Kresów to także pytanie, czym ma być Polska dzisiaj.
Prof. Szeremietiew dostrzegł – być może nieuświadomione – ślady takiego myślenia w propagowanej przez prezydenta Andrzeja Dudę inicjatywie Trójmorza, koncepcji, którą on sam również popiera. Zauważył, że istnieje wizja Europy, w której istnienie poszczególnych narodów wydaje się zbędne czy wręcz szkodliwe. Jednak nawet w kręgach lansujących taką ideę co rusz dochodzi do głosu liczenie się z interesami narodowymi. – Moim zdaniem państwa narodowe nie znikną – stwierdził.
Postulat przemyślenia „sprawy kresowej” w dzisiejszych realiach – a nie tylko w przestrzeni odległej historii – stał się przyczynkiem ożywionej dyskusji.
– Ambitna polityka wymaga określenia celów i możliwości. Jeśli cele wyznaczone są zbyt skromnie, polityka drepce w miejscu, jeśli zbyt ambitnie, przy ograniczonych możliwościach, wchodzi się na ścieżkę ryzyka. To może się skończyć katastrofą – mówił prof. Kawalec. Wspomniał o XX-wiecznych żołnierzach niezłomnych, o powstańcach XIX w., którzy, jak uważa, dążyli do celów niemożliwych. – Współcześnie dysponujemy może 15. procentami potencjału militarnego, jaki mieliśmy w 2 połowie lat 30. Wtedy ten potencjał nie uchronił nas przed łańcuchem porażek. Dziś nasz wschodni sąsiad dysponuje bronią nuklearną – mówił. – Cieszę się, że państwo polskie wreszcie zaczęło walczyć o swoje interesy. Inną rzeczą jednak jest wstępowanie na szlak, który kiedyś, gdy byliśmy relatywnie silniejsi, zakończył się klęską. Postuluję, by politykę oprzeć nie na sentymentach, ale na interesach i możliwościach, biorąc pod uwagę nasz potencjał – zarówno demograficzny, jak i militarny. Nasze cele powinny być wzięte z XXI w. a nie XIX i wcześniejszych.
Prof. Szeremietiew ripostował, że nie chodziło mu bynajmniej o działania militarne za Bugiem w celu przyłączenia terenów na Wschodzie do Polski, ale o świadomą politykę dotyczącą Wschodu. Nie zgodził się z tezą, jakoby ofiara powstańców czy żołnierzy niezłomnych nie przyniosła realnych korzyści. Wykazywał, że dzięki temu, że po wojnie komuniści skoncentrowali się na walce z podziemiem niepodległościowym, nie przeprowadzili kolektywizacji – i w Polsce zawsze pozostała strefa prywatnej własności, zapewniająca pewną niezależność. – Jestem ponadto przekonany, że krew przelana w słusznej sprawie, zgodnie z wartościami moralnymi, nigdy nie jest przelana na darmo – stwierdził, wzbudzając aplauz słuchaczy. S. Srokowski dodał, że „niezłomni” mieli w latach 50. kontynuatorów – był to czas, gdy nastolatkowie, licealiści, zbudowali ok. 1000 tajnych organizacji. Ich inicjatorzy wywodzili się głównie z rodzin kresowych.
Czy w polityce akcent powinien być położony na „chłodne” kalkulacje, racjonalne szacowanie szans i zagrożeń, czy raczej należy zdecydowanie dążyć do obranych celów, nie koncentrując się na ryzyku? Poruszone zagadnienia wzbudziły sporo emocji, także wśród słuchaczy.