O wędrówce z Ukrzyżowanym opowiada Zbigniew Szymański, który uczestniczył, podobnie jak rok temu, w EDK z Dobrzykowic do Henrykowa.
Wiedziałem, że będzie ciężko i byłem gotów stawić temu czoła. Choć w rzeczywistości warunki były lepsze niż w zeszłym roku, gdy siąpił deszcz – wspomina. – Daje się we znaki błoto na polnych drogach, przylepiające się do butów i utrudniające wędrówkę. Pierwsze kilometry pokonuje się łatwo. Trudności pojawiają się w okolicach 30-40. kilometra, gdy człowieka dopada zmęczenie. Najciężej jest nad ranem. Przychodzą wtedy myśli: „czy było warto?”. Takie sytuacje są jednak wliczone w EDK. Nie ma co się im dziwić.
W zeszłym roku doskwierały mi fizyczne trudności, bałem się, czy dam radę, ale wracałem do swoich intencji i z Bożą pomocą doszedłem do celu. W tym roku bardziej koncentrowałem się na przeżywaniu Drogi Krzyżowej, zagłębiłem się w Mękę Pana Jezusa. To, co do mnie szczególnie przemówiło, to pokora z jaką On poddał się woli swojego Ojca. Szedł Drogą Krzyżową mimo upadków, podnosił się – choć mógł się poddać, pewnie by Go zaciągnęli czy zaprowadzili na Golgotę… On jednak wstawał i szedł. Istotne było milczenie w tej drodze. To analogia do milczenia Chrystusa idącego w pokorze na krzyż. Chyba jedyne słowa, jakie wtedy wypowiedział, to te skierowane do kobiet.
Zbigniew wspomina poranek, z promieniami słońca, które dodają sił i otuchy, ale i ciężar ostatnich kilometrów. – Przed Henrykowem idzie się przez pagórkowate tereny, z mocnymi podejściami. Dopiero po wdrapaniu się na dość duże wzniesienie widać kościół – cel drogi – mówi. – Muszę dodać, że w Henrykowie zostaliśmy przywitani z wielką gościnnością. Dyrektor henrykowskiego liceum zaprosił nas na obiad. Kolega, który szedł z dziewczyną, wspominał, że oni z kolei zostali ugoszczeni jeszcze będąc w drodze. Jeden z mieszkańców zaprosił ich do siebie, poczęstował kawą, herbatą. Podziwiam zresztą wytrwałość tej pary. Ja doszedłem z naszą grupką po 11.00, a oni po 18.00 (a wyszliśmy poprzedniego dnia po Mszy św. o 18.30). Niemal doba w drodze – to nie jest łatwe. Z 9 osób, które szły w EDK do Henrykowa, według mojej wiedzy dotarło do celu aż 7.
Dobrzykowickie EDK wyróżniają się na pewno starannym przygotowaniem. Nie chodzi tylko o dobre opisy tras. – Przed wyjściem, w czwartek, mieliśmy spotkanie organizacyjne. Część osób, zwłaszcza kobiety, miała obawy przed samotną wędrówką nocą przez las, niektórzy obawiali się, czy odnajdą właściwą trasę – wspomina Z. Szymański. – Postaraliśmy się więc o wyszukanie osób, które orientowały się nieco lepiej na trasie, miały urządzenia nawigacyjne i mogły być kimś w rodzaju przewodnika dla małej grupki osób – choć oczywiście trzeba pamiętać, że każdy idzie na własną odpowiedzialność. Jeszcze dzień wcześniej sprawdzaliśmy, czy nie będzie przeszkód dla pielgrzymów w dwóch niepewnych miejscach – chodziło o rozlewisko w Brzeziej Łące i śluzę w Trestnie, gdzie prowadzone są prace. Okazało się, że wszystko jest w porządku – co mogliśmy wszystkim przekazać. Mamy zaplanowane również spotkanie po EDK, podsumowujące tegoroczną edycję. Widać, że jest wielkie zapotrzebowanie na Ekstremalne Drogi Krzyżowe. Ludzie potrzebują takich wyzwań.