Jestem szarym chłopakiem z osiedla, którego Pan Bóg wyciągnął za uszy z wielkiego bagna - mówił raper Tau (Piotr Kowalczyk) podczas Klaretyńskich Dni Młodzieży w Krzydlinie Małej.
– Dziś mam 32 lata, żonę, syna, dom, muzykę, firmę, markę odzieżową. I cieszę się… każdą małą żabką! Jednak nie zawsze było tak kolorowo – wspominał, przywołując obrazy z domu rodzinnego. – Mama bibliotekarka, babcia nauczycielka języka polskiego, prababcia – profesorka, odznaczana za tajne nauczanie, dziadek działacz sportowy, wujek rektor… Rodzina – śmietanka intelektualistów – wpajała mi do serca „między wierszami” wiarę, wartości, tradycję, polskość. Ja jednak, pod wpływem alkoholizmu mojego taty, wybrałem ucieczkę w dzikość – wspomina, dodając, że mimo tego pozytywnego przekazu rodzinnego, nie było w domu miejsca na szczerą rozmowę o ważnych sprawach, na bliskość, przytulenie.
– Tata alkoholik znęcał się nad nami fizycznie i psychicznie. Musiałem obok niego przechodzić na paluszkach, gdy spał pijany. Przechodziłem tak nawet, gdy wracałem do domu z pucharami z mistrzostw Polski w koszykówce, piłce nożnej, z dyplomami za najlepsze role aktorskie. Byłem w grupach teatralnych, nagrywałem muzykę, komponowałem. Byłem nieustannie aktywny. Nigdy jednak nie doświadczyłem, że ktoś jest ze mnie dumny – mówi..
W końcu, gdy kiedyś wrócił do domu z medalem, a pijany ojciec zatrzasnął mu drzwi przed nosem, zamknął się w sobie na dobre. – Gdy miałem 15 lat przeszedłem operację kręgosłupa. Powiedziano mi, że już nigdy nie będę mógł uprawiać sportu zawodowo. Świat mu się zawalił – wspomina. W domu wsparcia nie znalazł. –Poszedłem na osiedle. Kolega dał mi puszkę piwa i powiedział „Pijesz. Będzie lepiej”. Potem była druga puszka, trzecia. Był moment, że kończyłem na 17 puszkach. Potem zaczęły się jointy. Mówili mi: „Zapal. Polecisz w kosmos. Doświadczysz szczęścia, wolności, wejście w inną rzeczywistość”. Stwierdziłem: biorę to. To wszystko wiązało się z tym, że szukałem miłości, akceptacji, szczęścia. Szukałem tak szczęścia od 15 do 25 roku życia – przechodząc etapy od „rozkręcania się”, przez „wejście w jądro ciemności”, po całkowitą śmierć duchową. Ale na początku, przed tymi wszystkimi papierosikami, piwkami, był brak rozmowy, pocieszenia, modlitwy w rodzinie.
Tau mówił o dokonaniach aktorskich, muzycznych, przyjaźni z O.S.T.R. – a jednocześnie o przytłaczającym doświadczeniu: każdy, choćby najbardziej spektakularny sukces, dawał mu szczęście na małą chwilkę. A sukcesy były. W 2011 r. zadebiutował jako Medium na oficjalnej polskiej scenie muzycznej, w swojej wymarzonej wytwórni Asfalt Records, płytą „Teoria Równoległych Wszechświatów”. Został okrzyknięty odkryciem i debiutem 2011r. Tau nieprzypadkowo wówczas nazwał się „Medium”. Wspomina swoją fascynację satanizmem, okultyzmem, New Age, tarotem, spirytyzmem. Muzykę do odnoszącej sukces płyty napisał po „modlitwie” do ducha pewnego muzyka. Wspomina, że jego ręce same zaczęły wtedy pisać muzykę.
Przełom nastąpił w pewnym 5-gwiazdkowym hotelu, po after party – pełnym dymu papierosów i marihuany, alkoholu i wyuzdanych zabaw. – Zostałem sam. I w jednej chwili Bóg dał mi poznać, jak wygląda moja dusza i co to znaczy nigdy, na całą wieczność nie doświadczyć już więcej miłości. Ukląkłem, zacząłem płakać. Byłem małym, skrzywdzonym chłopczykiem łkającym na środku hotelowego dywanu, obok butelki whisky i worków z marihuaną – mówił
Nękały go lęki, depresja, myśli samobójcze. W końcu zdecydował się na spowiedź u pewnego egzorcysty. Trudno mu opisać, co przeżył. To było potężne doświadczenie wolności. – Poczułem, że mam miecz Ducha i zbroję Bożą – wspomina. Zerwał współpracę z Asfalt Records – choć od dzieciństwa marzył, by tam wydawać płyty. – Usłyszałem wtedy głos będący podszeptem złego ducha: „Nie masz nic”. „Ale masz Mnie” – powiedział Bóg. Tau wspomina „cud wolności” – od używek, pornografii, samogwałtu, obsesyjnego obmawiania. Zdołał przebaczyć swojemu ojcu (którego kiedyś w gniewie, broniąc matki, zrzucił ze schodów, łamiąc mu rękę), ożenił się, poukładał życie rodzinne i zawodowe. – Mogę wreszcie tak po prostu cieszyć się życiem, urokami natury – mówi. – Szczęście mamy na wyciągnięcie ręki. Dopiero po spowiedzi dostrzegłem choćby piękno kołyszących się drzew. Cieszę się każdym małym stworzonkiem. O, tu, cóż za wspaniała mrówka!
Tau, po złożeniu świadectwa, zaprosił młodych na 2-godzinny koncert. Krzydlina Mała do późnego wieczora rozbrzmiewała mocnymi dźwiękami.