285 osób obejrzało przedpremierowo film "Bóg nie umarł 3" w ramach cyklu: "Do kina z Gościem". Przed seansem niezwykłe świadectwo wygłosił ks. por. Maksymilian Jezierski. Dziękujemy, że odpowiedzieliście na nasze zaproszenie!
Pokazy specjalne, które od ponad 2 lat organizujemy jako redakcja „Gościa Wrocławskiego” wraz z Multikinem Pasaż Grunwaldzki, cieszą się niesłabnącą popularnością.
Tym razem na 10 dni przed oficjalną premierą zagraliśmy film „Bóg nie umarł 3”, równolegle na dwóch salach. W seansach wzięła udział młodzież (m.in. podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych, studenci z Duszpasterstwa Akademickiego „Antoni”, członkowie Diecezjalnego Duszpasterstwa Młodzieży i Ruchu Młodzieży Salwatoriańskiej, klerycy z wrocławskiego seminarium), a także starsi widzowie.
Tradycyjnie nasza redakcja na kinowe pokazy zaprasza specjalnego gościa. Tym razem krótkie świadectwo działania Boga w swoim życiu dał ks. por. Maksymilian Jezierski, oficer i kapłan ordynariatu polowego.
- Jestem tu po to, by obalać mity związane z księżmi - rozpoczął prelegent - Jednym z nich jest to, że ksiądz pochodzi z kosmosu i urodził się już jako kapłan. A dobrze wiemy, że tak nie jest, bo rodzimy się w różnych rodzinach i mamy bardzo różne historie życia. Nie zawsze kolorowe i bajkowe.
Gość pokazu tłumaczył na przykładzie swojego życia, że Pan Bóg jest światłem w ciemności, które prowadzi, i że warto za tym światłem iść, bo ono daje moc.
- Wydawać by się mogło, że księża pochodzą zawsze z ułożonych i szczęśliwych rodzin, prawdziwie chrześcijańskich, w których Pan Bóg jest na pierwszym miejscu. Moja historia była zupełnie inna, ponieważ w moim domu rodzinnym na pierwszym miejscu był alkohol - stwierdził ksiądz porucznik.
Wiarę Maksymilianowi w dużej mierze wpoiła babcia, a później ludzie napotkani na drodze życia.
- Moje dzieciństwo było związane z bardzo mocnym uzależnieniem rodziców i przez to stało się trudnym czasem. Staram się wyzwalać też z mitu, że jak jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, to mam prawo do takich czy innych zachowań. Nieprawda. Ze wszystkiego, co złe, można się wyzwolić, a tym, który wyzwala jest Bóg - mówił kapelan Akademii Wojsk Lądowych.
Tłumaczył, że nie miał jako dziecko możliwości rozwoju w rodzinie pełnej i kochającej, ponieważ od środka niszczył ją alkohol, który zaczął pełnić rolę bożka.
- Po Komunii Świętej zostałem ministrantem. Wówczas z wielką zazdrością patrzyłem na swoich rówieśników przy ołtarzu, którzy w chwilach dla siebie przełomowych, np. kiedy pierwszy raz czytali podczas liturgii albo śpiewali psalm, mieli przy sobie rodziców, a ci podkreślali, jak są z nich dumni. Ja, mimo tłumu w kościele, byłem sam - wspominał kapłan.
Ale mimo wszystko młody Maksymilian nie poddawał się i szukał siły w Bogu.
- Najtrudniejszy czas w moim życiu to gimnazjum ze względu na tzw. burzę hormonów. Oprócz tego moi rodzice znaleźli się wtedy w największym dołku uzależnienia. Starałem się im pomagać, zajmować się młodszym rodzeństwem. Musiałem szybko dorosnąć - mówiłł wikariusz parafii garnizonowej św. Elżbiety we Wrocławiu.
Pan stawiał na jego drodze ludzi, którzy pokazywali mu Boga.
- Przez te lata, kiedy moi rodzice mocno walczyli z uzależnieniem, wypowiedzieli do nas-dzieci pod wpływem alkoholu wiele przykrych zdań. Dzisiaj wiemy, że nigdy tego nie chcieli świadomie zrobić, ale tak destrukcyjnie działał na nich alkohol - opowiadał kapłan.
Młody Maksymilian zdawał sobie sprawę, że te trudne relacje i raniące jego serce słowa najbliższych były kierowane w jego kierunku nie w pełni świadomie, lecz pod wpływem alkoholu. Odcisnęło to jednak na nim bardzo mocne piętno w późniejszym czasie. Poczuł głęboki bunt w sobie. Pytał, dlaczego Pan Bóg dopuścił takie sytuację. Wiele lat walczył o to, by umieć przebaczyć.
Będąc już w seminarium, jako kleryk, podczas jednej z adoracji kleryk Maksymilian doświadczył światła Ducha Świętego przez Pismo Święte i fragment, kiedy Jezus mówi o przebaczaniu nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy.
- Po tym wydarzeniu zacząłem rozmawiać z rodzicami na ten temat. Rozmowy tak trudne okazały się błogosławione. W tej ciemności otrzymałem światło łaski przebaczenia, choć to nie było proste. Dzień po dniu ta moja droga przygotowała mnie do tego, kim dzisiaj jestem - opowiadał kapłan.
Podkreślał, że nigdy nie zrezygnował z Bożej pomocy podczas tych trudnych okoliczności, które ciągnęły się przez lata.
- Zacząłem traktować sakramenty i Komunię Świętą jak paliwo do silnika. Najlepszy samochód, choćby nie wiem, jaki miał silnik, nie pojedzie przecież bez paliwa - podkreślił.
Komunia Święta dawała mu siłę, by budować relacje z ludźmi, uczyć się, być aktywnym człowiekiem, a także naprawiać to, co waliło się w domu.
- W pewnym momencie Pan Bóg postawił na mojej drodze ludzi, którzy pomogli mnie i mojej rodzinie. Wyciągnęli moich rodziców na rekolekcje trzeźwościowe. Zrozumieli oni wtedy, że bez Boga z tego wszystkiego nie wyjdą - opowiadał gość specjalny kinowego wieczoru.
Jak dodał, dzisiaj z bliskimi jest dużo lepiej, choć nie zawsze kolorowo. Życie płynie jak sinusoida, ale razem jako rodzina zaczynają tworzyć wspólnotę.
- Kochamy się. Wspieramy się, pomagamy sobie, ale potrafimy też powiedzieć sobie stanowcze „nie” z miłości. Tak bardzo czasem potrzebne. Dzisiaj z rodzicami mam świetny kontakt. I za to wszystko teraz mówię tylko: chwała Panu! - zakończył świadectwo ks. Maksymilian Jezierski.