Pod tym tytułem odbywa się cykl dla studentów z DA "Antoni", którego gośćmi byli tym razem Bernadetta i Krzysztof Frankowie.
On inżynier budownictwa, koordynator inwestycji w jednej z firm deweloperskich, ona anglistka pracująca w międzynarodowej korporacji na stanowisku zarządzającym, odpowiedzialnym za finanse. Oboje związani z akademickim duszpasterstwem prowadzonym przez dominikanów. Szczęśliwi małżonkowie z siedmioletnim stażem opowiadali o tym, jak stali się rodzicami adopcyjnymi.
W ich życiu z początku wszystko układało się bardzo dobrze. Poznali się dość wcześnie, na Obozie Adaptacyjnym Duszpasterstw Akademickich w Białym Dunajcu, ale dopiero po pewnym czasie i różnych perypetiach towarzyskich uznali, że chcą być ze sobą na zawsze. Pobrali się w 2011 roku.
- Najpierw studia, małżeństwo, praca, w międzyczasie mieszkanie i dopiero później dziecko. Myśmy sobie wedle tego schematu zaplanowali życie i tak było. Po ślubie daliśmy sobie dwa lata i za pomocą naturalnych metod planowania rodziny odwlekaliśmy czas narodzin pierwszego dziecka - opowiadał Krzysztof.
Plany się jednak posypały, gdy okazało się, że u obojga małżonków pojawiają się poważne kłopoty zdrowotne, skutkujące problemem z poczęciem dziecka. Próbowali różnych rozwiązań, chcąc pozostać w zgodzie z moralną nauką Kościoła. Prosili Boga o łaskę, uczestniczyli w grupach wsparcia duchowego i wydawali pieniądze na cudowne diety i tzw. medycynę alternatywną, próbowali naprotechnologii, choć już na wstępie usłyszeli od lekarza, że nie powinni robić sobie wielkich nadziei. Mieli momenty załamania i bywali bliscy decyzji o tym, by spróbować metody in vitro. Ostatecznie jednak z Bożą pomocą zdecydowali się na rodzicielstwo adopcyjne. Aktualnie mają jedną córeczkę Łucję i czekają na kolejne dziecko.
Droga wiodąca do adopcji okazała się długa i wyboista. Małżeństwo najpierw musiało czekać ponad pół roku na około sześciomiesięczny kurs przygotowawczy prowadzony przez ośrodek adopcyjny. Zdobyli cenne doświadczenie, którym podzielili się w ramach prawie dwugodzinnego spotkania.
Małżonkowie tłumaczyli, że od strony prawnej procedura adopcyjna składa się z dwóch etapów. Najpierw uzyskuje się w sądzie prawo do opieki i odbiera dziecko z ośrodka, a dopiero potem zapadają ostateczne decyzje i przyznawana jest pełnia praw rodzicielskich. W akcie urodzenia zmienia się wszystkie dane oprócz daty i miejsca urodzenia. Rodzice adopcyjni mogą korzystać z urlopów tak, jak pozostali.
Podkreślali, że jeśli planuje się wielokrotną adopcję, pierwsze dziecko powinno być najstarsze, a kolejne coraz młodsze, zgodnie ze strukturą naturalnej rodziny. W formularzu można określić preferowane cechy dziecka i jego wiek, ale wiąże się to wydłużeniem procedury i dłuższym oczekiwaniem na przyznanie dziecka. - To nie jest tak, że się ogląda katalog i można sobie wybrać. Najpierw trzeba określić, jakie dziecko by się chciało. Pod te parametry dzieci są później proponowane - wyjaśniał Krzysztof.
O swoim doświadczeniu rodzicielskim opowiadała także Bernadetta. - Różne opowieści słyszę od mam, że pierwsze trzy miesiące są najtrudniejsze, dziecko nic, tylko płacze w kółko. My tego nie przeżyliśmy. Mieliśmy szczęście, bo odebraliśmy dziecko z dobrej rodziny zastępczej, która je dobrze odchowała. Potrzebowałam trzech tygodni, by powiedzieć sobie: ok. ja jestem jej mamą i to jest moja córka - opisywała szczęśliwa mama.