Świadectwem Lecha Dyblika rozpoczął się Wieczór modlitwy o wyzwolenie do trzeźwości w parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Oławie.
– Jestem tu, bo jestem alkoholikiem. Nie piję od 27 lat, ale jest to choroba nieuleczalna. Mam marzenie, by być trzeźwym, gdy będę umierał. Na razie jestem na dobrej drodze – rozpoczął swoją opowieść aktor. – W pewnym momencie zdecydowałem się publicznie opowiedzieć (w godzinnym filmie) o swojej chorobie, o krzyżu, który niosę. Nie ubyło mi przez to godności, nie straciłem poczucia własnej wartości. Najtrudniej było mi przyznać się przed samym sobą do problemu. Chciałem wierzyć, że jestem wszechmogący, najcwańszy „na dzielnicy”… W pewnym momencie życia znalazłem drogę wyjścia z tego. Zrozumiałem, że moja historia może być krzepiąca dla innych, dlatego dzielę się nią w kryminałach, grupach Anonimowych Alkoholików. Długo okłamywałem wszystkich. Teraz nie mam już tajemnic, wszystkie moje karty leżą na stole…
L. Dyblik wspominał swój dom rodzinny – dom, którego nie lubił. Ojciec raz po raz wracał do domu nietrzeźwy, wybuchały awantury. Jako młody chłopak postanowił jak najszybciej się wyprowadzić – mając 15 lat wyjechał z domu do szkoły z internatem, technikum budowlanego. Choć miał już świadomość, ile zła rodzi alkohol i chciał inaczej niż ojciec ułożyć swoje życie, bardzo szybko przysłowiowa „flaszka” dopadła go w owym internacie – gdzie w ten sposób świętowano imieniny i inne okazje.
Lech już w szkole średniej założył teatr, grał w koszykówkę; po studiach w PWST w Krakowie otrzymał pracę w Teatrze Narodowym w Warszawie. – Czułem się kimś wyjątkowym, myślałem że świat padnie przede mną na kolana – wspomina. – Kiedy jednak przyjechałem do Warszawy, okazało się, że takich jak ja, młodych, ambitnych, jest tam pełno. O nich piszą, o mnie nie. Nie poznali się… Obraziłem się. Szybko okazało się, że najciekawszą częścią mojego życia stały się wieczory spędzane w knajpach. Tam byłem gwiazdą. I nie widziałem, że alkohol przejmuje kontrolę nad moim życiem.
Ożenił się. Po jakichś dwóch lata uznał, że popełnił błąd. – Czemu ta baba taka brzydka… I wcale nie zakochana. Ciągle coś jej się nie podoba… Pocieszenia szukałem oczywiście „na mieście” – mówi. Długo krył się z piciem. Kiedy jednak żona musiała na dłużej wyjechać za granicę, już nie musiał niczego ukrywać. Życie sprowadziło się do wychodzenia do sklepu po alkohol i picia go w domu, do wegetacji w brudzie i bałaganie.
Przełom nastąpił pewnego dnia w 1985 r. – Stwierdziłem, że nie mam już sił chodzić po tę flaszkę. Pomyślałem: „Po co się męczyć, trzeba to skończy”. Zdziwiłem się, bo miało być inaczej – Hollywood, Los Angeles… Ale zastanawiałem się już tylko czy powiesić się na klamce czy haku – wspomina.
Wtedy niedoszłemu samobójcy przypomniało się, jak pewien kolega dla żartu pokazał mu kiedyś poradnię odwykową. Stwierdził, że jeszcze tego „spróbuje”. Pojechał tam, jak stał. – Najważniejsze masz pan z głowy. Sam pan przyjechał, powiedział o co chodzi i poprosił o pomoc – usłyszał od terapeuty Marka. Kierując się jego wskazaniami, rzeczywiście wszedł na drogę przemiany życia. Przestał pić.
– Zacząłem się uczyć języków, lepiej mi się wiodło w pracy, zacząłem nieco lepiej zarabiać, urodziły mi się trzy córki. Ale… wciąż czułem się niedoceniony, wciąż żona była niezadowolona. Ciągle źle czułem się w domu. Nie umieliśmy normalnie usiąść ze sobą do stołu. Dotarło do mnie, że, choć jestem trzeźwy, w moim życiu nic się nie zmieniło – wspomina. – Zrozumiałem, że choć się tak staram, szykuję być może moim córkom los taki, jaki mój…
Będąc na takim etapie życia, aktor wszedł kiedyś do kościoła franciszkanów w Łagiewnikach koło Łodzi (zaglądał czasem do świątyń, ale tylko dla wrażeń estetycznych). – W kościele było pusto, tylko w konfesjonale siedział stary ksiądz i czytał grubą księgę. Pomyślałem: „Tego jeszcze nie próbowałem” – mówi. Po 20 latach przerwy zdecydował się przystąpić do spowiedzi.
Trwała ponad 2 godziny. – Zobaczysz bracie, jak zmieni się twoje życie – powiedział na koniec kapłan – o. Klemens. L. Dyblik nie uwierzył mu, a jednak tak się stało. – Zacząłem chodzić do kościoła, słuchać czytań… Uświadomiłem sobie, że nie ja jestem najważniejszy. Że jestem otoczony ludźmi, którzy mają często większe niż ja problemy – wspomina.
Zaczął inaczej patrzeć na swoich bliskich, trafił do wspólnoty neokatechumenalnej. Nagle okazało się, że własne dzieci zaczęły odnosić się do niego z szacunkiem. – Gdy zobaczyłem go w oczach moich córek, spodobało mi się to. Poczułem, że na takich warunkach chce mi się być tatą – mówi. Wspomina jak nagle stwierdził, że jego żona ładnie wygląda; zrozumiał, że jest wdzięczny, że przy nim jest, że ją kocha. Nie umiejąc powiedzieć jej tego, stojąc tuż obok napisał smsa. – Ja ciebie też kocham – odparła z uśmiechem. W końcu poczuł się dobrze w domu. Nawet nieco zbuntowana jedna z córek stwierdziła pewnego dnia: „Tato, zmieniam taktykę: kocham cię”. A on sam po latach zdecydował się napisać list do swojego ojca-alkoholika, prosząc o… wybaczenie. Uświadomił sobie, że uzależniał miłość do ojca od spełniania przez niego wyśrubowanych standardów zachowania. „Kocham cię” – zabrzmiało na koniec listu.
Lech Dyblik odkrył z czasem, że zakonnik, u którego odbył pamiętną spowiedź, o. Klemens Śliwiński, był bardzo ceniony przez Jana Pawła II; pełnił przez pewien czas funkcję przełożonego spowiedników w Watykanie. – Nawrócenie i sakrament pojednania otwierają drzwi na wielką, piękną łąkę – mówi. – Wolność, czyli życie bez strachu, jest możliwe tylko z Bogiem… Nie walczymy wyłącznie o to, by nie pić, ale żeby nasze życie było pełne sensu; żebyśmy odważyli się kochać.
Po świadectwie aktora (śpiewającego również rosyjskie ballady) do kościoła został uroczyście wniesiony krzyż. Wniosła go młodzież, która niedawno przystąpiła do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu – prowadzonej przez ks. Piotra Rozpędowskiego – każdy mógł złożyć na belkach krzyża napisane na kartce imię czy inicjały osoby, która szczególnie potrzebuje modlitwy o wyzwolenie. Można było również złożyć deklarację przystąpienia do KWC – podjęcia abstynencji od alkoholu, a także porozmawiać w pomieszczeniach parafialnych z członkami grupy Anonimowych Alkoholików. Młodzież zaprezentowała pantomimę ewangelizacyjną ukazującą walkę, jaką Chrystus toczy o człowieka. Wieczór zwieńczyła Msza św. w intencji uzależnionych i współuzależnionych pod przewodnictwem ks. Patryka Stolarka.
Wydarzenie odbyło się w dzień, gdy zainaugurowano akcję "100 dni trzeźwości na 100-lecie niepodległości".