Modlitwa czy wyprawa sportowo-wyczynowa? Czas spędzony z cierpiącym Jezusem czy survival?
Ekstremalnych Dróg Krzyżowych przybywa – niczym… Orszaków Trzech Króli czy Bali Wszystkich Świętych. Jak zauważył niedawno bp Andrzej Siemieniewski w Civitas Christiana, tam, gdzie w miejsce chrześcijańskiego świętowania wkracza laicyzacja i odejście od najgłębszego sensu wydarzeń, tam pojawia się okazja do pięknych odpowiedzi ze strony ludzi Chrystusa. Niejedna „Boska riposta” sprawia, że w przestrzeni, gdzie Królestwo Boże zdawało się ponosić sromotną klęskę, niespodzianie rozkwita z nową mocą. Miałkość „zimowego świętowania” za sprawą barwnych Orszaków zmieniła się w radosne hołdy składane Dziecięciu, a cmentarno-halloweenowe klimaty dzięki balom i korowodom świętych w życiu wielu ludzi ustąpiły przed blaskiem Nieba.
Rozkwit Ekstremalnych Dróg Krzyżowych także wydaje się odpowiedzią. Na co? Na Wielki Post przeżywany łagodnie, „miękko” i bezboleśnie – tak, by za bardzo nie doświadczyć trudu poszczenia, wyrzeczeń i umartwienia nie tylko ducha, ale i ciała. Okazało się, że mnóstwo ludzi chce – w jedności z Chrystusem – poczuć ból, trud; doświadczyć zmagań podczas nocnej wędrówki z krzyżem w dłoni, w mroku i zimnie.
Czy zawsze wielokilometrowe wyprawy nocne są podejmowane po to, by zbliżyć się do Jezusa? Gdy wydłużane są kolejne trasy i pomnażane stopnie trudności, część osób zadaje pytanie: czy uczestnicy myślą o Ukrzyżowanym czy raczej chcą „sprawdzić siebie”, pokonać jakieś swoje granice, „zaliczyć” tę czy tamta trasę, by potem mieć ją w swoim „duchowym CV”? Czy na pewno nie ma tu elementów pewnego wyścigu albo po prostu poszukiwania przygody i swoistej atrakcji?
Czasem pewnie i tak bywa. Ale… Nawet jeśli do motywów religijnych dołączają się inne, czy przekreśla to sens „ekstremalnych” wyzwań? Myślę że nie. Na Orszaki Trzech Króli też można chodzić głównie po to, by pooglądać wielbłąda, na pielgrzymkę wybrać się z powodów towarzyskich czy turystycznych, a na uroczystościach religijnych „smakować” muzyczne aspekty liturgii. Mnóstwo ludzi zdecydowało się na uczestnictwo w inicjatywach duszpasterskich bynajmniej nie z „czystej” miłości do Boga, a jednak wydarzenia te diametralnie zmieniły ich życie. A przynajmniej stworzyły jeszcze jedną szansę spotkania z Bogiem.
Jeśli ktoś jest miłośnikiem survivalowych wyzwań, dlaczego by nie miał zakosztować ich właśnie tak – z krzyżem w dłoni, rozważając w mroku kolejne stacje Drogi Krzyżowej? Przy okazji, dodajmy, mnożą się nie tylko EDK o ekstremalnie długich trasach – ale także… coraz krótsze. Do wyboru mamy coraz więcej propozycji. Każdy może przeżyć drogę z Jezusem we własny, niepowtarzalny sposób. Czy to padając ze zmęczenia czy w spokoju adorując Go w chwili męki.
We wrocławskiej archidiecezji wiele EDK już w najbliższy piątek. Czas na decyzję.
Zobacz TUTAJ