O Polonii wrocławskiej rozmawiano w Centrum Historii "Zajezdnia". Dokładnie 80 lat po I Kongresie Związku Polaków w Niemczech, w którym udział wzięła również liczna reprezentacja Polaków z niemieckiego Breslau.
Na początku debaty prelegenci wyjaśniali, czym jest Pięć Prawd Polaków spod Znaku Rodła. - Były symbolem Polaków mieszkających w Niemczech. Były jasnym określeniem się po stronie polskości, takim nośnikiem na przyszłe lata, przygotowaniem na trudne czasy nadchodzącej narastające fali nazizmu - określiła Ewa Skrzywanek, nauczyciel historii, doradca metodyczny Wrocławskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli.
Prof. Teresa Kulak stwierdziła natomiast, że prawdy te można nazwać drogowskazem dla każdego Polaka, który był członkiem mniejszości narodowej na terenie Niemiec. - Przyjęcie tych prawd odbywało się w ogromnym patriotycznym uniesieniu. A pamiętajmy, że Polakom żyło się coraz trudniej na terenie Niemiec, więc potrzebowali pokrzepienia - mówiła prof. Kulak.
Z rozmówczyniami zgodził się Piotr Sutowicz, który z kolei Prawdy Polaków spod Znaku Rodła określił mianem polskości w Niemczech i nieoczekiwanie definicją polskości w ogóle. - One nie przeminęły wraz z II wojną światową. To była udana próba zdefiniowania, czym jest polskość. Powstawały w określonej rzeczywistości niemiecko-nazistowskiej. Były reakcją polską na te procesy polityczne. Gdy odsłuchujemy fragmenty I Kongresu Związku Polaków w Niemczech z 1938 roku, łatwo zauważamy, jak mocna była ta polska reakcja, budująca polską tożsamość - przyznał P. Sutowicz z Civitas Christiana.
Prelegenci podali, że - według statystyk ogólnych - po 1918 roku we Wrocławiu było ok. 2-3 tys. Polaków. - To bardzo niewiele, Większość wyjechała do ojczyzny. Została garstka. Miasto opuścili inteligencja i robotnicy wykwalifikowani. A ta garstka musiała się organizować. Dojście Hitlera do władzy spowodowało kolejne napięcia, np. zakaz używania symboli polskich. U Polaków pojawiła się obawa o rodzinę, o pracę. Im bliżej wojny, tym gorzej żyło się Polakom we Wrocławiu - opowiadała E. Skrzywanek.
Do powstania państwa polskiego Polacy w Niemczech byli grupą etniczną, byli częścią państwa niemieckiego, poddanymi króla pruskiego. Później natomiast stali się mniejszością narodową jako obywatele Rzeszy. - Przyznanie się do polskości we Wrocławiu nie było łatwe. Polacy w Breslau, jako obywatele niemieccy, podlegali prawu niemieckiemu - mówił P. Sutowicz.
Prof. Kulak dodała, że kiedy stali się mniejszością narodową po odzyskaniu przez państwo polskie niepodległości, zaczęli być traktowani jako społeczność, która może narobić kłopotów.
W debacie goście wskazali również ulubione miejsca Polonii wrocławskiej w niemieckim mieście Breslau. - Przede wszystkim należy powiedzieć o Domu Polskim przy ul. Henryka Brodatego. Organizowano tam spotkania, kawiarenki, zbiórki harcerskie, tańce, spektakle, prowadzono bibliotekę i restaurację - opowiadała E. Skrzywanek.
Polskie dzieci na co dzień chodziły do niemieckich szkół, a raz w tygodniu po godzinie uczęszczały do szkółki polskiej. Zazwyczaj pochodziły z małżeństw mieszanych - kobieta Polka i mąż Niemiec.
- Drugi adres polski w Breslau to bursa polska przy dzisiejszej ul. Kościuszki. I trzecie miejsce to, oczywiście, kościół - przypomniała E. Skrzywanek.
Prelegenci poruszyli również temat zwykłego codziennego życia Polonii wrocławskiej. - Organizowano np. bale karnawałowe, które obchodzono z Czechami. Dekorowano wówczas sale w barwy polskie i czeskie. Wyjeżdżano także na wycieczki rowerowe po Dolnym Śląsku - mówiła prof. Kulak.
P. Sutowicz dodał, że powstały w 1926 roku drużyny harcerskie - żeńska im. Królowej Jadwigi i męska - Bolesława Chrobrego. Ale w niemieckim Breslau nie można było się afiszować w mundurze. Harcerze jeździli do Polski, by szlifować język.
- Zwyczajem były pielgrzymki do Polski do świętych miejsc, a nawet do Rzymu. Kościół miał ogromne znaczenie, jak dzisiaj dla Polaków za granicą - stwierdziła E. Skrzywanek.
- Msza jednoczyła Polaków. Jako jedyna z materiałów audio zachowała się pieśń "Święty Boże", wykonana przez chór z 1935 roku, nagrana w kościele św. Marcina. Trzeba jasno powiedzieć, że niemiecka hierarchia kościelna niezbyt przychylnym okiem patrzyła na objawy polskiej religijności. Duszpasterstwo polskie było po prostu tolerowane - opowiadał P. Sutowicz.
Zaznaczył, że Polonia wrocławska miała wspaniałych duszpasterzy. Dwóch z nich później zostało biskupami - Teofil Bromboszcz i Henryk Grządziel.
Prelegenci zgodnie stwierdzili, że historia okazuje się niewdzięczna dla Polonii wrocławskiej. Przegrywali bowiem z obu stron. Dla Polaków w ojczyźnie byli Niemcami, a dla Niemców byli Polakami. W rzeczywistości polskiej powojennej nazywani byli agentami niemieckimi.
Większa część Polonii wrocławskiej zginęła w niemieckich obozach koncentracyjnych Mauthausen i Dachau.
- Kiedy Festung Breslau upadło, w mieście znajdowało się ok. 300 Polaków. Pierwszy prezydent Wrocławia Bolesław Drobner od razu ich otoczył opieką - mówiła prof. Kulak.
- Losy przedwojennej Polonii wrocławskiej są skomplikowane, ale piękne i warte poznawania. Wiele życiorysów zostało zamkniętych w potrzasku różnych ideologii. Musimy mieć świadomość przeszłości, która nas wzbogaca - podsumowała E. Skrzywanek.