Nie ma takiego zniewolenia, takiej choroby, takiego "syfu", z którego Jezus nie może cię wyrwać - twierdzi.
Okazało się, że ostatni tego dnia autobus do Poznania nie odjedzie, bo drzwi zamarzły na silnym mrozie. Andrzej postanowił pozostać jednak do rana. Ośrodek rekolekcyjny był jednak zamknięty, bo wszyscy poszli na Mszę św. Nie miał wyjścia, poszedł za nimi do kaplicy. Ulokował się w konfesjonale. – Ludzie głosili świadectwa. Jedno mnie rozwaliło – świadectwo dziewczyny, która była gwałcona przez ojczyma. Modliła się o jego śmierć, ale po tym, jak oddała życie Jezusowi, przebaczyła mu. Nie pojmowałem tego – mówi. – Tłumaczyłem sobie, że ci ludzie dostają scenariusze takich świadectw od księdza, uczą się ich na pamięć i deklamują, by zwabiać innych. Pomyślałem: „zostanę jeden dzień na tych rekolekcjach, by ich zdemaskować”.
Następnego dnia był dzień pokutny. Kogut chciał załatwić koleżance spowiedź bez kolejki – żeby szybciej wyszła z nim na papierosa – ale okazało się, że ludzie to jego właśnie przepuścili bez kolejki, a ksiądz go przywołał. Podszedł. Przez pół godziny, obficie wplatając w wypowiedź słowa na „k” i „ch”, wyrzucał z siebie wszystko: schizmy w Kościele, bogactwo, pedofilia, kłamstwo. – Jak po półgodzinie się wypstrykałem, ksiądz do mnie mówi „Andrzej, czy ty masz świadomość, że złamałeś wszystkie Boże przykazania?”. „A co to jest?” – mówię mu. Przeprowadził mnie przez Dekalog, ja mu o sobie wszystko opowiedziałem. Nikt już się nie zdążył wyspowiadać. Na koniec mówi: „Czy ty Andrzej nie żałujesz takiego życia?”. Ja do niego: „Przecież ja jestem trup. Będę umierał… K…., no pewnie, że żałuję!” „Nie chciałbyś inaczej żyć?” Pyta trupa, czy by nie chciał zmartwychwstać… „No chciałbym!” On na to: „Warunki spowiedzi spełnione, udzielę ci rozgrzeszenia! Nie ma takiego grzechu, którego by Jezus nie przybił do krzyża…”
Udzielił mi rozgrzeszenia. Poczułem je fizycznie. Jakby ktoś wziął pałę i tę skorupę g…, którą na siebie nakładałem przez lata, rozwalił jednym rąbnięciem…
Byłem jak w jakiejś traumie. Nie łapałem o co chodzi. Ale wkrótce zderzyłem się z twardą rzeczywistością – objawami głodu narkotykowego. Wiedziałem, że muszę wyjechać i coś wziąć. Załapałem się jeszcze na nabożeństwo oddania życia Jezusowi. Dziś wiem: Chrześcijaństwo zaczyna się właśnie od tego: od uznania Jezusa za swojego Pana i swojego Zbawiciela! Nie miałem jeszcze odwagi, żeby to zrobić, ale modliłem się o wiarę.
Kogut powiedział księdzu, że wyjeżdża. On odparł, że jest tu taki zwyczaj, że nad każdą wyjeżdżającą osobą inni się modlą. Zaczęli się więc nad Kogutem modlić. Poczuł dreszcze, uderzenie gorąca. Wkrótce okazało się, że znikły jakiekolwiek objawy głodu narkotykowego. Nie wiedział, co się dzieje. Uległ psychozie tłumu, działa na niego jakaś „niebiańska energia”? Późniejsza lektura książki „Jezus żyje” E. Tardifa sprawiła, że zrozumiał: naprawdę został uzdrowiony. 3 lutego 1993 r. Bóg wyzwolił go z 11-letniej narkomanii.
Opowieść Koguta o tym, co działo się potem, jest nie mniej barwna – i nie mniej obfitująca w cudowne wydarzenia, w tym uzdrowienie z nieuleczalnej choroby, dar małżeństwa i ojcostwa czy kupno pilnie potrzebnego dla rosnącej rodziny domu za… 2 tysiące złotych. Dźwięk kanonów Taize, przyjęta komunia św., modlitwa – wszystko wywoływało w nim najpierw potężne wzruszenie i strumienie łez. Mina mamy, która usłyszała, że uczestniczył w rekolekcjach charyzmatycznych (a przy poprzedniej wizycie w domu wyrzucał krzyże przez okno), była nie do opisania.
Zaangażował się w Ruch Odnowy w Duchu Świętym; obecnie należy do wspólnoty charyzmatycznej „Kahal”. Głosi świadectwa, zajmuje się profilaktyką uzależnień wśród młodzieży. – Jeśli takiego popaprańca jak ja Bóg wyrwał z takiego „syfu” w 5 minut, to znaczy, że nie ma takiego zniewolenia, takiej choroby, takiego syfu, z którego Jezus nie może cię wyrwać! – powtarza.
Więcej przeczytasz w książce Andrzeja Sowy „Ocalony. Ćpunk w Kościele”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015