"Co mnie obchodzi Jezus i Jego problemy sprzed 2000 lat, gdy ja mam dzisiaj swój problem - nie wiem, jakie buty i sukienkę wieczorem założyć?" - mówiła kiedyś modelka, która odnalazła Boga.
Na Salwatoriańskim Forum Młodych w Dobroszycach gościła Anna Golędzinowska, polska modelka, aktorka, prezenterka telewizyjna pracująca i mieszkająca we Włoszech.
Jej tata był alkoholikiem i umarł przedwcześnie. Jako młoda dziewczynka żyła w nienawiści do matki, która nie mogła uwierzyć, że wujek Ani skrzywdził ją seksualnie. - Nienawidziłam całego świata i jako 12-latka zaczęłam uciekać z domu. Kradłam w sklepach i włóczyłam się po nocach w nieciekawym towarzystwie - wspominała prelegentka.
Wkrótce przeżyła nieudaną próbę samobójczą. Później uciekła ze szpitala. Szukała jej policja i opieka społeczna.
- W wieku 16 lat poznałam osoby, które zaproponowały mi pracę modelki w Mediolanie. Nie dojechałam tam, bo trafiłam do innego miasta, gdzie zmuszali mnie, bym pracowała jako prostytutka w agencji towarzyskiej we Włoszech. Nie miałam pieniędzy, dokumentów. Jeden z klientów mnie zgwałcił. Udało mi się jednak uciec - opowiadała A. Golędzinowska.
Nie wróciła do Polski. Tam była spisana na straty i, jak sama stwierdza, nikt nie dawał nawet 5 groszy, że coś porządnego z niej będzie. - Pamiętajcie już dziś: nikt na świat nie przychodzi zły. Jako morderca, narkoman czy złodziej. To wiele razy cierpienie, które zadają nam dorośli, sprawia, że nie szukamy prawdziwej miłości. Ja chciałam wrócić do Polski dopiero, jak coś osiągnę, jak będę mogła pochwalić się przed ludźmi - mówiła Anna.
W Mediolanie zaczęła pracować w agencjach mody, w telewizji. Robiła karierę, a jej wizerunek pojawiał się na okładkach gazet. W Polsce już nikt nie patrzył na nią jak na osobę z niższej półki, nagle wszyscy byli kolegami i koleżankami. - Byłam bogata, jeździłam regularnie do Monte Carlo, miałam wszystko, co chciałam. I kiedy możesz mieć wszystko, to jedyna rzecz, której pragniesz, to… miłość, czyli coś czego kupić się nie da - konstatowała Golędzinowska.
Aby zabić pustkę, sięgała po narkotyki. Nie wiedziała nic o Kościele, a na widok księży, jak określa, dostawała wysypki. - Najpierw wylądowałam u buddystów, potem u ewangelików. Czegoś mi tam jednak brakowało. Któregoś dnia moja historia została opowiedziana pewnemu wydawcy - Diego i on chciał wydać o mnie książkę, ale powiedział, że muszę najpierw pojechać do Medziugorie - opowiadała kobieta.
Udała się tam więc na trzy dni, zabierając ze sobą wielką walizkę ubrań, butów i damskiego sprzętu. - Wydawca patrzył na mnie jak na idiotkę. On w trasie odmawiał Różaniec, ja udawałam, że śpię. Naśmiewałam się już na miejscu, że Medziugorie to jeden wielki biznes, że ja tu nic nie poczułam i nic nie przeżyłam - wspominała Anna.
Wydawca zachęcał ją do wchodzenia pod górę Drogą Krzyżową. - Pomyślałam: "Ale czubek. Co mnie obchodzi Jezus i Jego problemy sprzed 2000 lat, gdy ja mam dzisiaj problem, bo nie wiem, jakie buty i sukienkę wieczorem założyć" - mówił gość Forum Młodych.
I dodała, że w Mediolanie nie była przyzwyczajona wieszać ubrań w szafie, bo miała sprzątaczkę, a co dopiero wchodzić na jakąś górę. - Tam usłyszałam głos. Nie jakiś szczególny, którego inni nie słyszą, ale taki, który może usłyszeć każdy z nas, jednak codzienny chaos nam go zagłusza. Powiedział mi: „Dopóki nie wejdziesz na górę, nie dowiesz się, po co tu przyjechałaś”. Kiedy weszłam na górę w końcu, padłam przed krzyżem na kolana i zaczęłam się modlić. Nie potrafiłam nawet zdrowaśki, a usta same mi się otwierały do modlitwy - opisywała A. Golędzinowska.
Pamięta, że wydobyły się wtedy z niej dwa proste słowa: "Wybaczam wam". Były skierowane do ludzi, którzy zrobili jej krzywdę. I wtedy serce Polki się zmieniło. Nie chciała wracać do Mediolanu, ale musiała. Przez rok nie mogła się tam się odnaleźć. Rezygnowała z pokazów mody, by iść sama do Kościoła, by porozmawiać z Jezusem. - Moje życie w Mediolanie było fałszywe. Co chciałam, to miałam, latałam prywatnym samolotem, z ochroniarzami. Ubierałam się w najmodniejsze kreacje. Miałam doczepiane włosy, sztuczne rzęsy. Pracowałam z Paris Hilton, Leonardem di Caprio, Janet Jackson - wymieniała 35-latka.
Znajomi ze świata show-biznesu pytali ją, co robi w tym Medziugorie. Odpowiadała: chodzę do kościoła, odmawiam Różaniec, karmię kury i jestem szczęśliwa. Wtedy stwierdzali, że zwariowała. - Jeżeli być wariatem oznacza kochać Jezusa, to ja chce być wariatką. 3 lata spędziłam z siostrami w Medziugorie i to były 3 najpiękniejsze lata mojego życia. Ubierałam się w to, co przynosili pielgrzymi. Jadłam to, co przynosili pielgrzymi. Nie musiałam wyglądać jak modelka, a wszyscy mnie kochali i lubili za to, jaka byłam, nie kogo udawałam. Tam udało mi się zdjąć maskę - oświadczyła Anna Golędzinowska.
Do młodych ludzi skierowała ważne przesłanie, by pamiętali o trzech ważnych aspektach życiowych: przebaczać, nie osądzać i kochać. - Gdy się skończy spotkanie, weźcie telefon do ręki i wyślijcie SMS-a przynajmniej do jednej osoby, z którą się pokłóciliście, z którą nie rozmawiacie od wczoraj, a może od wielu lat. Przeproście ją albo wybaczcie jej. Robiąc to, wyświadczasz sobie przysługę, oczyszczasz serce z żalu i goryczy, stajesz się wolny - zachęcała prelegentka.
Jej zdaniem nie ma innej drogi, żeby się uwolnić od cierpienia jak wybaczenie. Bo sama sprawiedliwość nie przywróci nam pokoju. - Kiedyś nie miałam szacunku do siebie i swojego ciała. Zmieniałam facetów jak rękawiczki i liczyli się ci, którzy byli sławni. Normalny człowiek mnie nie interesował. Jednego żegnałam i patrzyłam, czy odjechał, po czym wychodziłam na kolacje z drugim - wspominała Anna.
Jednak od przełomowej spowiedzi w Medziugorie zaczęła żyć w czystości. Opisywały to nawet gazety, chociaż nikt w to nie wierzył.
- Założyłam we Włoszech Ruch Czystych Serc, promujący czystość przedmałżeńską. Myślałam, że nie dojdę do 5 osób, po tygodniu było ich 500. Dzisiaj jest ponad 9 tysięcy, a ruch rozszerzył się na Austrię i Szwajcarię. Ten świat piękny i czysty istnieje, ale żyje w ukryciu, bo się nie obnosi z czystością. Dzisiaj rzeczy, których powinniśmy się wstydzić, stały się normalne i na odwrót - podsumował gość Salwatoriańskiego Forum Młodych.