Ten list do redakcji to obecnie jeden z najlepiej pozycjonowanych tekstów w internecie po wpisaniu w wyszukiwarkę Google hasła: "aborcja". I to jeden z najstraszniejszych tekstów o aborcji, jakie czytałem.
Szokujący (oczywiście anonimowy) list od czytelniczki, który opublikował na swoich łamach portal "Gazeta.pl", pokazuje dobitnie, że cała dyskusja o aborcję sięga dużo głębiej niż nam się wydaje. Nie chodzi tylko o spór nad tym, od kiedy zaczyna się życie człowieka lub czy kobietę trzeba zmuszać do bohaterskiego trudnego porodu niepełnosprawnego dziecka, a potem jego wychowania.
Ten list do redakcji to obecnie najlepiej pozycjonowany tekst w internecie po wpisaniu w wyszukiwarkę Google hasła: „aborcja”. A zarazem to jeden z najstraszniejszych tekstów o aborcji, jakie czytałem.
Z jednej strony przeraża mnie, że forsuje się takie podejście, a z drugiej mam nadzieję, że nie jestem osamotniony w swoich odczuciach i może publikacja listu wywoła efekt odwrotny do zamiaru decydentów, którzy to puścili w internet.
I z góry przepraszam za ironię, ale chyba nie potrafiłem inaczej.
Kobieta przekonuje, że gdy zaszła w ciążę była na III roku studiów i od początku ze swoim partnerem wiedzieli, że dokonają aborcji.
Czy wpadka była wynikiem lekkomyślności czy pecha - to bez znaczenia. Nie wyobrażam sobie, że jakikolwiek odpowiedzialny człowiek mógłby pomyśleć: "ok, zapomniałam o antykoncepcji, więc muszę za karę urodzić niechciane dziecko.
Za jaką karę? Wiedziałaś, co robisz. Bociany nie przynoszą dzieci. Ani czaple czy żurawie.
I tutaj dochodzimy do tego, jak ludzie podchodzą do seksu, a zatem jak podchodzą do relacji między kobietą, a mężczyzną. Do pewnych granic. Do małżeństwa. Do czystości. Do tego, z czym warto poczekać i dlaczego. Do swojego życia seksualnego, antykoncepcji, swojego ciała itd.
Ciąża to prosta i jasna konsekwencja naszych działań, ich skutek, o czym zapominają zwolennicy zabijania dzieci nienarodzonych. „No, ale ja mogę usunąć, bo mi przecież pękła guma” - a mi pęka serce, jak słyszę takie argumenty…
Więc może nie chodzi tylko o to, czy zygota to już życie, czy nadal tylko płód. Ale czym jest zbliżenie kobiety i mężczyzny i dlaczego do niego dochodzi. Dlaczego tak ważne, jest by odbywało się w małżeństwie i nie tylko dla zabawy, czy przyjemności.
W liście autorka jasno komunikuje, dlaczego dokonała aborcji:
Ja i mój chłopak mieszkaliśmy wtedy w małym wynajmowanym pokoju, pracowaliśmy tylko dorywczo, chcieliśmy skończyć wymagające studia. Do tego jedno z nas leczyło się na depresję, a w rodzicach nie mieliśmy żadnego wsparcia. Ale przede wszystkim - zupełnie nie chcieliśmy mieć dzieci.
Świat ciągle powtarza: lepiej zapobiegać niż leczyć. Ale w przypadku "niechcianej ciąży" (dla mnie to oksymoron), nie mówi się o wstrzemięźliwości, tylko od razu o aborcji. Przypomina mi się chłopiec, który kiedyś narzekał w tramwaju: „Mamo, ale nie chciałem, żeby po tym lizaku, o który cię prosiłem, bolał mnie teraz ząb…”.
Teraz widzę, jak wspaniale jest mieć świadomość, że nawet w małym, wynajmowanym mieszkaniu, dorywczej pracy, w depresji i bez wsparcia rodziców możesz liczyć na Boga. Nie chodzi o tylko o temat stricte aborcji. Ale o to, jak On urządził ten świat. W każdym aspekcie chcąc naszego dobra. Stąd wierność małżeństwa, czystość przedmałżeńska itd... To naprawdę ma swoje logiczne podstawy. Nie jest wymysłem dla wymysłu.
Wszystkim, którzy za doskonałe wyjście uważają oddanie dziecka do adopcji, przypominam, że takie rozwiązanie poprzedza 9 miesięcy ciąży z wszystkimi fizycznymi atrakcjami (ja od pierwszych dni przez większość doby spałam lub wymiotowałam), a na koniec poród i połóg.
Szczyt antyhumanizmu i odczłowieczenia. Wiecie, czemu kobieta dokonała aborcji poza tym, że nie miała kasy i czasu na dziecko? Bo ciąża, jak sama nazwa wskazuje, ciąży, a poród przecież boli... To nie wiedziała wcześniej? Bocian jak oddawał dziecko, nie załączył instrukcji?
Zamówiliśmy pigułki na stronie Woman on Web. Wczesna aborcja farmakologiczna jest bezpieczna, ale nie będę udawać, że to bezproblemowy zabieg. Ból zwalał z nóg i wywoływał mdłości, krwawienie skończyło się po miesiącu. Mimo wszystko, gdy tylko zaczęły się skurcze, poczułam ulgę. Następnego dnia, gdy ból ustał - radość..
Przyznać się, że pigułka wczesnoporonna nie jest aż taka bezproblemowa. Gratuluję odwagi.
A więc sama sobie znalazła rozwiązanie, wszystko sprawdziła, tylko jeszcze narzeka, że ją to zabójstwo własnego dziecka… bolało. I to tak fizycznie. Nie mówimy tu o żadnym sercu, uczuciach, psychice, stracie. Wypluć te słowa!
Ja się pytam, czemu jeszcze nikt nie wymyślił bezbolesnego morderstwa dziecka we własnym łonie? Wstyd!
Zaraz, zaraz. Ja protestuję! Tak nie można traktować kobiet. Nie powinny tak cierpieć. To średniowiecze. Zakazać tych tabletek wczesnoporonnych. Wymyślić takie, które nie wywołują krwawienia i nie sprawiają bólu. Nie można zmuszać kobiet do takiego heroizmu! Powinny mieć wybór między pigułkami, po których boli, a takimi, po których nie boli. Wolny wybór! Świeckie państwo! Wasze tabletki, nasze macice.
Czy jakoś tak to by leciało...
Nie “pokarało mnie” - udało mi się zrealizować moje plany, mam dobrą pracę i fajne życie osobiste.
Fajne życie osobiste i dobra praca daje pełną satysfakcję? Pełnię szczęścia? Tylko tyle?
Lubię dzieci, pewnego dnia może będę miała własne. Wiem, że będą wymarzone i kochane najbardziej na świecie.
Szkoda, że tamto dziecko (już nie własne), nie było wymarzone, bo miało pecha urodzić niewczasie, bo... no tak jakoś wyszło. Przecież nieważne jak. Prosty rachunek. Czysta logika.
A dlaczego ta aborcja nie była ok. zdaniem niedoszłej matki? Po pierwsze:
Nie jest ok, że w sytuacji, gdy zabieg trzeba wykonać jak najszybciej, muszę czekać, aż przyjdą pocztą potrzebne mi leki. Że zastanawiam się, czy będę czekać kilka dni czy dwa tygodnie. Że może paczka w ogóle nie przyjdzie, bo zgubi ją poczta albo zatrzymają celnicy
Rozumiecie tragedię? Ona tu czeka, żeby pozbyć się dziecka, ale, heloł, ileż można. Ciąża w końcu ciąży. Jej to ciąży od samego zapłodnienia. A ta nasza (w dodatku polska!) poczta może zgubić jej paczkę z pigułkami.
Jak nic, trzeba wymyślić jakiś specjalny uprzywilejowany dowóz tabletek dla aborcjonistek. Ile one mogą czekać? Halo, tam ludzie umierają! No własnie...
I po drugie, dlaczego aborcja nie była ok:
Nie jest ok, że nie mogę opowiadać o mojej aborcji znajomym, tak jak opowiadam o kłótni z szefem, nieudanej randce czy wizycie u dentysty. Że nawet ci najbardziej progresywni przy tym temacie zaczynają ważyć słowa, a mi jest prawie głupio, że nie mam żadnej traumy.”
Ej, kochane społeczeństwo, wyluzujcie trochę, bo nam tu ludzie oszaleją. Po co te granice? Wyrzut sumienia, moralność, odwieczne zasady etyczne to już przeszłość, ciemnogród. Nie kumacie, że nie można sobie o czyjejś śmierci tak normalnie pogadać?
Tacy jesteśmy skrępowani, że nie potrafimy normalnie przy kawce sobie pogaworzyć o trudnych sprawach jak np. zabójstwo bezbronnych dzieci. Co jest z nami? Przestańmy wytwarzać presję na tych, którzy chcieliby przy pucharku lodów z psiapsiółkami podzielić się radosną nowiną o usunięciu dziecka.
Dziecko z wozu, koniom lżej.
Ale wciąż mam nadzieję, że za 10, 20 lub 50 lat jakaś inna 23-letnia Polka będzie mogła bez problemu dostać receptę na pigułkę wczesnoporonną, a po wszystkim iść na pizzę z koleżankami, ponarzekać do woli na to, że musiała czekać w przychodni 2 godziny i pocieszyć się do woli, że nie zawali studiów. Wtedy będzie ok.
Moja nadzieja jest zupełnie odwrotna. Za autorkę listu, jeśli istnieje i nie jest to wymyślony tekst, będę się szczerze modlił. W sumie to nawet, jeśli ktoś to wszystko zmyślił, pomodlę się i za niego. Żeby pizza i studia nigdy nie znalazły się w hierarchii wartości nad życiem dziecka.
Swoją drogą, dla mnie ten list brzmi naprawdę abstrakcyjnie, jednak jeśli przestaniemy walczyć o nienarodzone dzieci (nie tylko prawnie, ale codzienną pracą u podstaw), wkrótce możemy takie listy czytać częściej i to w swoim najbliższym otoczeniu.
50 Mums | 50 Kids | 1 Extra Chromosome
Wouldn't Change a Thing