Nowy numer 13/2024 Archiwum

Żródło jest gdzie indziej

"Odszyfrowanie" potężnych witraży w kościele NMP na Piasku we Wrocławiu oraz wniknięcie w tajniki twórczości i… serca artysty - spotkanie z Marią Teresą Reklewską było czymś więcej niż przybliżeniem warsztatu pracy.

By ukazać czym są ogromne tafle barwnego szkła wypełniające okna świątyń, zaprosiła słuchaczy najpierw do modlitewnego spojrzenia na wnętrze kościoła. – Jesteśmy w nawie. Nazwa ta pochodzi od łacińskiego słowa „okręt” [navis]. Chodzi o okręt płynący po wzburzonych falach doczesności do Królestwa Niebieskiego – wyjaśniała autorka witraży w kościele NMP na Piasku oraz kościele pw. św. Wojciecha we Wrocławiu. Wskazała na filary, przypominające ręce wyciągnięte do Boga. – Jesteśmy przy nich tacy mali. Jesteśmy niczym, a jednocześnie pozostajemy ukochanymi dziećmi Boga zgromadzonymi na okręcie Królestwa Bożego.

Tłumaczyła, że kluczem do zrozumienia sztuki witrażowej jest scena przemienienia na Górze Tabor – gdy apostołowie padli na ziemię wobec blasku Chrystusa, wobec Bożej obecności. Przypomniała o wezwaniach, jakie Bóg kierował do kolejnych ludzi, zlecając im wzniesienie przybytku – Namiotu Spotkania, świątyni. Zawsze wówczas, dla oddania czci Bogu, używano najcenniejszych materiałów, starano się o najwyższy kunszt i staranność. – Ten okręt, w którym jesteśmy, ta świątynia, też jest odpowiedzią na prośbę Boga – podkreślała.

Wspomniała swoje pierwsze spotkanie z kościołem NNP na Piasku. Było to w 1955 r., gdy kończyła Akademię Sztuk Pięknych. Świątynia była cała w gruzach. Zachowane jednak były ceglane filary, pozwalające wyobrazić sobie zarys wnętrza. Nie sądziła, że wkrótce z tym kościołem jej losy splotą się na dłużej. Tymczasem zaczęła przygotowywać dwa witraże do klasztoru franciszkanek w Warszawie. Wtedy przyszedł kryzys. – Miałam poczucie, że nigdy nie będę w stanie tego zrobić. To był rodzaj depresji (choć wtedy nie używano tego słowa), rozpaczy. Zaczęłam modlić się ze wszystkich sił do Ducha Świętego i prosić Maryję, by to Ona poprowadziła prace – opowiadała M. T. Reklewska.

Witraże powstały. Trafiły na I wystawę sztuki sakralnej w Krakowie. Młoda artystka powróciła tymczasem do Paryża, do pracowni swojego profesora (namawiał ją zresztą do pozostania na stałe we Francji, ale uważała za swój obowiązek powrót do kraju, wzięcie udziału w odbudowywaniu go po wojnie). Tam otrzymała list od bp. Bolesława Kominka – w którym zapraszał do wzięcia udziału w konkursie na witraże do kościoła NMP. Okazało się, że… konkurs wygrała.

Wspomina, że odwiedziła wszystkie pracownie witraży w Polsce, pytając o możliwość zrealizowania projektu tak, jak nauczyła się tego w Paryżu – gdzie artysta pracuje osobiście nad całością dzieła od początku, od wybierania szkła, do końca. Okazało się to niemożliwe. Ostatecznie więc, po uzyskaniu z pomocą bp. Kominka potrzebnych środków, rozpoczęła pracę w Paryżu – w pracowni, którą prowadził prof. Guy de Chevaliere.

Żródło jest gdzie indziej   Ukrzyżowanie - centrum kompozycji Agata Combik /Foto Gość

– Zaczęłam rysować 17-metrowe kartony i… znów dopadło mnie uczucie, że nie dam rady. Znów zaczęłam wzywać Ducha Świętego, Maryi. Codziennie uczestniczyłam w Mszy św., przyjmowałam Komunię św. Czułam, że sama nie dam rady – wspominała, dodając, że przeżywała chwilami istne tortury. Prace stopniowo posuwały się jednak naprzód. Na gotowych kartonach trzeba było położyć kalkę techniczną, narysować, jak ma być pocięte szkło, ponumerować fragmenty, sprawdzić, czy konstrukcja będzie się trzymać. Do każdego kartonika z numerem dobierało się następnie odpowiednie szkło.

Pani Maria wyjaśniała na czym polega specyfika użytego w witrażach szkła potasowego, dmuchanego – które ma w sobie bąbelki, załamania, umożliwiające powstawanie specjalnych efektów świetlnych. Mówiła o dobieraniu szkła, malowaniu tlenkami metali, rozgrzewaniu w piecu – co sprawia, że namalowane elementy wnikają w strukturę szkła i są nie do zdarcia. – Codziennie miałam poczucie: „Ja tego nigdy nie zrobię”. Codziennie wołałam do Ducha Świętego – wspomina. – W końcu wszystko zostało wysłane w skrzyniach do Warszawy. W Paryżu byłam jeszcze bodajże półtora roku. Gdy wróciłam do Polski, weszłam do kościoła NMP na Piasku i zobaczyłam zamontowane witraże, miałam świadomość: „Nie ja to zrobiłam”.

Artysta powtarzała wiele razy: – Źródłem jakiejkolwiek twórczości – czy chodzi o obraz czy muzykę czy słowo – jest Duch Święty, nie artysta. Ja muszę ciągle się uczyć, pracować, ale jestem tylko narzędziem – podkreślała.

M. T. Reklewska mówiła o kolejnych witrażach, jakie wykonała dla kościoła NMP na Piasku oraz o mnóstwie dzieł przeznaczonych do następnych świątyń i innych obiektów na całym świecie, także w Japonii. Uwagę słuchaczy zwróciło dokładne wyjaśnienie kompozycji witraży w kościele na Piasku. Trzy witraże w centralnych oknach prezbiterium odnoszą się do wiary (lewy witraż), nadziei (prawy) i miłości (środkowy). W lewym dostrzeżemy jasną postać Abrahama – ojca naszej wiary, pod spodem ofiarę Izaaka, zapowiedź ofiary Chrystusa, a niżej drzewo rajskie (z jednej jego strony stoją Adam i Ewa, z drugiej widać złocistą sylwetkę Maryi – Tej, która uwierzyła, która zniszczy głowę węża).

Żródło jest gdzie indziej   Pod rajskim drzewem - Adam i Ewa oraz Maryja, Niewiasta, która podepcze głowę węża Agata Combik /Foto Gość

W witrażu po prawej dostrzeżemy znów Służebnicę Pańską, która z ufnością wyciąga ręce i przyjmuje Ducha Świętego, poniżej Jej postać z Dzieciątkiem, a na dole znów rajskie drzewo – to, które znajdziemy w wieczności.

Środkowy witraż, witraż miłości, mieści przedstawienie Ukrzyżowanego, Wieczerzy Pańskiej oraz – na wysokości sąsiednich drzew – Drzewo Kościoła.

Witraże w skrajnych oknach ukazują tajemnicę Ducha Świętego – pod postacią wichru czy języków ognia. Zaś na witrażu w kaplicy św. Maksymiliana M. Kolbego widać świętego już uwielbionego, w chwale. Ukazany jest w pędzie, unoszony do nieba (konie nawiązują do Eliasza zabranego do nieba rydwanem), pociągający ze sobą ludzi, rośliny. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do owego pędu ku niebu.

– Źródło sztuki jest w Bogu. Artysta może otworzyć się i przyjąć od Niego dar. Musi najpierw przeżyć poczucie niemocy, udręki, świadomości że nie sprosta oczekiwaniom – mówiła artystka. I podzieliła się tekstem, która bardzo często odmawia. Jest to jedna z wersji modlitwy:

„Duchu Święty, natchnij mnie,
Miłości Boża, pochłoń mnie,
na właściwą drogę zaprowadź mnie.
Maryjo, Matko, spójrz na mnie,
z Jezusem błogosław mi.
Od wszelkiego złego,
od wszelkiego złudzenia,
od wszelkiego niebezpieczeństwa
zachowaj mnie. Amen”.

Żródło jest gdzie indziej   Św. Maksymilian M. Kolbe unoszony do nieba Agata Combik /Foto Gość

Żródło jest gdzie indziej   Konie u stóp św. Maksymiliana Agata Combik /Foto Gość

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy