Chrześcijańska droga Romana i Andrzeja rozpoczęła się w wołowskim więzieniu. Za kratami poznali Boga. Dlatego zdecydowali się przyjąć chrzest.
Ostatnie przygotowania w zakrystii kaplicy więziennej. Szybkie zerknięcia na kartkę. Pytania, które mają ostatecznie upewnić o podjętej decyzji.
Mężczyźni zdawali sobie sprawę, że za chwilę czeka ich najważniejsza chwila w życiu. Zostaną włączeni do rodziny Kościoła katolickiego przez Chrzest Święty, a następnie będą mogli w pełni uczestniczyć w wielkim misterium Mszy św. poprzez Pierwszą Komunię Świętą. Wielkiego dzieła dopełni sakrament dojrzałości chrześcijańskiej.
W tej wyjątkowej Eucharystii zarówno jeden osadzony jak i drugi brali czynną rolę. Czytali słowo Boże i modlitwę wiernych. To dla nich niecodzienna sytuacja, dlatego pojawił się stres. Ale mężczyźni rozumieli, że muszą podołać zadaniu. Rzeczywistość więzienna nauczyła ich, że nie mogą się poddać. A w tej sprawie to już szczególnie.
Na dobre na chrześcijańską drogę wchodzą w bardzo wymowny dla Kościoła dzień - Nawrócenie św. Pawła.
Roman ma 31 lat. W wołowskim więzieniu od trzech lat odsiaduje dziewięcioletni wyrok za narkotyki.
Na pytanie, dlaczego chce zostać chrześcijaninem, odpowiada bez wahania:
- Ja chrześcijaninem czułem się wcześniej. A nie dopiero od chwili ochrzczenia. Od dłuższego czasu modlę się i praktykuję naszą wiarę, a teraz dojrzałem, by zostać włączonym do Kościoła katolickiego. Moja mama była świadkiem Jehowy, a ja poszedłem w tę stronę - mówi pewnym głosem osadzony.
Jak sam dodaje, nie chce uprawiać zbędnej filozofii, dlatego oświadcza wprost:
- Przyjmuję chrzest, bo po prostu pragnę być zbawiony, czyli mówiąc inaczej, nie chcę być potępiony. Chciałbym być dobrym człowiekiem. Ogromnie wierzę w Miłosierdzie Boże. Myślę, że jeden więcej chrześcijanin na ziemi to już jakiś mały sukces - stwierdza Roman.
Podkreśla, że decyzja o chrzcie, komunii i bierzmowaniu nie była trudna, choć przygotowanie sprawiało niewielkie kłopoty. Nie zawsze mógł się pojawiać na spotkaniach formacyjnych.
- Chcę mieć żonę, rodzinę i żyć w porządnym małżeństwie, więc chrzest i kolejne sakramenty stają się tu naturalne - mówi więzień.
W jego przypadku drogę do Boga można zawrzeć w słynnym stwierdzeniu: „do trzech razy sztuka”.
- Kiedy pierwszy raz siedziałem w więzieniu w Nysie, to zapragnąłem przyjąć chrzest. Kilka miesięcy uczęszczałem do kościoła. Niestety, przewieźli mnie do Dzierżoniowa i nie dokończyłem przygotowań. Tak samo było za drugim razem w Dzierżoniowie. W końcu w Zakładzie Karnym w Wołowie dostałem taką możliwość. Pewnie Bóg tak chciał i mnie prowadził. Nie zniechęciłem się - wspomina Roman.
Przyznaje, że tuż przed przyjęciem sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego towarzyszył mu stres.
- Czytałem Słowo Boże, a w kaplicy tyle ludzi "zza krat". Na co dzień człowiek jest zamknięty w celi, trochę poogląda współwięźniów na spacerniaku, ale nie jest jednak przyzwyczajony do takich wystąpień. Byłem jednak dobrej myśli - podsumowuje neofita.
Andrzej pochodzi z Olsztyna. Do końca wyroku pozostało mu dwa lata. W Zakładzie Karnym w Wołowie znalazł się 2,5 roku temu z powodu włamań i posiadania narkotyków.
- Myślę, że droga z Bogiem jest dla mnie lepsza. Dotychczas kroczyłem przez życie bez Niego, a już widzę jak bardzo On mnie odmienia. Chcę być bliżej Niego. Sakramenty traktuję jako wielki dar, ale i świadectwo dla innych - mówi 36-latek.
Podkreśla, że urodził się w Polsce, w kulturze chrześcijańskiej i był wychowywany w katolickiej rodzinie. To gdzieś cały czas tkwiło w jego sercu.
- Bóg już mi dużo pomógł. Obrałem całkiem inne spojrzenie na świat. Naprawdę mam motywację, by być dobrym człowiekiem. Dużo w życiu nagrzeszyłem, ale wiara katolicka pokazuje mi, że mam godność Bożego dziecka, że już mi przebaczono. Mam dość krzywdzenia siebie, rodziny i innych - tłumaczy Andrzej.
Wspomina, że kiedyś w swoim podejściu chciał wszystko robić własnymi siłami, Bóg się dla niego nie liczył.
- Dziś widzę, że to do niczego mnie nie doprowadziło - kwituje krótko.
Na bierzmowanie wybrał imię Jakub. - Był wielkim świętym. Szczególnie trafił do mnie jego list, który znajduje się w Piśmie Świętym - mówi Andrzej.