Ma 63 lata, ale jak sam mówi, wciąż niektórzy młodzi zbierają od niego baty. W wieku 16 lat tracił jedną nogę. Na korcie ładuje baterie do życia.
Miał 16 lat, gdy w wyniku wypadku stracił lewą nogę. Nie miał jednak zamiaru zamknąć się w pokoju i załamać.
Dziś to bardzo doświadczony utytułowany zawodnik tenisa ziemnego na wózkach, ale przede wszystkim człowiek z pasją, dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie.
Rakietę w ręku trzyma prawie 26 lat i nigdy mu się nie znudziła. Paraolimpijczyk, finalista wielkoszlemowych Australian Open oraz US Open w grze pojedynczej i podwójnej uwielbia oglądać oraz trenować tenis. Jak mówi, będzie grał, dopóki mu sił starczy.
- Próbowałem się we wszystkich dyscyplinach dla osób niepełnosprawnych: koszykówce, siatkówce, maratonie na wózkach, podnoszeniu ciężarów, lekkiej atletyce… Ale kiedy posmakowałem w tenisa, powiedziałem: nie chce innego sportu! - opowiada Tadeusz Kruszelnicki.
Tłumaczy, że w życiu ważne jest określenie sobie konkretnego celu. Tadeusz Kruszelnicki w swoim życiu postawił sprawę jasno: jeśli w ciągu maksymalnie 2 lat osiągnie zakładany przez siebie poziom, wywalczy dobry wynik na turnieju czy w rankingu, będzie kontynuował sportową przygodę.
- Tenis ziemny rozwija pod każdym względem, nie tylko fizycznym. Gdybym nie spróbował, nie byłbym tym człowiekiem, jakim jestem - mówi T. Kruszelnicki.
Dobra forma fizyczna i kondycja to jedno. Nie ulega wątpliwości, że są nam na co dzień potrzebne. Ale to nie wszystko.
- Przede wszystkim unikamy siedzenia w domu bezczynnie, zamykania się w czterech ścianach, dołowania i narzekania na swój los. Sport daje nam doskonałą okazję, by poznawać ludzi, zawiązywać znajomości, przyjaźnie, podróżować. Ja mam przyjaciół na całym świecie - opowiada tenisista z Ziębic.
Sam zagaduje innych zawodników na turniejach, pogratuluje po meczu, pożartuje z rywalem, zaczepi.
- Z rakietą w ręku się spełniam. Tenis wlewa we mnie radość. Na korcie ładuje baterię do mojego prywatnego życia, potem tracę tam energię i znowu wchodzę na kort, żeby się naładować - uśmiecha się pan Tadeusz.
Członek Ziębickiego Klubu Tenisowego bez żadnego oporu podejmuje wyzwania sportowe, nawet jeśli po drugiej stronie siatki pojawia się rywal zdecydowanie młodszy.
- Często miałem sytuacje, że podczas treningu na korcie pełnosprawni tenisiście nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Tenis na wózkach dla kogoś, kto się nigdy z nim nie spotkał, jest szokiem. Bo to nie jest ślamazarne odbijanie, tylko sport na wysokim poziomie. Ostatnio zdziwienie potęguje jeszcze fakt, że mam 63 lata i rywalizuję z młodymi - opowiada T. Kruszelnicki.
W środowisku coraz częściej określają go mianem „dziadek”. Oczywiście ze względu na wiek.
- W sumie to maja rację, bo formalnie dziadkiem jestem. Mój wnuczek ma 11 lat. Niektórzy zaczepiają mnie: „A chce ci się jeszcze wychodzić na kort?”. Odpowiadam wtedy: a co, mam się zamknąć w czterech ścianach i trenować tzw. „szyjne karate” czy alkoholizm, jak kilku moich kolegów? - mówi sportowiec.
Przypomina mu się historia, gdy ktoś obserwując trening tenisisty na wózku, powiedział do jego trenera: „Nieźle pan temu na wózku podgrywa te piłeczki. To tak fajnie wygląda”. Trener się poruszył i mówi: „Tak? To może ja ci zorganizuje trening z nim. Założę się, że nie wytrzymasz nawet pół godziny”. I mówił te słowa do tenisistów grających na dobrym amatorskim poziomie.
- Po 20 minutach treningu ze mną najlepszy z nich schodził i przepraszał trenera, mówiąc: „Cofamy nasze słowa. On gra po kątach, długie, krótkie piłki, wszystko potrafi zagrać” - wspomina Tadeusz Kruszelnicki.
Wyjaśnia, że profesjonalni tenisiści na wózkach to atleci, którzy rozwijają swoje ciało pod każdym względem. Spędzają długie godziny na siłowni, na rozciąganiu, na basenie. Szkolenie, którym objęci są pełnosprawni tenisiści, obejmuje także tych grających na wózkach.
Ich rywalizacja wygląda równie widowiskowo, natomiast jedyną znaczącą różnicą w zasadach jest fakt, że piłka może odbić się od kortu dwa, a nie jeden raz.
Ziębiczanin przez lata występów na całym świecie zauważył, jak sport zmieniał ludzi na lepsze. Z markotnych, podłamanych swoim losem, pełnych pretensji i zamkniętych na przepełnionych werwą , radością i empatią zawodników. Takich, którzy chcą rywalizować, jeździć na turnieje, poznawać nowych ludzi.
- Ja nie muszę grać w tenisa. Swoje już osiągnąłem, byłem trzeci w ogólnoświatowym rankingu. A teraz mam z tego przyjemność, więc dlaczego nie mogę z tego korzystać? Poza tym, czymś pięknym byłoby jeszcze wyszkolić swojego następcę . Być może się uda. Już się do mnie ludzie zgłaszają, żebym uczył młodych grać w tenisa na wózkach - oświadcza Tadeusz Kruszelnicki.
Chciałby służyć swoim sporym doświadczeniem, przekazywać je innym. Dlatego, kiedy pytają go zaczepnie: „Dziadek, kiedy skończysz w tego tenisa grać?”, odpowiada równie zadziornie: „Niektórzy, i to młodzi, dalej dostają ode mnie baty, więc nawet jak będę poruszał się o lasce, ale będę w stanie przebić piłkę, to uwierz, że do ciebie przebiję”.