W CODA "Maciejówka" odbyło się pierwsze spotkanie z nowego cyklu Akademii Intelektu poświęconego zagadnieniu dialogu międzykulturowego.
Gościem specjalnym był dr Paweł Wróblewski z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego, filozof religii i historyk idei, znawca wczesnochrześcijańskiej antropologii. - Chciałbym w punkcie wyjścia przełamać pewien stereotyp, który każe nam na dialog patrzeć jak na ideę całkiem wyeksploatowaną. Słowo dialog odmieniane przez wszystkie przypadki i używane z wykorzystaniem najróżniejszych definicji, mówiąc kolokwialnie, wydaje się medialnie całkiem wyświechtane. Ale jednocześnie, mam wrażenie, nie sięgamy do substancji problemu, czym jest dialog i nie dostrzegamy tego, że genetycznie zaczyna się on od nas samych - rozpoczął P. Wróblewski.
Do przełamania stereotypu posłużyły erudycyjne rozważania o kulturze starożytnych Greków i rozumieniu logosu. Doprowadziły one do podważenia, wydawałoby się oczywistej opozycji między dialogiem i monologiem. W ujęciu Pawła Wróblewskiego dialog w znaczeniu źródłowym to nic innego jak liczenie, rachowanie, obrachowywanie czegoś, które można odnieść do tego, co jest w nas pierwsze. A przez monolog należy rozumieć jakąś wewnętrzną, autorefleksyjną, zawsze niedoskonałą spójność, którą jednak każdy posiada, o ile umie wejść w siebie. I którą kształtuje właśnie poprzez spotkanie z bliźnimi, również tymi najbliżej spokrewnionymi. Inaczej mówiąc, trudno o poważną rozmowę bez autorefleksji.
Dopiero wówczas gdy staniemy się wewnętrznie silni, czyli za siebie odpowiedzialni, zdołamy stworzyć warunki służące sensownemu dialogowi międzykulturowemu. Nie będziemy się też bać wskazywania na autentyczne różnice i odmienności. Obarczanie silnych tożsamości, np. religijnych, odpowiedzialnością za kryzys uchodźczy albo inne niepokojące zjawiska polityczne, wprowadza w błąd. Nie bierze w rachubę czynników socjologicznych, ekonomicznych oraz zaszłości historycznych.
- Proszę zauważyć, w ujęciach popularnych, jeśli mamy styczność międzykulturową i spotykające się tożsamości są silne, wówczas mamy tendencje, by to, co jest dla nas nowym doświadczeniem, interpretować poprzez pryzmat czegoś pozytywnego. Zachwycamy się kulturą, której wcześniej nie znaliśmy, zwłaszcza jeśli nie podlega ona standardom stereotypizacji - przekonywał.
Zatem, jeśli przedstawiciele różnych kultur mają ze sobą się spotkać, nawiązać relacje indywidualne i zbiorowe - jak wynika z wywodu prelegenta - należy wpierw oczekiwać od ich reprezentantów pogłębionej samoświadomości. Ale my, ludzie Zachodu, jej nie mamy, współczesna filozofia zawodzi w obliczu dotkliwych wyzwań egzystencjalnych.
Coraz częściej cierpimy z powodu nadmiaru dyskursywności i zniekształcamy procesy pedagogiczne poprzez zalanie młodego umysłu niestrawną ilością bodźców. Zdarza się, że ludziom łatwiej przychodzi posługiwanie się rozumem dyskursywnym niż emocjami, empatią, wyrażaniem uczuć. W konsekwencji coraz częściej używamy pojęć w oderwaniu od pierwotnych znaczeń i kontekstów i jakkolwiek możemy konstruować nowe definicje dla jeszcze nośnych pojęć, ale nie gwarantuje to nam, że będziemy sami siebie rozumieć.
Postmodernistyczny projekt kulturowego tworzenia siebie na nowo, od zera, nie bierze pod uwagę w jak wielkim stopniu przeszłość nas determinuje. Potrzebujemy więc powrotu do źródeł własnej tożsamości.