Dzwoni kumpel. Witam się: "Chrystus zmartwychwstał". On, zdziwiony, odpowiada: "Chłopie, to było tydzień temu".
I kolega w dodatku wierzący. Nawet bym powiedział (choć nie lubię tego rozróżnienia) - porządnie praktykujący. A jednak zaskoczony. Nie słyszeliśmy się od jakiegoś czasu, to składam mu przez telefon wielkanocne życzenia pełne radości zmartwychwstania. Wiecie, takie pobożniejsze niż "smacznego jajka" czy "mokrego dyngusa". Choć w sumie takie byłyby rzeczywiście już nieaktualne.
A on dalej swoje: "Dzięki, ale, człowieku, obudź się. To już nie ten czas. Święta minęły". I tak przeszliśmy do innych tematów, jak stwierdził "bardziej bieżących".
No właśnie, bo przecież już po świętach. Chrystus zmartwychwstał, a my wróciliśmy do pracy, szkoły, na uczelnie, do codzienności. I tak leci. Wolne się skończyło, świętowanie się skończyło, więc o zmartwychwstaniu cicho sza?
Mam wrażenie, że daliśmy sobie to trochę wmówić. Święta, święta i po świętach. Co pobożniejsi jeszcze jakoś oktawę Wielkiej Nocy przeżywają. Jeszcze ta radość gdzieś się utrzymuje w powietrzu. Ale za tydzień, za dwa złapie nas na dobre tzw. bieżączka i po Zmartwychwstałym ani widu, ani słychu. Pusto i ciemno jak w grobie u Jezusa.
A co nam pokazuje słowo Boże? Po swojej śmierci i zmartwychwstaniu Chrystus kilkakrotnie przyszedł do apostołów. Nie raz, no bo święta. Nawet dzisiaj Ewangelia zaczyna się: "Jezus znowu ukazał się nad Jeziorem Tyberiadzkim", a kończy słowami: "To już trzeci raz Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał".
Czyli jest co celebrować!
W następny piątek, środę czy poniedziałek świętujmy swoim życiem Jego zmartwychwstanie. Bo ono zawsze dla świata będzie nie-w-czasie. Za późno, za wcześnie, zbyt dawno temu, już niedługo, jeszcze nie teraz...
A zmartwychwstanie dokonuje się w nas, w naszych rozmowach, czynach, na modlitwie. Nie pozwólmy sobie odebrać tego szczęścia, radości i dumy, że nasz Pan powstał z martwych. Dlatego na życzenia płynące z tego największego w historii świata faktu nigdy nie jest za późno.
Kiełbasy na stole może tyle już nie ma, śmigus dyngus minął, ale Jezus żyje.