Co świat ma z tego, że jesteśmy chrześcijanami? Co świat ma z tego, że jesteśmy na Mszy św.? I komu ten pokarm słowa Bożego i Eucharystii damy, kiedy wrócimy do swoich domów? - pyta w uroczystość Bożego Ciała abp Józef Kupny.
W homilii podczas uroczystej Mszy św. w archikatedrze metropolita wrocławski zwrócił uwagę, że uroczystość Bożego Ciała to piękny i ważny dzień w Kościele, ale to święto, które jest bardzo trudne. My na co dzień żyjemy swoimi problemami i swoimi sprawami. Każdy z nas ma wiele rzeczy, które go zajmują.
Jak analizował hierarcha, można odnieść wrażenie, że tego dnia w Kościele zatrzymujemy się jedynie na pewnych teoretycznych rozważaniach. Mówimy o Eucharystii. Mówimy o Chrystusie obecnym pod postacią chleba i wina, o tym, że pozostał z nami w tych znakach.
- Wracamy po procesji do domu i już wtedy w wielu może rodzić się takie myślenie, że nasze świętowanie było jedynie chwilowym oderwaniem się od realnej rzeczywistości. Bo okazuje się, że w naszym świecie nikt nie operuje pojęciami, jakie są używane w Kościele. W pracy nikt nie dyskutuje o tym, jak to jest z obecnością Pana Jezusa we Mszy Świętej - analizował metropolita wrocławski.
To może skutkować pewnym rozdwojeniem. Religia staje się jedynie pewną teorią, o której mówimy sobie w czasie świąt, ale to obok niej toczy się realne życie. Pasterz Kościoła wrocławskiego zwrócił uwagę na teksty biblijne, które dziś czytamy, a które mówią o nas. Opisują doskonale nasze życie i pokazują, jak świętować Boże Ciało, żeby ta Msza Święta i procesja nie były jedynie zabawą w wiarę czy zabawą w religię.
- Dzisiejsza uroczystość to jeden z tych dni w Kościele, w czasie których jesteśmy obficiej niż zwykle karmieni Bożym słowem. Mówi ono o znakach zapowiadających ustanowienie Eucharystii albo o samym momencie jej ustanowienia. W takim kluczu czytamy dziś fragment o rozmnożeniu chleba. To wydarzenie miało stanowić zapowiedź chleba eucharystycznego, którego nigdy nie zabraknie. Nasz problem może polegać na tym, że my go doskonale znamy i być może już nam się osłuchał - zwrócił uwagę kaznodzieja.
Jak oświadczył, przyzwyczailiśmy się do wspominania faktu, że Pan Jezus nakarmił tłumy ludzi na pustyni, mając do dyspozycji jedynie siedem chlebów i kilka ryb. Nawet dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej mogą tę historię opowiedzieć.
- Gdybyśmy jednak nie wyrywali jej z kontekstu, zobaczylibyśmy, że klucz do jej zrozumienia leży poza samą opowieścią. Według św. Marka, Chrystus w dość bliskiej odległości czasowej dwa razy rozmnażał chleb. Dwukrotnie też zaangażował w to dzieło swoich uczniów. To oni mieli polecić ludowi usiąść na trawie i karmić tłum. Bochenek za bochenkiem brali od Jezusa i dawali innym. Wykonali to zadanie bezbłędnie - mówił abp Józef Kupny.
Zaznaczył, że gdybyśmy czytali dalej tę Ewangelię, zobaczylibyśmy, że ci sami uczniowie kilka wersetów dalej zaczęli rozmawiać o problemie, który ich spotkał. Ten problem nazywał się: "brak chleba".
- Przed chwilą nakarmili tysiące ludzi, a teraz w obecności Jezusa martwią się, że nie wzięli kilku kromek dla nich dwunastu. To, czego doświadczyli apostołowie, zagraża dziś każdemu z nas. To jest takie doświadczenie, że Pan Bóg działa..., ale wobec innych, nie wobec mnie. Słowo Boże ma moc zmieniać człowieka, ale... wszystkich dookoła, nie mnie osobiście - opisywał arcybiskup.
Jak podkreślił, jesteśmy mistrzami w aplikowaniu innym ludziom Ewangelii, wytykaniu wszystkim, czego im jeszcze brakuje, żeby w pełni zrealizowali słowa Chrystusa.
- Chorzy i opuszczeni? - Jezus to mówił, ale do innych, nie do mnie. Ofiary wojen, konfliktów i prześladowań? - to zadanie dla bogatszych, nie dla mnie. Starsi i samotni? - niech robią to ci, co mają więcej czasu. Ja nie mogę sobie na to pozwolić. Miłość bliźniego? - tak, ale pod warunkiem, że całkowicie jest taki jak ja i przyjmuje mój sposób widzenia świata - opisywał metropolita wrocławski.
Stwierdził przy tym, że apostołowie dotykali swoimi rękami rozmnożonego chleba, ale pozostali jedynie zewnętrznymi widzami. Zjedli ten chleb, ale jak mówił Pan Jezus - on nie dotarł do ich serca. Dotarł do żołądka, ale nic więcej w nich nie pozostało. Tak - można być blisko... Można być na Eucharystii... Można pójść w procesji i rozglądać się dookoła z myślą: "do kogo to słowo Boże jest skierowane". Kogo w mojej rodzinie ono powinno zmienić? Kto spośród moich znajomych, przyjaciół powinien je usłyszeć?
- Otóż, bracie i siostro, to Boże słowo jest kierowane konkretnie do ciebie i do mnie. Ta Eucharystia ma moc zmieniać ciebie i mnie. Jakim bylibyśmy innym narodem, gdybyśmy przestali chodzić na Mszę św., a zaczęli żyć Eucharystią. Jak by się nam inaczej żyło, gdybyśmy Boże słowo czytane podczas Mszy św. zaczynali sami wprowadzać w życie, a nie uderzali nim innych - nauczał abp Kupny.
Przypomniał, że w ostatnim czasie w wielu rodzinach przeżywano uroczystość Pierwszej Komunii Świętej. Dla wielu to przecież ogromna szansa na ożywienie życia religijnego. Często to wydarzenie w życiu dziecka mobilizuje dorosłych do tego, by przystąpili do spowiedzi świętej, przyjęli Chrystusa pod postacią chleba. Możemy się zastanawiać, ile rodzin rzeczywiście przeżyło to wydarzenie, a ile pozostało jedynie zewnętrznymi widzami.
- Kolejny problem, przed którym stanęli świadkowie rozmnożenia chleba, jest taki, że oni doskonale znali Chrystusa. Żydzi po tym znaku pytali wprost: "jak On może stać się chlebem? My Go znamy. Wiemy, skąd pochodzi, znamy Jego rodziców. Jak ma nam dać swoje ciało na pokarm?". Nie rozumieli tego, że Pan Jezus mówił o im Eucharystii, o tym, że chleb staje się Jego ciałem. My mamy wiedzę teologiczną, jesteśmy po latach katechezy, a niektórzy po studiach z teologii, ale pomimo tej wiedzy stajemy dokładnie przed tym samym problemem - diagnozował kaznodzieja.
Uczulał, że trudno jest nam rozpoznać Boga w tym, co dobrze znamy. Nazaret nie rozpoznał Boga w Jezusie, bo go znał. Żydzi nie rozumieli nauki o chlebie - bo Go znali. Trudno nam rozpoznać, kiedy Bóg przychodzi do nas w tym, co jest nam doskonale znane: w sakramentach świętych, które cały czas tak samo są sprawowane, cały czas opierają się na prostych znakach, w codziennej Mszy św., która ciągle jest ta sama, pod postacią chleba i wina, w czytaniach biblijnych, które co 3 lata powracają, w bliźnim, który wyciąga rękę i potrzebuje pomocy.
- Jak łatwo nie zauważyć Boga w tym, co jest nam bliskie. Dlatego św. Augustyn mawiał: "boję się przechodzącego Boga". On się bał tego, że Bóg przejdzie obok niego, a on Go nie zauważy. Dziś wychodzimy z Chrystusem ukrytym pod postacią chleba na ulicę. Ilu z nas Go naprawdę dostrzeże? - pytał abp Józef.
Dodał, że czasem ludzie chcieliby, żeby Bóg ich wciąż czymś zaskakiwał, żeby ich przekonywał, udowadniał, że jest Bogiem. Szukają nowych doświadczeń. Ciągle gonią za czymś sensacyjnym. Tymczasem nasza duchowa dojrzałość polega na tym, że wejdziemy w głąb tego, co już dobrze znamy, że uklękniemy w ciszy przed tym białym kawałkiem chleba, że przechodząc obok kościoła, wejdziemy na moment nawiedzenia, by wypowiedzieć przynajmniej słowa: "Niechaj będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament...".
- Warto dostrzec jeszcze jeden aspekt tej Ewangelii, nad którą dziś się zatrzymujemy. Jezus dał chleb tym, których wybrał, ale ich zadaniem było rozdać chleb wszystkim zgromadzonym. Uczniowie nie mieli segregować odbiorców. To nie do nich należało dzielić ludzi na bardziej i mniej godnych otrzymania chleba. Ewangelista zapisał krótko: "rozdawali tłumom" i "jedli wszyscy do sytości". Podkreślam to słowo: "wszyscy", bo Eucharystia jest chlebem, który dostaliśmy w darze, by dzielić się Nim z innymi, a nie kamieniem, którym mamy rzucać w drugiego człowieka - apelował metropolita wrocławski.
I ponownie pytał: co świat ma z tego, że jesteśmy chrześcijanami? Co świat ma z tego, że jesteśmy na Mszy św.? I komu ten pokarm słowa Bożego i Eucharystii damy, kiedy wrócimy do swoich domów? - zwrócił się do wiernych pasterz Kościoła wrocławskiego.
- Nie ma nic gorszego niż uczeń Jezusa zapatrzony jedynie w siebie samego i zwalczający wszystkich, którzy nie odpowiadają jego sposobowi przeżywania wiary. Nie ma nic gorszego od ucznia Jezusa, który bierze chleb i zatrzymuje go jedynie dla siebie. Ta uroczystość to dzień dziękczynienia za obecność Chrystusa w naszym życiu. To okazja do tego, by pozwolić Mu przemienić nasze życie - podsumował abp Józef.
Po Mszy świętej wszyscy wierni udali się w centralnej wrocławskiej procesji Bożego Ciała przez centrum Wrocławia. Ołtarze umieszczone były kolejno: pierwszy przy kolegiacie św. Krzyża na Ostrowie Tumskim, drugi przy katedrze grekokatolickiej pw. św. Wincentego i św. Jakuba we Wrocławiu na pl. Nankiera, trzeci na pl. Nowy Targ i czwarty przy bazylice mniejszej pw. św. Elżbiety w rynku (kościół garnizonowy).
Zobacz zdjęcia z centralnej procesji - galeria poniżej.